W świecie spisku

Podejrzliwość bywa pozytywną cechą. W niektórych wypadkach jej odrobina jest nawet wskazana. Niewiele jednak dzieli zdrową nieufność od paranoi.

 

Wchodzisz do sali konferencyjnej   i w tym momencie twoi współpracownicy przerywają rozmowę. Czy mówili o tobie? Masz wrażenie, że od kilku kilometrów jedzie za tobą jakiś samochód. Ktoś cię śledzi? Każdy z nas niekiedy doświadcza tego typu niepewności. Kiedy jednak zwykła ostrożność przeradza się w permanentne poczucie zagrożenia, zaczyna się paranoja.

Paranoja to zaburzenie psychiczne, przejawiające się ciągłym nieuzasadnionym przekonaniem, że wszyscy dookoła pragną nas skrzywdzić. Cechuje ją skłonność do interpretowania neutralnych sytuacji jako negatywnych. Wyimaginowane lęki traktujemy jako realne zagrożenia, mimo że fakty temu przeczą. Paranoja może być oznaką ciężkich chorób umysłowych, zwłaszcza schizofrenii. Nie pozostaje domeną wyłącznie osób chorych psychicznie – przybiera wiele form i dotyka zdrowych pod innymi względami ludzi. Na łagodne, ale uciążliwe postaci „zwyczajnej” paranoi cierpi blisko jedna trzecia z nas (tak przynajmniej wynika z badań). Dla ludzi z tym zaburzeniem czymś normalnym jest przekonanie, że zarówno ich znajomi, jak i obce osoby są do nich nastawione krytycznie lub wrogo. 

Lęk XXI wieku

Formę kliniczną wyróżnia siła, z jaką obstajemy przy naszych przekonaniach, stres, jaki się z nimi wiąże, i to, jak mocno wpływają na nasze życie. Tak jak w przypadku innych chorób psychicznych trudno w precyzyjny i jednoznaczny sposób wyznaczyć granicę między kliniczną i zwyczajną postacią paranoi. Wszystko sprowadza się do subiektywnej oceny wpływu zaburzeń i stresu na nasze życie. Niektórzy specjaliści twierdzą, że zwyczajna paranoja jest powszechna. Współczesne media epatujące przerażającymi wiadomościami nasilają poczucie zagrożenia, sprawiając, że osoby podatne łatwiej popadają w chorobliwą podejrzliwość. Jak nigdy wcześniej czasy sprzyjają spiskowym teoriom dziejów. 

Delikatna nieufność jest cechą przystosowawczą: pomaga wykryć potencjalne zagrożenia. Bez niej nie bylibyśmy w stanie dostrzec, że nasz kolega za chwilę straci panowanie nad sobą, ani schować na czas iPoda, przechodząc przez okolicę znaną z rozbojów. Paranoja opiera się na nierealnych przesłankach i utrudnia przystosowanie. To nie uzasadniony niepokój („ten niemrawy kelner może zrujnować nam kolację”), ale lęk przed czymś nierealnym, niepopartym jakimkolwiek uzasadnieniem („ten kelner uważa, że jesteśmy za grubi i dlatego nie przyniósł nam deseru”).

Nie zawsze umiemy stwierdzić, na ile uzasadnione są nasze obawy. Możliwe jest natomiast stwierdzenie, w którym momencie nasze myśli przerodziły się w paranoję. Wystarczy zastanowić się, na ile inni uznają nasze podejrzenia za uzasadnione. Czy istnieją jakiekolwiek namacalne dowody na poparcie naszych wyobrażeń? Paranoję definiuje również stopień wyolbrzymienia faktów i ich realizm – wyjaśnia Daniel Freeman, psycholog z Oxford University, autor książki „Paranoia: The 21st Century Fear” (Paranoja. Lęk XXI wieku). „Moi przyjaciele nie są zbyt zadowoleni z tego, że wychodzę za mąż” – może być paranoidalną myślą przyszłej mężatki, której bliscy po prostu się o nią troszczą, lub całkiem uzasadnionym lękiem. Wszystko zależy od kontekstu.

Jesteśmy w stanie nie tylko nauczyć się rozpoznawać paranoidalne myśli, ale również je kontrolować. Wiedząc, jakie jest podłoże paranoi i jakie są przyczyny naszych lęków, możemy ograniczyć intensywność i częstość pojawiania się podejrzliwych myśli. Oto jak rozpoznać irracjonalne niepokoje i trzymać je w szachu.

Ktoś mnie obserwuje?

Paranoję cechuje silna skłonność do postrzegania w negatywnym świetle interakcji całkowicie obojętnych (choć skłaniających do snucia domysłów). Załóżmy, że idziesz korytarzem, a mijający cię kolega nie mówi ci „cześć”. Co myślisz? „Większość osób automatycznie dopasuje do tej sytuacji jedną ze zbioru neutralnych interpretacji” – tłumaczy psycholog Dennis Combs, szef Psychotic Disorders Research Laboratory na University of Texas w Tyler. Może kolega akurat wyciągał z kieszeni telefon, może korytarz był zatłoczony i nie zauważył cię w tłumie?

Osoby dotknięte codzienną paranoją (czyli ci ze skłonnościami paranoidalnymi nieco powyżej średniej, ale jeszcze nie z chorobą) nie są w stanie uznać kontekstu sytuacji. „Interpretują obojętne zdarzenia w sposób skrzywiony, zakładając wrogie intencje” – podkreśla Dennis Combs. Przypiszą koledze złe zamiary, np. jest zazdrosny, od kiedy dostałem awans. Stwierdzą, że kolega ich nie lubi lub żywi wobec nich nieprzyjazne uczucia. 

Badania pokazują, że charakterystyczną cechą paranoi jest nieumiejętność odczytywania intencji innych. Osoby o skłonnościach paranoidalnych słabiej rozpoznają emocje – na przykład nie widzą różnicy między osobą wściekłą a zagubioną. Mają problem z wyciąganiem poprawnych wniosków dotyczących tego, co myślą i czują inni. Z założenia przyjmują negatywną interpretację zachowań, zbyt szybko przechodząc do wniosków dotyczących intencji i na ich podstawie podejmując pochopne, często złe decyzje. Obstają przy swoich osądach nawet wtedy, gdy fakty im przeczą; często uznają za fakty wytwory swoich myśli. Nawet jeśli dowiedzą się, że mijający ich w korytarzu kolega zapomniał tego dnia szkieł kontaktowych i źle widział, będą trzymać się swojej interpretacji.

Anatomia zagrożeń

Umiejętność przewidywania zagrożeń odgrywała ważną rolę w naszej ewolucji. Gdyby nasi przodkowie z epoki kamienia rzucali się na tygrysy szablastozębne, chcąc podrapać je za uchem, gatunek Homo sapiens nie przetrwałby zbyt długo. Do dziś nasz umysł nastawiony jest na wykrywanie oznak niebezpieczeństwa nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach.

Ocena ryzyka odbywa się w ciele migdałowatym mózgu. Obszar ten nieprzerwanie analizuje otoczenie pod kątem potencjalnych zagrożeń. Gdy się pojawią, automatycznie uruchamia się odpowiedź „walcz lub uciekaj”. Ocena („Uwaga! Wąż!”) odbywa się w ciągu milisekund, podświadomie. Następnie w dużo bardziej rozwiniętej korze przedczołowej dochodzi do dalszej analizy i interpretacji („Nie, to tylko patyk”), skutkującej ewentualnym wyłączeniem alarmu.

Ten system poznawczy jest podatny na delikatne zaburzenia, wynikające z niepokoju, depresji, używania marihuany lub niewyspania. Za ich sprawą nawet niegroźne bodźce mogą wywołać panikę. Na początek obniża się próg odporności – ciało migdałowate zaczyna uruchamiać alarm w odpowiedzi na bodźce, które u innych (na przykład siedzącego obok kolegi) nie wywołają żadnych reakcji. Następnie mózg zaczyna ignorować wysiłki kory przedczołowej, by trzeźwo oceniać sytuację, uniemożliwiając wypuszczenie uspokajającego komunikatu „wszystko w porządku”. „Zaczynamy funkcjonować w stanie podwyższonej czujności i nadwrażliwości na niebezpieczeństwo” – wyjaśnia Melissa Green, psycholog z australijskiego University of New South Wales. Dostrzegamy zagrożenia tam, gdzie ich nie ma. Patyk wciąż wygląda jak wąż. I tamten patyk też. Wszystkie patyki wyglądają jak węże. 

Jako ludzie przywiązujemy dużą wagę do sygnałów społecznych. Jesteśmy istotami plemiennymi – gdy czujemy się odrzuceni przez wspólnotę, wpadamy w panikę tak samo jak przy spotkaniu z tygrysem szablastozębnym i wężem. Osoby dotknięte paranoją mają duży problem z trafną oceną ryzyka związanego z funkcjonowaniem wśród ludzi. Kora przedczołowa nie jest w stanie ukoić niepokoju, gdy całkowicie obojętne bodźce płynące od innych bezustannie pobudzają ciało migdałowate. 

Na czatach

W 2008 roku Daniel Freeman zabrał 200 Brytyjczyków na wirtualną przejażdżkę londyńskim metrem. Każdy uczestnik miał na głowie urządzenie wyświetlające trójwymiarową projekcję wagonu metra w tunelu. Wewnątrz wagonika znajdowali się wygenerowani komputerowo pasażerowie, wymieniający urywki zdań na neutralne tematy. Po przejażdżce uczestnicy badania opowiedzieli o swoich spostrzeżeniach. Większość nie zauważyła nic szczególnego, ale aż 40 proc. badanych przyznało się do paranoidalnych myśli w rodzaju: „ta dziewczyna wyglądała na kieszonkowca” lub „ten facet się na mnie gapił”. 

Osoby te wcześniej uskarżały się na życiowe zmartwienia, samotność, brak wsparcia. „Bez wątpienia im silniejszy jest nasz niepokój, tym łatwiej przychodzą nam do głowy podejrzliwe myśli” – podkreśla Daniel Freeman. Gdy się martwimy, zakładamy, że z dużym prawdopodobieństwem sprawy przybiorą zły obrót. 

Niepokój i samotność nie są jedynymi ścieżkami prowadzącymi do paranoi. Według ekspertów jest ona związana z zaniżoną samooceną. Badacze z Maastricht University w Holandii poprosili 158 osób (część zdrowych, niektóre ze zdiagnozowanymi wcześniej psychozami) o prowadzenie przez tydzień dziennika, w którym będą opisywały swój nastrój i notowały myśli. Jak się okazało, spadek samooceny prognozował wystąpienie paranoidalnych myśli. Podejrzliwość wywoływały również złość i irytacja.

Paranoi sprzyja depresja. U osób dotkniętych tą chorobą podejrzliwe myśli utrzymują się dłużej niż u innych, z reguły mają też bardziej intensywny charakter. Ludzie o skłonnościach paranoidalnych, dotknięci depresją, postrzegają siebie w złym świetle i są przekonani, że otoczenie podziela ich opinię, tłumaczy Viviane Thewissen z Open University.  

Chroniczny niepokój, depresja, niska samoocena czy geny (zdaniem naukowców skłonność do paranoi może być dziedziczna) zwiększą naszą podatność na paranoję, ale samą chorobę z reguły wywołuje stres środowiskowy. Pomyśl o uczestnikach reality-show „Ryzykanci”, pozbawionych jedzenia i snu i zmuszonych do udziału w wyczerpujących konkurencjach. W takich warunkach nawet najbardziej wyluzowani ludzie szybko staną się podejrzliwi i nieufni. Stres prowadzący do paranoi może być też efektem całkiem prozaicznego nieszczęścia – np. utraty pracy. Borykając się ze znalezieniem opieki medycznej, spłatą kredytu i nieopłaco-nym czynszem, nawet osoba, która nigdy nie miała skłonności do paranoi, może wpaść w spiralę obłędu, karmiąc się  przekonaniem, że odwrócili się od niej przyjaciele, narzeczo-ny stracił zainteresowanie, a facet idący z naprzeciwka chce porwać jej pieska.

Według Daniela Freemana czasy,  w których żyjemy, także pomagają rozwinąć się tkwiącej w nas paranoi. Gazety, telewizja i serwisy internetowe bombardują nas informacjami o niebezpieczeństwach – ze strony terrorystów, przestępców, pedofilów. Rozdmuchuje się zagrożenia, wyolbrzymia groźby. Wystarczy obejrzeć materiał o uprowadzeniu dziecka, byśmy zaczęli się zastanawiać, czy w naszej okolicy nie grasują porywacze. „Trudno zachować opanowanie, kiedy wszyscy wokół panikują” – podkreśla Daniel Freeman.

Pożywką dla paranoidalnych myśli może być stres związany z dyskryminacją rasową (rzeczywistą lub wyimaginowaną), traumatycznymi przeżycia-mi z dzieciństwa czy też byciem ofiarą przemocy – wszystkim, co sprawia, że czujemy się outsiderami. „Jeżeli nauczymy się, że świat jest dla nas groźnym miejscem, może się okazać, że odczuwamy krzywdę lub poniżenie bez jakiegokolwiek racjonalnego uzasadnienia” – tłumaczy Viviane Thewissen.

Być może ze względu na częstsze poczucie osamotnienia single są bardziej skłonni do popadania w paranoję niż ich rówieśnicy żyjący w związkach – wynika z badań przeprowadzonych przez Daniela Freemana. O ile izolacja społeczna jest pożywką dla paranoi, o tyle związki wydają się naturalnym lekarstwem. Zwyczajna komunikacja między partnerami działa jak test weryfikujący nieuzasadnione wyobrażenia. („Nie wierzysz chyba temu ekspertowi z telewizji, podeślę ci świetny artykuł obalający jego główne tezy!”).

Pułapka izolacji

Negatywne efekty codziennej paranoi są porażające. Myślenie paranoiczne odbiera nam radość z życia i spokój, zwiększając poczucie izolacji. Ludzie zaczynają się odwracać od sąsiadów, współpracowników i przyjaciół. Po co wychodzić naprzeciw światu, skoro to właśnie przed nim trzeba się chronić? Na domiar złego izolacja, pierwszy efekt paranoi, sprzyja pogłębianiu się paranoicznego myślenia. 

Większość osób doświadczających paranoicznych  myśli nigdy poważnie nie zachoruje. Zdarza się jednak, że niegroźne iluzje stają się z czasem głębsze. Tak jak w  przypadku niepokoju i depresji łagodne napady paranoi zbliżają nas do klinicznych form choroby. Nic więc dziwnego, że skłonność do paranoidalnych myśli wiąże się ze skłonnościami samobójczymi.

Istnieją efektywne metody leczenia codziennej paranoi. Badania pokazują, że dystansowanie się od przepełnionych podejrzliwością myśli zmniejsza ich częstość i obniża poziom związanego z nimi stresu. Jedną z wyjątkowo obiecujących strategii terapeutycznych jest kognitywna terapia behawioralna. Pacjentom pomaga się w określeniu gnębiących ich lęków i niepokojów, a następnie sprawdza ich zasadność.

Można też zająć się bez pośrednio czynnikami leżącymi u podłoża paranoi – lękami, depresją i stresem środowiskowym. „Takie podejście też pomaga w walce z codzienną paranoją. Kolejnym krokiem jest intensyfikowanie zajęć towarzyskich. Wiele osób boi się jednak tego rozwiązania ze względu na niską samoocenę i lęk przed byciem ośmieszonym lub skrzywdzonym” – przyznaje Daniel Freeman. Nieumiejętność wyjścia z izolacji jest jednym z elementów paranoi.

Z podejrzliwością i paranoidalnymi myślami da się walczyć na własną rękę. Trzeba pamiętać, że nie są one niczym nadzwyczajnym. Podejrzeniami warto dzielić się z innymi, by sprawdzić, na ile są trafne i zasadne. Można też spróbować wcielić się w kogoś innego – na zasadzie, co zrobiłby w takiej sytuacji mój współmałżonek albo przyjaciel? Czy uznałby moje myśli za usprawiedliwione? 

„Jeśli złapiesz się na rozmyślaniu,  dlaczego zignorował cię kolega na korytarzu, odpuść sobie. Nigdy nie dowiesz się, dlaczego ktoś się zaśmiał lub spojrzał w twoją stronę, więc po co marnować czas na szukanie odpowiedzi” – radzi Daniel Freeman. Nic nie jest całkowicie jednoznaczne i nie warto z tego powodu rezygnować z rzeczy, które sprawiają nam przyjemność.

Zbytnia ufność

Nasze życie codzienne opiera się na zaufaniu do innych.  Ufamy, że jadące ulicą samochody zatrzymają się na czerwonym świetle. Wierzymy, że nowokaina zacznie działać, zanim dentysta wwierci się w ząb. Wierzymy, że kucharz umył ręce, zanim zabrał się za przygotowywanie sałatki, którą zjemy na kolację, i że jeśli zadzwonimy pod numer 112, błyskawicznie ściągniemy pomoc.

„Zaufanie upraszcza życie i zapewnia, że jesteśmy w stanie zwinnie lawirować między dylematami codzienności” – tłumaczy prof. Reinhard Bachmann z Surrey University’s Business School, redaktor opracowania „Handbook of Trust Research”. Zaufanie owocuje zwiększeniem wydajności – ludzie ufni mają większą szansę na odniesienie sukcesu. Zaufanie pozwala też oszczędzić czas i wysiłek, które  w innym wypadku poświęcilibyśmy na próbę kontrolowania wszystkiego po kolei. 

„Zdrowe zaufanie opiera się na pozytywnych doświadczeniach w kontaktach z osobą, której mamy zaufać, lub przeświadczeniu, że obcy człowiek w określonych warunkach podporządkuje się określonym zasadom” – podkreśla Bachmann. Nawet jeśli boy hotelowy odprowadzający twój samochód ma na sobie koszulkę „Grand Theft ”, wierzysz, że po prostu zaparkuje auto, a nie oddali się nim z oszałamiającą prędkością. 

„Z drugiej strony ślepe zaufanie to wiara niepodparta jakąkolwiek próbą oszacowania szkód, mogących powstać, gdy coś pójdzie nie tak” – komentuje Reinhard Bachmann. Osoby zbyt ufne nie tylko nie potrafią ocenić ryzyka, ale odrzucają nawet myśl o jego istnieniu. Dzieci to idealny przykład osób zbyt ufnych: ich aparat poznawczy jest zbyt słabo rozwinięty, by ocenić potencjalne niebezpieczeństwo. Ludzie są najczęściej przesadnie ufni, kiedy chcą pójść na skróty. Prościej jest przekazać fundusze brokerowi z domu inwestycyjnego i wierzyć, że uczyni cię bogatym, niż spotykać się z doradcami, wypytywać, co też dokładnie chcą zrobić z twoimi pieniędzmi, i samodzielnie analizować wyniki funduszy inwestycyjnych. Nie chcesz stracić potencjalnych zysków, zwłaszcza że inni je czerpią, więc obierasz najprostszą drogę i dajesz duży kredyt zaufania. 

Przesadzamy z ufnością także w innych sprawach. „Osoba, która pozostaje w związku uczuciowym lub utrzymuje przyjaźń z kimś, kto kilkakrotnie wystawił ją do wiatru, zapewne zbytnio szasta zaufaniem” – podkreśla David Dunning, psycholog społeczny z Cornell University. Jeśli twój partner przyznaje się do regularnych zdrad, a twoja najlepsza przyjaciółka doprowadza cię do wściekłości niepoprawnym plotkarstwem, mimo że błagasz ją, by z tym skończyła, wiara w to, iż oboje odmienią swoje zachowanie, jest czystą naiwnością. „Oczywiście to, że ktoś robił coś w przeszłości, nie oznacza, że będzie to robił dalej, ale jest to najlepszy prognostyk, jaki mamy do dyspozycji” – podkreśla badacz.

„Zawsze warto sprawdzić, czy ktoś naprawdę zasługuje na twoje zaufanie” – radzi David Dunning. Czy nowa niania, którą zamierzasz zatrudnić, ma dobre opinie z kilku niezależnych źródeł? Czy inni klienci na parkingu dają hojne napiwki obsłudze? Nawet w związkach zaufanie wymaga testu. Daj partnerowi szansę wykazania się lojalnością. Jeśli cię zawiedzie, zastanów się, czy jest sens kontynuować ten związek.

Spiskowcy

Zwolennicy spiskowych teorii dziejów to typowe przypadki osób dotkniętych codzienną paranoją. Ale nie wytykaj od razu palcem członków i szefów partii politycznych ani nawet ludzi twierdzących, że na Księżycu jeszcze nie stanął człowiek. Niektórzy specjaliści zapewniają, że nieufności do władz nie należy traktować jako pełnoprawnego objawu paranoi. 

Wiele badań wiąże przekonania o dziejowym spisku z brakiem ufności, poczuciem bezsilności i wyalienowania. „Są to klasyczne objawy przedklinicznej paranoi” – podkreśla Karen Douglas, psycholog z University of Kent. Jednak nie wszystkie alternatywne wyjaśnienia, które przychodzą ludziom do głowy, są nierealne (przykładem może być afera Watergate – zanim stronnikom Nixona udowodniono łamanie prawa, długo mówiono o oskarżeniach wyssanych z palca).

Ludzie wierzący w teorie spiskowe mogą być po prostu bardziej otwarci niż inni. Badania przeprowadzone na University of Winchester wykazały, że Brytyjczycy oceniani jako osoby ciekawe świata, z bujną wyobraźnią, otwarte na nowe idee, byli zdecydowanie bardziej skłonni do przyjęcia alternatywnych wyjaśnień ataków na World Trade Center (np. że była to prowokacja służb specjalnych). Autorzy badań uważają, że wrodzona kreatywność może sprzyjać podatności na koncepcje spiskowe.

Nasz mózg jest znakomicie przystosowany do „kupowania” teorii spiskowych. „Mamy skłonność do interpretowania nowych informacji w sposób, który utwierdza nas w dotychczasowych poglądach i przekonaniach” – mówi Ilan Shrira, psycholog społeczny z University of Florida. Domyślnie przyjmujemy założenie naiwnego realizmu, jesteśmy przekonani o własnym obiektywizmie i skrzywieniu wszystkich dookoła. Innymi słowy, miłośnicy spiskowych teorii żyją w świętym przekonaniu, że tylko oni dostrzegają prawdę. 

Nie ma żadnych dowodów na to, że szeregi zwolenników spiskowych teorii dziejów powiększają się – uspokajają specjaliści. „Wiele osób uważa jednak, że internet ułatwia propagowanie tego typu teorii” – dodaje Karen Douglas. Dobrym wskaźnikiem podatności na myślenie w kategoriach spisku jest poziom makiawelizmu. Według badań przeprowadzonych przez Karen Douglas ludzie wierzą w spisek innych, jeśli sami mają skłonność do spiskowania. Przypisują swoje kategorie moralne innym.

Bardziej delikatne wyjaśnienie fenomenu podatności na spiskowe teorie dziejów? Żyjemy w czasach, w których musimy się borykać z przerażającymi, niezwykle złożonymi i niekiedy niemożliwymi do rozwiązania problemami. O ile osoby z łagodnymi formami paranoi nie wykraczają na ogół poza poziom osobisty („Kasjerka nie powiedziała mi dzień dobry? Pewnie mnie nienawidzi!”), o tyle zwolennicy spiskowych teorii zadręczają się próbami odpowiedzi na Bardzo Ważne Pytania: dlaczego wieże runęły 11 września? Kto lub co zamieszkuje kosmos?

„Ludzie są bezustannie bombardowani sprzecznymi informacjami. Muszą sami zdecydować, co jest prawdą” – tłumaczy Karen Douglas. „Poszczególne stacje telewizyjne przedstawiają odmienne wersje tej samej historii, niekiedy trudno odróżnić prawdę od fałszu. Ludzie próbują poskładać to wszystko w sensowną całość, a spiskowe teorie podsuwają im proste i spójne rozwiązanie” – dodaje psycholog. Gdy zaczynasz się zastanawiać, kiedy nastąpi koniec świata, fajnie jest usłyszeć odpowiedź. Nawet najbardziej absurdalną.