Human doing vs human being
„A teraz powiedz coś o sobie” – mówi prowadzący. Nerwowo zaczynamy szukać w głowie jakichś oryginalnych określeń, żeby dobrze wypaść w oczach grupy. Jakbyśmy jednak długo nie szukali, zwykle zaczynamy standardowo: „Jestem kierownikiem w firmie X. Mam żonę i dwójkę dzieci…”.
Autorzy przewodnika work – life balance „Raz się żyje” ks. J. Szymczak i M.Rybak trafnie zauważyli, że to kim jesteśmy, często utożsamiamy z tym, co robimy w życiu zawodowym. Praca określa istnienie. Autorzy zwrócili też uwagę na kolejną część naszych wypowiedzi: „Mam…”. Mówienie o ludziach „mam”, tak jak można mieć samochód czy kredyt we frankach też jest symptomatyczne. Uważamy, że jesteśmy kim jesteśmy dzięki temu, co posiadamy. Tymczasem tę samą wypowiedź można sformułować przez pryzmat pełnionych ról, np. “jestem mężem” itp. Z tego jak mówimy, wynika to, jak myślimy, jakie mamy przekonania, a w konsekwencji i działania.
Warto czasem posłuchać siebie i zadać sobie pytanie: czy jestem rzeczywiście human being, czy raczej human doing? Czy rządzą mną powinności – muszę, powinnam – czy może wolę wybierać, potrzebować, chcieć? Czy potrafię słuchać z uwagą, czy w trakcie czyjejś wypowiedzi koncentruję się na tym, co sam powiem za chwilę? Czy w moim postępowaniu kieruję się wartościami czy oczekiwaniami innych? Czy często od razu przechodzę do pytania „jak”, nawet jeśli jeszcze nie wiem „dlaczego”?
Ta dychotomia jest oczywiście pewnym uproszczeniem, jednak obrazuje wyzwanie, z który mamy obecnie do czynienia: bardzo duże nastawienie na efektywność. To w związku z nim spędzamy w pracy coraz więcej czasu. Wierzymy w przekonanie, że jesteśmy tak dobrzy, jak nasz ostatni kwartał. Wszystko to powoduje zachwianie równowagi pomiędzy naszym życiem zawodowym i prywatnym.
Temat równowagi między pracą a życiem prywatnym tzw. work – life balance zawitał do polskiego biznesu już jakiś czas temu. Najpierw spowodował rozkwit firm parających się organizacją warsztatów team buildingu i wyjazdów survivalowych. Następnie zapanowała moda na wolontariat pracowniczy, a potem zaczęto mówić, że nie ma czegoś takiego jak work – life balance. Szaleństwo! Obecnie sporo czasu poświęca się tematyce takiej aranżacji przestrzeni, aby pracownik w miejscu pracy czuł się jak w domu. Czas odczarować to pojęcie, wziąć pod lupę mity narosłe wokół tego tematu.
Wartości w działaniu
Na pytanie “Po co w ogóle potrzebujemy równowagi między życiem zawodowym i prywatnym?”, można odpowiedzieć filozoficznie – generalnie jako istoty ludzkie potrzebujemy równowagi. Pomimo, że pełnimy w życiu różne role, jedną mamy tożsamość i jedno życie. Wierzę, że to właśnie spójność pomiędzy tymi rolami może zapewnić nam szczęśliwe życie. Szczęśliwe, bo przeżyte w zgodzie z wartościami. (I z jak najlepszym wydatkowaniem energii, ale to już inna historia).
Z punktu widzenia pracodawcy dbanie o równowagę się po prostu opłaca. Pracownik szczęśliwy jest efektywniejszy, mniej choruje, lepiej radzi sobie ze stresem i wykazuje się większą kreatywnością. W zachowaniu tej równowagi nie chodzi jednak o postawienie sztywnej granicy pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym, bo to raczej niemożliwe. Przecież jak wchodzę do biura to nie przestaje być mamą, a jak wracam do domu, to nie przestaje czuć się odpowiedzialna za swój zespół, jeśli pełnię w firmie funkcję menedżerską.
O co zatem w tym wszystkim chodzi? Słowem kluczem jest wspominana spójność. Chodzi o to, aby mieć świadomość tego, co jest dla mnie ważne, co powoduje, że noszę głowę wysoko, a co sprawia, że spuszczam nos na kwitnę. Dobrym ćwiczeniem jest tu zastanowienie się, jakie są moje najważniejsze wartości, nazwanie ich i określenie, w jaki sposób przejawiają się one na poziomie moich konkretnych działań.
Potem warto pomyśleć o wszystkich rolach, jakie odgrywamy w swoim życiu i o tym ile im poświęcamy czasu i energii. Następnie warto sprawdzić, czy mamy możliwość żyć w zgodzie z najważniejszymi dla nas wartościami. Dotyczy to każdej mojej roli, także tej zawodowej. Wiem, że czasami trudno uwierzyć, że wartości takie jak rodzina, zdrowie czy miłość mogą być obecne w życiu zawodowy, jest to jednak możliwe. Jeśli na przykład twoją wartością jest rodzina, to w firmie może się ona przejawiać w tym, czy pracodawca szanuje twoją rolę jako rodzica i umożliwia pracę z domu, elastyczne godziny pracy, wyjście na przedstawienia dzieci, zniżki dla członków rodzin, akceptacja faktu, że nie odbierasz telefonów po 17., nie pracujesz w weekendy i raz w roku jeździsz na dwutygodniowe wakacje. Wartość taka jak zdrowie, może się przejawiać w tym, że pracodawca zachęca cię do pozostania w domu w przypadku choroby, że dba o odpowiednie biurko i krzesło itp. Miłość? W tym, czy w pracy jest serdeczna atmosfera, czy nie jesteś anonimowy itp.
Jeśli w wyniku tej analizy okaże się, że w danej roli łamane są najważniejsze dla ciebie wartości, to być może trzeba pomyśleć o zmianie. Koszty energetyczne, jakie ponosimy żyjąc w konflikcie z własnymi przekonaniami są bardzo duże. Jeszcze raz podkreślam, że mówimy tu o wartościach, które przejawią się w formie konkretnych zachowań, a nie takie, które są obecne tylko na korporacyjnych slajdach czy w naszym CV.
Człowiek jako całość
Przede wszystkim chodzi o holistyczne podejście do człowieka. Kiedy np. pracuję z talentami nad ich indywidualnym planem rozwoju, zawsze zaczynam od tego, że pytam ich o ich wartości i role, jakie pełnią w życiu. Samorozwój wymaga dużej dyscypliny i motywacji, bo sprawy pilne zwykle wytupują sobie naszą atencję skuteczniej niż sprawy ważne.
Kiedy robimy rzeczy, które dotykają tego, co ma dla nas wartość i pomagają nam realizować nie tylko rolę pracownika, tym większa szansa, że nasze zaangażowanie utrzyma się dłuższy czas. Na przykład kiedy wiem, że ktoś ma małe dziecko i sporo czasu spędza w pracy, a ważna jest dla niego rodzina, to nie zaproponuje mu studiów MBA, które wyłączą go z życia rodzinnego także w weekendy, bo wiem, że bardzo szybko dopadnie go frustracja i jego zapał zostanie zgaszony.
Człowiek w poszukiwaniu sensu życia
Kiedy już wiem, co jest dla mnie ważne, łatwiej mi odpowiedzieć na pytanie, kim jestem? Co jest moim powodem bycia na tym świecie? Co jest moją życiową misją? Nie celem wynikającym z pełnienia danej roli zawodowej, ale mojego życia. Posiadanie misji buduje bowiem głębokie poczucie sensu.
Jak pisał w swojej książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu życia” Victor Frankl (psychiatra, który przeżył obóz koncentracyjny) w sytuacjach ekstremalnych przetrwać pozwala nam świadomość celowości oraz możliwość wyboru. I to jest kolejna potrzeba, na którą warto, by pracodawcy odpowiadali – nadawanie sensu każdemu zadaniu. To też jedna z najważniejszych kompetencji liderskich, odróżnia lidera od menedżera. Lider nadaje kierunek, wyjaśnia DLACZEGO, pokazuje cały obrazek, podczas gdy menedżer mówi tylko co i jak.
Kiedy tworzy się nowy zespół, zawsze na początku warto stworzyć misję zespołu, bo to właśnie ona w dużej mierze nadaje ten sens jego istnieniu. Mówi o wkładzie, jaki każde z nas wnosi do organizacji. Ale mówi także coś więcej – że bez względu na zmieniające się cele, dla pewne wartości pozostają stałe. To jest szczególnie ważne w dużych organizacjach, gdzie bardzo często dochodzi do zmiany celów, co może powodować u pracowników dezorientację. Misja jest tym, co stałe i co zapewnia bezpieczeństwo. Wartości są więc spoiwem zespołu i są niezbędne do efektywnego działania, bo koncentrują zespół na priorytetach. Przykład? Klucz ptaków jako najbardziej aerodynamiczny układ.
Zaufanie = lepszy biznes
Sednem procesu zarządzania przez wartości jest natomiast zaufanie. Buduje ono gotowość do brania odpowiedzialności i zaangażowania się. Bez tego nie można mówić o skuteczności zespołu.
Budowanie kultury opartej na zaufaniu jest kluczowym wyzwaniem dla zarządzających. Gdyby zadać sobie pytanie natury ogólnej, po co ogóle ludzie tworzą zespoły, to doszlibyśmy do wniosku, że ludzie, by przetrwać potrzebują otaczać się ludźmi, którzy mają podobne przekonania. Zaufanie nie rodzi się z zachowań (przecież ufamy przyjacielowi, nawet jeśli zapomniał o naszych urodzinach), ale właśnie z wspólnoty przekonań. Zespół zatem to przede wszystkim wspólnota wartości i przekonań oparta na zaufaniu.
Dlaczego jeszcze w naszych organizacjach potrzebujemy zaufania? Bo przebywanie z osobami, które darzymy zaufaniem powoduje, że mamy więcej odwagi do podejmowania ryzyka, do eksperymentowania, wychodzenia ze strefy komfortu, przyznawania się do błędów. A wszystko to stanowi o lepszym biznesie.
W poszukiwaniu równowagi
Pamiętaj więc, że choć odgrywasz różne role, masz jedno życie. Brzmi banalnie? Może, warto jednak zadbać o to, by w każdej z tych ról mieć możliwość podejmowania działań zgodnych z najważniejszymi dla nas wartościami. Zapewni to spójność, lepsze wykorzystanie energii oraz podniesie jakość życia w każdym jego obszarze. Nadawaj więc sens działaniom własnym i swoich współpracowników. Zawsze zaczynaj od pytania „dlaczego”. Pamiętaj, że nie jesteś swoim działaniem. I że: żeby zrobić coś, najpierw musisz być “kimś”.