Dzień 17 listopada 1923 r. był szczególny dla młodej II Rzeczypospolitej. Do podwarszawskich Starych Babic ciągnęły sznury rządowych samochodów. Na miejscu, w obecności prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego, premiera, ministrów, duchowieństwa, prasy, elity naukowej i kulturalnej kraju odbyła się uroczystość uruchomienia Transatlantyckiej Centrali Nadawczej w Babicach.
Polski prezydent wysyła radiowy telegram do prezydenta USA
Momentem kulminacyjnym była wymiana kurtuazyjnych depesz pomiędzy Warszawą a Waszyngtonem. Prezydent Stanisław Wojciechowski napisał do prezydenta USA Johna Calvina Coolidge’a m.in. „Wysyłając tę pierwszą wiadomość nie mogę powstrzymać się od wyrażenia nadziei całego narodu polskiego, że ten nowy środek łączności stworzony dzięki połączeniu inicjatywy i przedsiębiorczości amerykańsko-polskiej (…) umocni współpracę pomiędzy waszą wielką republiką a Polską w rozwijaniu pokojowych dążeń ludzkości”.
Prezydent USA odpowiedział po niespełna 20 minutach równie życzliwym telegramem, co stanowiło dowód na sukces największej inwestycji w historii odrodzonej Polski.
Prasa pisała: „Głos polski, swobodny niczem nie skrępowany płynąć odtąd może poprzez oceany. Polska uzyskała możność swobodnego komunikowania się z całym światem. Dziesięć wież o wysokości 128 metrów każda [przedwojenny dziennikarz przesadził: właściwie 126,5 m; przyp. red.] wznosi się dumnie ku górze – owoc pracy polskiego robotnika i polskiego inżyniera”.
Dzięki stacji telegraficznej II Rzeczpospolita zyskała nowoczesne okno na świat
Odrodzona Polska potrzebowała dostępu nie tylko do mórz i oceanów, ale także własnego miejsca w eterze. Podmorskie kable, które spięły Europę z resztą świata, już w XIX w. stały się niewystarczające. Na podwodnych łączach robiły się zatory, a komunikacja przez pośredników była kosztowna. Biznes, media, dyplomacja, a także zwykli obywatele potrzebowali nieskrępowanego kontaktu z Ameryką, w której już wówczas żyło ponad milion obywateli mających polskie korzenie.
„Warszawska giełda oczekiwała szybkiego kontaktu z Wall Street, opóźnienia mogły prowadzić do spekulacji” – mówi Jarosław Chrapek ze Stowarzyszenia Park Kulturowy Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza. Nie bez znaczenia był też aspekt wizerunkowy i propagandowy. Oto świeżo powstałe państwo polskie, jeszcze nieokrzepłe, wchodzi w posiadanie najnowocześniejszej bezprzewodowej technologii telekomunikacyjnej na świecie!
Decyzja na najwyższym szczeblu zapadła już w miesiąc po Bitwie Warszawskiej, we wrześniu 1920 r. W kolejnym roku Ministerstwo Poczt i Telegrafów wydelegowało inżynierów do Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i USA w celu zapoznania się z możliwością importu najnowocześniejszej technologii radiowej. Wybór padł na firmę Radio Corporation of America (RCA), która wówczas w powodzeniem sprzedawała najnowocześniejsze systemy nadawcze oparte na alternatorze Alexandersona.
Licencję zakupiono w sierpniu 1921 r. za niebagatelną kwotę 3 mln ówczesnych dolarów (równowartość co najmniej 45 mln obecnych) pochodzących z pożyczki. Kluczową rolę w negocjacjach odegrał pierwszy ambasador w USA książę Kazimierz Lubomirski. Ze strony amerykańskiej umowę podpisał David Sarnoff, założyciel firmy RCA, jeden z późniejszych pionierów telewizji i współzałożyciel Radia Wolna Europa.
Prestiżowa inwestycja została wykonana w szybkim tempie
Patrząc z perspektywy dzisiejszej Polski, działano z niesłychaną konsekwencją i energią. Już kolejnego dnia po podpisaniu umowy z Amerykanami przeznaczono teren pod inwestycję – należący do Skarbu Państwa rozległy pusty obszar na zachód od Warszawy, między wsiami Blizne, Stare Babice, Klaudyn i Wawrzyszew.
Wykonawcą konstrukcji antenowej zostało Towarzystwo Przemysłu Metalowego K. Rudzki i S-ka. Ta legendarna firma w swoim czasie odpowiadała za 20 proc. stalowych konstrukcji mostowych w całym Imperium Rosyjskim, w tym za liczący 2,5 km długości Most Chabarowski na linii Kolei Transsyberyjskiej nad rzeką Amur. Przez dziesięciolecia pozostawał on najdłuższym mostem w Eurazji. Firma miała na koncie także most Poniatowskiego w Warszawie oraz – dekadę później – szkielet stalowy najwyższego budynku w Warszawie, Prudentialu.
Prace zakończono zgodnie z harmonogramem, zaledwie dwa lata i trzy miesiące po podpisaniu umowy. Do budowy radiostacji zużyto w sumie 1770 ton wysokogatunkowej stali oraz kilkaset kilometrów okablowania podziemnego i napowietrznego. Rozmach instalacji robiłby wrażenie nawet dzisiaj. Linia wież antenowych liczyła niemal 4 km długości. Przejście wzdłuż instalacji trwało około 45 minut. Wejście technika na szczyt wieży zajmowało 20 minut. Widać było stamtąd panoramę Warszawy.
Od zimy 1923 r. w światowym eterze doskonale słyszalne były impulsy alfabetu Morse’a, poprzedzone sygnałami wywoławczymi AXL i AXO, przyznanymi Polsce przez Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU). Nasza Radiostacja Babice, jak ją potocznie nazywano, w momencie uruchomienia dysponowała jednym z najsilniejszych nadajników i generowała najdłuższe fale radiowe na świecie.
TRCN zaczęła obsługiwać regularne połączenia komunikacyjne z Ameryką Północną i Południową, a od 1929 r. również z Dalekim Wschodem. „Japonia opublikowała część swoich rejestrów telekomunikacyjnych, gdzie Babice i Grodzisk Mazowiecki są jednymi z pierwszych radiostacji, z jakimi kontaktowali się Japończycy w Europie” – mówi inż. Tomasz Miś ze Stowarzyszenia Park Kulturowy TRCN.
W II RP radiostacja stała się bardzo modna
Wysokie wieże babickiej radiostacji stały się jednym z symboli odrodzonej Rzeczypospolitej, podobnie jak nieco później port w Gdyni. Obie inwestycje: ta w eterze i ta morska miały znaczenie strategiczne dla państwa i społeczeństwa. Łączność bezprzewodowa była największym ówczesnym osiągnięciem techniki.
Fakt, że młode i niezamożne państwo polskie szło w awangardzie postępu, napawało dumą, pobudzało wyobraźnię i… dawało się wykorzystać komercyjnie. Palono więc papierosy Radjo (z motywem wież na opakowaniu) i prano w proszku Radion (przetrwał w PRL-u). Nawet przedwojenny znak graficzny Polskiego Radia wzorowano na wieżach radiostacji transatlantyckiej, mimo że nie nadawała fonii, tylko kod Morse’a.
Radiostacja służyła nie tylko dyplomatom, przedsiębiorstwom czy giełdzie. Każdy mógł wysłać telegram do przysłowiowego wujka w Chicago za pośrednictwem usługi dostępnej na poczcie. Telegram do Stanów Zjednoczonych szedł najczęściej właśnie przez nadajnik w Babicach.
Ile kosztowało nadanie radiowego telegramu do wujka w Chicago?
W przedwojennej Polsce zwykły lekki list „pozamiejscowy” w latach 30. kosztował 25 groszy, co można z grubsza przeliczyć na 2,5 obecnego złotego. W przypadku telegramu zamiejscowego jedno słowo kosztowało 15 groszy, plus doliczano do tego 25 groszy jednorazowej dopłaty stałej za wysyłkę.
Telegram wysłany z Podhala do Chicago o treści: DROGI WUJU STOP URODZIŁ NAM SIĘ SYN TADEUSZ STOP ZDROWY STOP DO ZOBACZENIA W ZAKOPANEM ZA ROK STOP ŚCISKAM HANKA kosztował orientacyjnie 2,65 zł, czyli ok. 27 dzisiejszych zł. Taki cennik zmuszał do oszczędnego gospodarowania słowem. Jednocześnie telegram był wart swojej ceny, bo o kilka tygodni szybszy od listu i znacznie tańszy od międzynarodowej rozmowy telefonicznej.
Na marginesie: przetelegrafowanie niniejszego artykułu do USA kosztowałoby 300 przedwojennych zł, czyli niezłą pensję. Przy czym zajęłoby to sprawnemu radiotelegrafiście ok. 1,5 godziny.
Znaczenie Radiostacji Babice w ówczesnej telekomunikacji obrazują liczby: o ile w 1922 r. drogą radiową przekazywano 10 proc. korespondencji z państwami niesąsiadującymi z Polską, to w 1938 r. dzięki stale modernizowanej instalacji TRCN, było to już 93 proc. Stanowiło bardzo wysoki wskaźnik uwalniający Polskę od kosztownego, głównie brytyjskiego, monopolu na łączność podmorskimi kablami. Szczególnie wymowne są statystyki dotyczące liczby przesyłanych słów: w 1922 r. było 427,5 tysiąca, zaś w 1937 r. – 9 mln 888 tys.
W 1938 r. cały kompleks przemianowano na Urząd Radiotelegraficzny Transatlantycki z Centralą w Boernerowie. W przeddzień wybuchu wojny, regularnie modernizowane instalacje korzystające z fal krótkich i bardzo długich przekazywały krajową korespondencję do 19 miast w Europie. Były to: Amsterdam, Barcelona, Belgrad, Brno, Bruksela, Budapeszt, Helsinki, Kopenhaga, Londyn, Madryt, Oslo, Paryż, Rzym, Sofia, Sztokholm, Tallin, Watykan, Wiedeń i Zagrzeb. Poza Europą urząd łączył się z Ankarą, Bejrutem, Buenos Aires, Nowym Jorkiem, Kairem, Rio de Janeiro i Tokio.
Jak ocalić od zapomnienia przedwojenną radiostację
W czasie II wojny światowej Niemcy korzystali z radiostacji. 16 stycznia 1945 r. zniszczyli ją. Wieże radiostacji Babice, jedna po drugiej, z jękiem i zgrzytem padały na ziemię. Budynek centrali radionadawczej wraz z unikalnym sprzętem produkcji Radio Corporation of America również został obrócony w ruinę. Całkowitej zagłady instalacji dokonała dwunastoosobowa drużyna niemieckich saperów. Zajęło im to tylko kilkadziesiąt minut. Tego samego dnia wieczorem w Babicach pojawili się pierwsi żołnierze sowieccy.
Po wojnie Ludowe Wojsko Polskie zajęło obszar byłej radiostacji, odgrodziło i utajniło. Działał tu swoisty genius loci, ponieważ na terenie ulokowano liczne jednostki łączności i radiotechniczne. Złom po TRCN zwyczajnie zutylizowano, zaś samą stację skazano na zapomnienie. Teren porósł las.
„W PRL wspominanie o przewagach technologicznych II RP było niepoprawne politycznie” – podkreśla Jarosław Chrapek. Stowarzyszenie, w którym działa razem z Tomaszem Misiem i innymi pasjonatami, pragnie przywrócić pamięć o radiostacji. Planują stworzyć park tematyczny i uzyskać dla resztek TRCN status trwałej ruiny, co pozwoliłoby ocalić je przed degradacją. Nie jest to łatwe. Teren byłej radiostacji leży obecnie w trzech różnych obszarach administracyjnych: gminie Stare Babice oraz warszawskich dzielnicach Bemowo i Bielany.
Dziś spacerowicze, biegacze i rowerzyści spędzający czas w Parku Leśnym Bemowo często nie wiedzą, czym są dziwne, regularnie ułożone fundamenty. Można na nich dostrzec nitowaną stal, która jest nadal mocna i nieskorodowana. Jej wygięte kształty świadczą o sile, jaka na nią działała, gdy padała podcięta wybuchem wieża. Wśród porośniętych szczątków budynku nadawczego jest widoczne m.in. masywne betonowe łoże, na którym spoczywał 50-tonowy alternator Alexandersona – jedno z serc stacji nadawczej Babice. Ukryte w gęstym lesie tajemnicze ruiny wyglądają, jakby należały do zapomnianej cywilizacji.