“Nigdy nie nokautowałem Niemców w ringu. Masakrowałem ich przez całe trzy rundy”. Na wspomnienie wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat, Jerzy Junosza Kowalewski wciąż instynktownie zaciskał pięści. W 2013 r., niedługo przed śmiercią, ten 90-letni warszawiak nadal mógł zaimponować fizyczną sprawnością. „Jeszcze w ubiegłym roku grałem w tenisa. Zawsze miałem potężnego kopa w prawej łapie” – uśmiechał się.
Kowalewski był ostatnim żyjącym z Polaków, którzy brali udział w walkach bokserskich w obozach śmierci. Wielu takich jak on, chłopców z dobrych rodzin, nauczonych sportowej rywalizacji, w wieku zaledwie 20 lat musiało stanąć na obozowym ringu naprzeciw niemieckich kryminalistów: bandytów i morderców. Walczyli tam nie tylko o godność i honor – walczyli o życie.
Z ringu do piekła
Rok 1937. Feliks Stamm i trenowana przez niego ekipa bokserów warszawskiej Legii zdobywają mistrzostwo Warszawy. Wyróżniającym się zawodnikiem jest 20-letni Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski. Dwa lata wcześniej chłopak wywołuje sensację, wygrywając z bardziej doświadczonym i starszym Antkiem Czortkiem z klubu „Okęcie” – mistrzem Polski i członkiem kadry na igrzyska w Berlinie.
Pietrzykowski jest szybki i ma silny cios, jednak nie trzyma równej formy. Na mistrzostwach Polski przegrywa: z Michałem Janowczykiem z poznańskiego „Sokoła” i Zygmuntem Małeckim z warszawskiej „Polonii”. W Gimnazjum Męskim „Przyszłość” przy ul. Śniadeckich w Warszawie „Teddy” robi pokazówkę, sparing z młodszym o 6 lat Jerzym Junoszą Kowalewskim, który dopiero stawia pierwsze kroki w boksie.
W tym samym roku w greckich Salonikach rówieśnik Kowalewskiego, 14-letni Żyd Salamo Arouch sprawia sensację, wygrywając swoją pierwszą walkę przez nokaut techniczny. Dwa lata później będzie już mistrzem Bałkanów.
W roku 1943 Czortek z „Okęcia” i Małecki z „Polonii” spotykają się z Arouchem w obozie koncentracyjnym. Zanim do niego trafią, bokserskim mistrzem Auschwitz jest już Pietrzykowski, zesłany tam trzy lata wcześniej. W Boże Narodzenie 1942 roku w liście do matki „Teddy” pisze: „Jestem dziś mistrzem wszech wag KL Auschwitz po zwycięstwach nad Janowczykiem, Dexponko itd. Tak, Mateńko, dostałem za to 10 bochenków chleba i 10 kostek margaryny – rozdałem na gwiazdkę biednym, niech i oni mają. Widzisz przydał mi się boks – prawda – widzisz i pamiętasz, co ci wszyscy mówili – Sylwina, co będzie z niego? On sobie w życiu nie da rady (…). Dam sobie radę i w piekle przy Bozi pomocy, a oni jak wychowali swoje dzieci, co? Na muchy – aż strach patrzeć, jak giną biedaki”.
W tym czasie 19-letni Jerzy Kowalewski zaczyna przygotowania do walk bokserskich w obozie koncentracyjnym Gross-Rosen.
Walcz lub umieraj
„Teddy” trafia do Auschwitz w pierwszym transporcie w czerwcu 1940 r., złapany na nielegalnym przekraczaniu granicy. Od tej pory jest numerem 77. Obozem zarządza załoga SS, ale bezpośrednio władzę sprawuje 30 „funkcyjnych” – niemieckich kryminalistów, przywiezionych z KL Sachsenhausen. Ich zadaniem jest fizyczne i psychiczne złamanie więźniów w czasie tzw. kwarantanny. Karne ćwiczenia, bicie i brak jedzenia mają pozbawić Polaków woli oporu. Szansę na uniknięcie kwarantanny mają tylko więźniowie posiadający jakiś fach – kowale, malarze, stolarze. „Teddy” nie umie niczego poza boksem, więc wie, że jego dni są policzone.
Tadeusz Pietrzykowski stał się pierwowzorem bohatera powieści Józefa Hena „Bokser i śmierć”, opowiadającej o losach boksera-więźnia. W 1962 roku nakręcono na jej podstawie także film fabularny pod tym samym tytułem.
Po pół roku morderczej pracy przy 170 cm wzrostu waży już tylko czterdzieści kilka kilogramów. W marcową niedzielę 1941 r. wycieńczony siedzi na stosie cegieł z kolegami, czekając, aż ich ubrania zostaną odwszone. Nagle od strony budynku obozowej kuchni, znajdującej się tuż obok bramy z napisem „Arbeit macht Frei”, zaczynają dobiegać podniecone głosy: „Bij!”, „Zabij!”. Po chwili jeden z kolegów przynosi informację: „Słuchajcie, niemieccy kapowie boksują się, podobno ktoś z was potrafi?”. Jeden z więźniów wskazuje na Pietrzykowskiego. „Teddy” występuje przed szereg.
Po latach tak wspominał tę chwilę: „Towarzyszyła mi jedna natrętna myśl – za walkę dają chleb. Byłem głodny. Głodni byli moi koledzy. Walka dawała szansę zdobycia w obozowej społeczności jakiejś pozycji. Jako niefachowiec nie miałem innych szans”.
„Bij Niemca!”
W rogu obozowej kuchni więźniowie tworzą „żywy” ring. „Teddy” dostaje zimowe rękawice robocze, tzw. łapawice. Widzi przeciwnika. Jest nim niemiecki kapo Walter Dünning, wcześniej zawodowy bokser wagi średniej. Doskonale umięśniony i odżywiony, waży ponad 20 kg więcej niż Pietrzykowski. Dünning nosi czarny trójkąt, nie był więc typowym kryminalistą (ci noszą zielone), ale tzw. elementem aspołecznym. W obozie jest znany z tego, że traktuje innych więźniów jak przymusowych sparingpartnerów, bijąc do nieprzytomności i łamiąc im szczęki. Nie sprawia mu to jednak sportowej satysfakcji – cały czas poszukuje boksera, który mógłby mu dorównać.
Najstarszy rangą więzień wychodzi na środek, by sędziować: „Ring Frei. Kampf!”. Dünning nonszalancko rusza na Pietrzykowskiego, z na wpół opuszczonymi rękami. Błąd. Trzy lewe proste „Teddy’ego” trafiają. Ciosy są słabe, ale Niemiec nie potrafi się przed nimi obronić. Atakuje i wtedy otrzymuje prosto w szczękę kontrę z prawej. Lekko zamroczony staje i ze zdziwieniem patrzy na Polaka. Po chwili rusza znów do ataku, ale wszystkie jego ciosy trafiają w powietrze lub są zbijane. Kończy się pierwsza runda. Niemiec został trafiony cztery razy, „Teddy” – ani razu.
W czasie przerwy Pietrzykowski dostrzega u niemieckich kryminalistów coś w rodzaju szacunku. Koledzy „Teddy’ego” dają się ponieść emocjom. „Bij Niemca!” – krzyczą coraz głośniej, nie zważając, że niektórzy kapo znają polski. Pietrzykowski ucisza ich, wiedząc, że za chwilę walka może zostać przerwana, a więźniowie mogą słono zapłacić za swoje słowa.
W drugiej rundzie Dünning agresywnie rusza do przodu. „Teddy” używa wszystkich swoich umiejętności, by uniknąć potężnych ciosów. Rotacyjne uniki, których uczył go w Legii Feliks Stamm, okazują się skuteczne w walce z wolniejszym Niemcem. Po jednym z takich manewrów Pietrzykowski znów wyprowadza kilka lewych prostych, potem prawy prosty i lewy sierpowy. Pod nosem Dünninga pojawia się krew. Kapo staje w ringu, czeka też „Teddy”. Jednak polscy więźniowie krzyczą bez opamiętania: „Bij go, bij Szwaba!”. Tego już Niemcom za wiele. Z wściekłością rzucają się na Polaków, bijąc ich i kopiąc.
„Ja w tym czasie z obawą czekałem, co będzie ze mną – wspominał potem Pietrzykowski. – Po chwili podszedł do mnie Walter, rzucił rękawice i podał mi rękę mówiąc: »Gut Junge! Sehr gut! Komm mit!« (Dobrze młodzieńcze! Bardzo dobrze! Chodź ze mną!)”.
Dünning prowadzi „Teddy’ego” do bloku nr 24, gdzie mieszkają kapo. Bandyci, którzy na co dzień biją i mordują słabszych więźniów, czują jednak respekt wobec umiejętności Polaka.
Biała Mgła
Dla Pietrzykowskiego stają się niemal mili. „Teddy” dostaje pół bochenka chleba i kawałek mięsa. Może też wybrać sobie lżejszą pracę. Bez namysłu wymienia komando Tierpfleger, zajmujące się doglądaniem krów. Wie, że dzięki temu będzie miał stały dostęp do mleka i mięsa, które pomogą mu nabrać sił i wrócić do przedwojennej formy. Będzie też dysponował większą ilością czasu na treningi.
Jednak kapo mają w tym swój interes. Zawody bokserskie są doskonałą okazją do hazardu. W obstawianie zakładów zostają wkrótce wciągnięci esesmani z załogi, dla których coniedzielne walki stają się urozmaiceniem koszarowego życia. Kiedy jest zimno, zawody odbywają się w łaźni obok bloku nr 2. W cieplejsze dni bokserzy występują na ringu na wewnętrznym dziedzińcu kuchni. Początkowo Pietrzykowski walczy tylko z innymi więźniami – Polakami. Do Auschwitz trafił też jego rywal sprzed 5 lat Michał Janowczyk z Poznania. Jednak tym razem wygrywa „Teddy”, starając się jednak oszczędzać przeciwnika. „Nie chciałem, by Niemcy mieli satysfakcję z tej bratobójczej walki” – wyzna po latach.
Dzięki dostępowi do żywności i regularnym treningom Pietrzykowski odzyskuje formę. W 1942 r. waży już 66 kg i jest gotów do walki nawet z zawodnikami wagi ciężkiej. Takie starcia budzą największe emocje, a o ich wynik robione są największe zakłady. Wśród polskich więźniów Auschwitz bokserów tej wagi nie ma, „Teddy” walczy więc z Niemcami. Jednego z nich, znanego z sadyzmu kapo rzeźni, wręcz masakruje w ringu. „Krew z rozbitego nosa, warg i rozciętych brwi zalewała tułów kapo i matę ringu, a walka wciąż trwała” – wspominał świadek tego pojedynku Andrzej Rablin.
Pokonuje też utytułowanych niemieckich zawodników: byłego wicemistrza Europy Wilhelma Maiera i eksmistrza Niemiec Harry’ego Steina. Coraz częściej przeciwnikami Pietrzykowskiego są trafiający do obozu bokserzy pochodzenia żydowskiego.
„Teddy” wygrywa wszystkie pojedynki. Dzięki temu, że perfekcyjnie unika ciosów, zyskuje przydomek „Biała Mgła”. Esesmani, którzy postawili na niego 100 marek, mogą zarobić nawet 10-krotność tej kwoty. Pozycja „Teddy’ego” w obozowej hierarchii rośnie. Za wygrane pojedynki dostaje kotły zupy, które zostały z esesmańskiej kuchni. Oddaje je współwięźniom. Pozycja „Teddy’ego” powoduje, że zaczyna odgrywać ważną rolę w konspiracyjnej organizacji, założonej w Auschwitz przez rotmistrza Witolda Pileckiego.
W około 50 stoczonych walkach Pietrzykowski przegra tylko raz: z doświadczonym 35-letnim holenderskim mistrzem wagi średniej Leendertem Josuą Sandersem. Ten bokser pochodzenia żydowskiego trafił do Auschwitz w styczniu 1943 r. Cała jego rodzina została zagazowana. „Lee” ocalał, bo pokonał niezwyciężonego dotąd Pietrzykowskiego. Kiedy w marcu 1943 r. „Teddy” zostanie przeniesiony do innego obozu koncentracyjnego – KL Neuengamme, Sanders zostanie trenerem niemieckich bokserów w Auschwitz.
Krwawe igrzyska
Hazard, jaki rozwinął się wokół walk bokserów-gladiatorów, w 1943 r. wszedł w nową fazę. „Ostateczne rozwiązanie” nabierało rozpędu i do Auschwitz, a także utworzonego właśnie drugiego obozu – Birkenau, docierały codziennie kolejowe transporty z tysiącami ludzi z Grecji, Francji, Włoch i innych krajów. Wśród nich znalazło się wielu bokserów o europejskiej sławie. Część z nich została rozdzielona między liczne podobozy, utworzone przy fabrykach niemieckich firm, które korzystały z tego olbrzymiego napływu darmowej, niewolniczej siły roboczej. Jednym z podobozów były Monowice z fabryką kauczuku syntetycznego Buna-Werke koncernu IG Farben. Tam też w roku 1943 r. odbyły się najbardziej krwawe bokserskie igrzyska.
19-letni mistrz Bałkanów Salamo Arouch trafia do Birkenau 15 marca 1943 r. razem z rodziną. Jego matka i trzy siostry natychmiast idą do gazu, Salamo z bratem i ojcem zostają wysłani do niewolniczej pracy w Monowicach. Kapo zwraca uwagę na doskonałą muskulaturę i noszącą ślady walk twarz Salamo. „Bokser?” – pyta. Arouch potwierdza.
Tego samego dnia staje na ringu na placu apelowym naprzeciw innego więźnia o imieniu Chaim. Nokautuje go w trzeciej rundzie. 20 minut później ciosem w żołądek pokonuje wyższego o głowę Czecha. Esesmani widzą, że młody Żyd ma potężne uderzenie i jest gwarancją dobrego widowiska. Szukają dla niego coraz większych rywali. W jednej z walk Arouch staje naprzeciw mającego dwa metry wzrostu, 130-kilogramowego Cygana. Nokautuje go w 18 sekundzie walki.
Hazard w Monowicach rozkręca się. Salamo musi walczyć dwa razy w tygodniu – w środy i niedziele. To już nie są krótkie pojedynki na punkty jak w Auschwitz. Bokserzy mają walczyć przez całe 15 rund. Czyli praktycznie do upadłego. Zwycięzca może liczyć na dodatkową porcję jedzenia. Kto przegrywa, zwykle zostaje zabity. Taki los spotka m.in. Klausa Silbera, niemieckiego Żyda, którego Arouch pokonuje po morderczej walce. „Oczywiście wiedziałem, co się stanie z przegranymi. Podczas walki musiałem pozbyć się współczucia, by przeżyć” – wyzna Arouch po latach izraelskiemu dziennikowi „Haaretz”.
W październiku 1943 r. do obozu trafiają kolejni mistrzowie. 27-letni włoski Żyd Leone Efrati był zawodowcem, walczył w USA. Podobnie starszy od niego o 9 lat Francesco Buonagurio. Oni też staną na ringu, ale żaden nie przeżyje nawet 6 miesięcy. Więcej szczęścia będzie miał 33-letni tunezyjski Żyd Victor Perez, obywatel francuski, który w zawodowym ringu stoczył przed wojną 133 pojedynki. Ten ważący zaledwie 40 kg bokser o wzroście 155 cm już w czasie pierwszej walki nokautuje cięższego o 50 kg przeciwnika i staje się – podobnie jak Arouch – jednym z „pewniaków” obstawianych przez esesmanów. Choć nie wszystkie walki wygrywa, Niemcy pozwalają mu żyć: ci, którzy przegrali zakłady, zwykle domagają się rewanżu.
Świadkiem jednej z takich walk w Monowicach był więzień Paweł Stolecki: „Na obozowym ringu występował francuski Żyd Perez, przedwojenny mistrz Europy wagi muszej, mąż znanej aktorki Anabelli. Występował też przedwojenny francuski zawodowy pięściarz Bari, niemiecki pięściarz Maketanz, Żyd grecki oraz wielu innych. Na ringu swoje porachunki załatwiali też różni antagoniści”.
Arouch stacza w obozie ponad 200 pojedynków. Perez – około 140. W tym czasie w przykopalnianym podobozie KL Auschwitz nr 147 w Jaworznie walczy 18-letni Mosze Fiedler z Bełchatowa, znany też jako Herszel Haft.
W przeciwieństwie do starszych kolegów, nigdy nie trenował boksu. Bije się, bo chce żyć. Niemcy nazywają go „Bestią z Jaworzna”. Po usłyszeniu gongu wściekle rzuca się na przeciwników, młócąc pięściami. W Jaworznie nie ma limitu rund, walka trwa, aż jeden z bokserów straci przytomność. Fiedler-Haft nokautuje 75 rywali. Ich los jest przesądzony: zwykle po zniesieniu z ringu byli zabijani przez strażników.
Polacy organizują rewanż
25 sierpnia 1943 r. do Auschwitz trafia kolejny transport z Warszawy. Jest upalny dzień, a setki więźniów upchnięto w metalowych wagonach, gdzie temperatura sięga 50 st. C. „Wynosiliśmy nieprzytomnych ludzi, m.in. znanego boksera Czortka. Szybko jednak odzyskał przytomność” – wspominał ten dzień więzień Jerzy Hronowski.
Jako członek polskiej kadry narodowej Antoni Czortek był poszukiwany przez gestapo od początku okupacji. Przez niemal 4 lata udawało mu się uniknąć wpadki, m.in. dzięki dobrze podrobionym dokumentom na nazwisko Antoni Kamiński. Jednak w połowie 1943 r. został zatrzymany przez niemiecki patrol na dworcu w Warszawie: jeden z żandarmów rozpoznał w nim znanego boksera.
Po przyjeździe do Oświęcimia Czortek trafia na kwarantannę na tzw. odcinek B II A obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie spotyka innego boksera w Warszawy Zygmunta Małeckiego. Na polecenie „funkcyjnych” zaczynają staczać ze sobą pierwsze walki na prymitywnym ringu. Wkrótce Czortek musi zmierzyć się z innymi przeciwnikami. Jednak w Birkenau nie ma miejsca na takie bokserskie widowiska, jakie odbywają się w Monowicach. Czortek stacza zaledwie kilkanaście walk. Przegrywa tylko jedną – z Salamo Arouchem.
Tymczasem wśród polskich więźniów „starego” Auschwitz nr 1 morale mocno podupada. Od czasu wyjazdu Pietrzykowskiego mistrzami obozu są znów Niemcy. Jeden z nich, trenowany przez Lee Sandersa bokser o nazwisku Miller, wygrywa wszystkie walki z Polakami. Co prawda niektórzy z nich, jak Kazimierz Szelest, będący sparingpartnerem Sandersa na treningach, robią duże postępy, ale wciąż są zbyt słabi, by zwyciężyć. Wśród polskich więźniów weteranów rodzi się więc pomysł ściągnięcia Antka Czortka z Brzezinki do Auschwitz.
„Kosztowało nas to trochę trudu i kilka esesmańskich kiełbas, aby Niemcy zgodzili się na sprowadzenie Czortka do walki z Millerem” – wspominał później więzień Roman Zadorzecki. „Pamiętam pierwszą akcję Millera w narożniku przy linach. Niemiec uderzył silnie Czortka, ten poleciał na liny, od których się odbił i przystąpił do okładania Millera tak skutecznie, że aż tamtemu głowa podskakiwała. Po takim pokazie sztuki bokserskiej »wiara« nie wytrzymała, zaczęliśmy ryczeć: Bij, pokaż, jak Polacy biją, bij na całego! Uraziło to dumę Niemców i zakazali urządzać podobne widowiska”.
Nie na długo jednak. Na pojedynek z Czortkiem miał również ochotę Walter Dünning, pierwszy przeciwnik „Teddy’ego” Pietrzykowskiego. „Walkę tę zaaranżowałem osobiście – wspominał po latach Erwin Olszówka, więzień nr 1141, zatrudniony jako pisarz przy rejestracji więźniów. – Czortek przebywał wtedy w Birkenau, więc ściągnąłem go do Auschwitz I pod pozorem uzupełnienia kartoteki. Celowo zrobiłem to w sobotę po południu, więc musiał zostać także w niedzielę”.
Polacy poinformowali Dünninga, że do obozu przybył znany bokser: Niemiec przyjął wyzwanie. „Ring ustawiono pośrodku drogi, w rejonie bloków 17–18 i 6–7 – wspominał więzień Aleksy Przybyła. – Przeciwnicy nie byli dobrani, jeśli chodzi o wagę. Walter górował nad Czortkiem wzrostem i ciężarem. Wydawało się, że walka powinna zakończyć się porażką Polaka. Ale Czortek był doskonałym technikiem. Walczył cudownie, a jego przeciwnik raz za razem otrzymywał ciosy, które osłabiały jego pewność siebie. Trudno sobie wyobrazić, co się wtedy działo pośród tłumu więźniów. A kiedy wreszcie walka zakończyła się zwycięstwem Polaka, owacjom nie było końca. Czortek maszerował w szpalerze więźniów, wznoszących okrzyki na jego cześć. To było piękne przeżycie”.
Esesman prowadzi Polaka z powrotem do obozu Birkenau. Antoni Czortek wychodzi przez bramę głównego obozu z napisem „Arbeit macht frei” jako nowy bokserski mistrz KL Auschwitz.
„Teddy” podbija Niemcy
Kiedy Polacy w Auschwitz fetują zwycięstwo, „Teddy” od ponad roku walczy w KL Neuengamme pod Hamburgiem. Trafia tam po tym, jak jeden z jego rywali z zemsty namówił lekarza SS, by wstrzyknął Pietrzykowskiemu zarazki tyfusu. Bokser był przekonany, że dostaje zastrzyk wzmacniający. Jednak kilka dni później znalazł się o krok od śmierci. Niechybnie trafiłby do gazu, jak wielu innych chorych, gdyby nie pomoc pracujących w szpitalu kolegów, którzy ukryli go tuż przed robioną przez esesmanów selekcją. Kiedy trochę wydobrzał, znaleźli mu pracę w szpitalu.
Pietrzykowski nadal walczy i wygrywa, ale wie już, że w każdej chwili urażeni Niemcy mogą próbować się go pozbyć. Z opresji wybawia go… esesman, który właśnie odwiedził Auschwitz: Hans Lütkemeyer, komendant KL Neuengamme koło Hamburga. Przyjechał po więźniów potrzebnych do pracy w fabrykach znajdujących się na terenie tego największego w III Rzeszy obozu.
Zna „Teddy’ego”, ponieważ przed wojną był sędzią bokserskim i… sędziował jedną z walk Pietrzykowskiego w 1938 r., podczas międzynarodowego turnieju w Poznaniu. Bez namysłu proponuje mu wyjazd.
„Teddy” zgadza się. 14 marca 1943 r. razem z grupą więźniów wsiada do pociągu, jadącego w stronę Niemiec. Jego pierwszy rywal z Auschwitz Walter Dünning na pożegnanie wręcza mu w osobliwym prezencie dwie pary bokserskich rękawic.
Mimo znajomości z komendantem obozu, w Neuengamme Pietrzykowski musi przebijać się od nowa. Jest to obóz, w którym Polaków traktuje się najgorzej ze wszystkich nacji. Kiedy więc po obozie roznosi się wiadomość, że przyjechał mistrz bokserski z Auschwitz, „Teddy” staje przed największym wyzwaniem w całej obozowej karierze. Pierwszą walkę musi stoczyć z ważącym niemal 100 kilogramów kapo Kuchtą.
„Przed wojną występował pod przybranym nazwiskiem Hodemach. Nazywano go łamignatem. Był to zawodowy bokser wagi ciężkiej. Ja sięgałem mu zaledwie do ramienia. Przed walką poczęstował mnie chlebem i powiedział: »Najedz się po raz ostatni« – opisywał go potem Pietrzykowski. – Sędziował osobiście komendant Lütkemeyer. Przed rozpoczęciem walki podałem na powitanie rękę Kuchcie, którego ten gest rozśmieszył. Wyraźnie mnie lekceważył. Walkę rozpocząłem w bardzo niskiej postawie. Przeciwnik był znacznie wyższy ode mnie, więc musiał się schylać. Kuchta zaczął atakować, lecz zdążyłem zrobić blokadę. W pewnym momencie zrobiłem zwrot, którego uczył mnie Stamm, i jednocześnie strzeliłem przeciwnika prawą ręką w podbródek. Pod Kuchtą ugięły się nogi i padł na podłogę tak nieszczęśliwie, że głową uderzył o deski. Lütkemeyer doliczył do ośmiu, kiedy oszołomiony Kuchta zaczął się dopiero podnosić. (…) Walkę kontynuowałem. Po raz drugi wyszedł mi ten sam zwrot i podobne uderzenie w podbródek. Kuchta runął na deski i cucono go przez 15 minut. Trudno opisać, co się działo po walce. Dość powiedzieć, że błyskawicznie rozerwano ogrodzenie z drutu kolczastego, za którym stał barak, w którym walczyliśmy, i do środka wpadli moi koledzy. Uznanie manifestowali nawet Niemcy”.
Wielki hazard na ruinach Hamburga
Jednak nie była to najtrudniejsza walka „Teddy’ego”. Taką będzie musiał stoczyć pięć miesięcy później, w sierpniu 1943 r. Przeciwnikiem jest niemiecki bokser Schally Hottenbach „Hammerschlag” (Uderzenie młota), zawodowy wicemistrz świata w wadze półśredniej. Pierwsze trzyrundowe starcie kończy się remisem. Niemiec zapowiada, że w rewanżu tydzień później zmiażdży Polaka.
Kiedy Hottenbach ostro trenuje, brytyjskie lotnictwo dokonuje wielkiego nalotu na Hamburg. Skierowani do odgruzowywania miasta więźniowie znajdują w ruinach miliony marek, kosztowności, żywność. Wiele z tych rzeczy trafia do Neuengamme. Zakłady o wynik walki Hottenbach–Pietrzykowski sięgają kwot, o jakich wcześniej w obozie nikomu się nie śniło. „Więźniowie zatrudnieni przy rozbiórce gruzów dysponowali tysiącami marek, znalezionych w ruinach. Niemcy stawiali 10:1 przeciw »Teddy’emu«. Jednak plotka obozowa niosła, że komendant obozu w zakładach między esesmanami postawił na Polaka” – wspominał więzień Stanisław Jagielski.
Na walkę Lütkemeyer zaprosił kierownictwo SS z Hamburga. Zapowiedział, że będzie trwała 3 rundy. Jednak przed walką Pietrzykowski prosi komendanta o udzielenie głosu. Nieoczekiwanie oświadcza: „Mój przeciwnik kilka dni temu zapowiedział, że zniosą mnie z ringu na noszach. Proponuję więc, abyśmy walczyli nie na punkty w granicach trzech rund, ale aż do zwycięstwa przez nokaut”.
Zaskoczony Lütkemeyer nie wie, co powiedzieć. Postawił na Polaka, ale takiej wygranej nie jest pewien. Hottenbach ma przewagę trzech wag. W końcu komendant się zgadza. Pierwsza runda upływa na markowaniu walki. Tego, co wydarzyło się w drugiej, nikt się nie spodziewał. „Hottenbach gonił mnie po ringu, a w końcu uderzył lewą. Zbił moją rękawicę, a ja ułatwiłem to, uciekając rękawicą w dół i przygotowując uderzenie prawym. Uderzyłem w podbródek. Czysto, bezbłędnie. Hammerschlag zachwiał się i upadł na deski. Uderzył głową, aż zadudniło – opowiadał po latach „Teddy”. – Istniał zwyczaj, że przeciwnik był bezpieczny podczas liczenia tak długo, jak długo opierał się rękawicami o matę. Hammerschlag przy ośmiu oderwał ręce, próbował się podnieść, ale ja już byłem przy nim. Trafiłem po raz drugi w szczękę. Potężny Hottenbach zwalił się na deski jak kłoda. Cucono go przez kwadrans”.
Boks i życie
Tadeusz Pietrzykowski po wojnie był nauczycielem WF-u. Zmarł w Bielsku-Białej w 1991 r. Jego rywal z Auschwitz Lee Sanders przeżył go o rok. W 2004 r. w Radomiu zmarł Antoni Czortek.
Pięć lat później odszedł jego rywal z Birkenau, mieszkający w Izraelu Salamo Arouch. W tym samym roku w Bydgoszczy zmarł Edward Rinke, który w wieku 27 lat został mistrzem KL Mauthausen.
Żaden z nich nie zrobił po wojnie bokserskiej kariery. Najdalej zaszedł Herszel „Harry” Haft – „Bestia z Jaworzna”. W lipcu 1949 r., w wieku zaledwie 24 lat, stanął do walki ze słynnym Rockym Marciano. Przegrał przez nokaut w 3. rundzie. Jego trener tak skomentował tę walkę: „Harry nie potrafi kombinować w ringu. Zawsze walczy tak, jak gdyby chodziło o życie”.
Warto wiedzieć:
Czas na nas
Tylko historia obozowych walk Salamo Aroucha stała się znana na świecie.
W 1989 r. w filmie „Triumf ducha” w rolę żydowskiego boksera z Salonik wcielił się Willem Dafoe. Historia polskich bokserów z Auschwitz, Mauthausen czy Gross-Rosen wciąż czeka na ekranizację.
Jak powieszony w Auschwitz bokser przeżył wojnę
Sim Kessel był francuskim bokserem pochodzenia żydowskiego, który trafił do Auschwitz latem 1943 r. W grudniu 1944 r. razem z czwórką polskich współwięźniów podjął nieudaną próbę ucieczki z obozu. Cała piątka została skazana na śmierć przez powieszenie w czasie publicznej egzekucji. Sim Kessel miał zginąć ostatni – i wtedy zerwał się pod nim sznur. Zszokowany i nieprzytomny trafił w ręce obozowego kata Jacoba, który miał go dobić strzałem z pistoletu. Jednak kiedy Kessel odzyskał świadomość, rozpoznał w swoim oprawcy niemieckiego zawodowego boksera, który przed wojną trenował ze słynnym Maxem Schmelingiem.
„W połowie po niemiecku, w połowie po francusku powiedziałem mu, że mistrz, który był sparingpartnerem samego Schmelinga nie może upaść tak nisko, by zabić z zimną krwią innego boksera” – wspominał później Kessel. Jacob wyszedł, po czym wrócił z ubraniem więźnia, który właśnie zmarł. Z fałszywą tożsamością Kessel funkcjonował w obozie przez kilka miesięcy, przeżył dwa marsze śmierci i 7 maja 1945 roku doczekał wyzwolenia.
Dla głodnych wiedzy:
Marta Bogacka, „Bokser z Auschwitz. Losy Tadeusza Pietrzykowskiego”
W tekście wykorzystałem relacje Tadeusza Pietrzykowskiego i innych więźniów KL Auschwitz znajdujące się w Archiwum Muzeum.