Prawda jest taka, że takie znikanie i ponowne pojawianie się pierścieni następuje w regularnych odstępach i nie ma w tym nic tajemniczego. Tak się składa, że pierścienie były widoczne, gdy po raz pierwszy swój teleskop zwrócił w kierunku Saturna Galileusz już ponad 400 lat temu. Wtedy jednak nie było jeszcze wiadomo, czym są te otwarte pierścienie, które jak się mogło zdawać, były przyczepione do planety po obu jej stronach. Z tego też powodu Galileusz mówił o fascynujących uszach, które zobaczył w okularze swojej lunety.
Cały problem z pierścieniami Saturna polega na tym, że o ile są one niezwykle rozległe i rozciągają się na dziesiątki tysięcy kilometrów, to są one niezwykle cienkie. Dzięki temu, że Jowisz i jego pierścienie nachylone są względem ekliptyki, czyli płaszczyzny orbity Ziemi wokół Słońca, możemy je w ogóle zobaczyć. Kiedy są do nas bowiem nachylone, możemy zobaczyć część pierścieni znajdującą się przed planetą i część wchodzącą za planetę z naszej perspektywy. Z czasem jednak, gdy planeta wykona ćwierć okrążenia wokół Słońca, zaczynamy widzieć pierścienie od boku. I tu pojawia się problem.
Czytaj także: Oglądaj pierścienie Saturna póki istnieją. Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba zbada ich przyszłość
Zważając na potężną odległość od Ziemi, blisko 1,5 miliarda kilometrów i niezwykle małą grubość pierścieni widzianych od strony krawędzi (w większości jest to mniej niż 100 metrów), nie jesteśmy w stanie ich w ogóle dojrzeć. To właśnie w takim położeniu na orbicie miłośnicy astronomii zmuszeni są odpocząć od obserwacji hipnotycznych pierścieni zbudowanych z mniejszych i większych okruchów skalnych. Dopiero po jakimś czasie, gdy planeta wraz z pierścieniami przesunie się nieco bardziej na swojej orbicie i pierścienie stają się ponownie nachylone do nas, możemy ponownie je obserwować. To zupełnie tak, jak gdybyśmy mieli przed sobą nachyloną kartkę papieru. Dopóki jest ona nachylona względem nas, widzimy część jej powierzchni. Gdyby bez zmiany orientacji kartka ta znalazła się dokładnie obok nas, widzielibyśmy jedynie krawędź kartki papieru i nawet z niewielkiej odległości nie bylibyśmy w stanie jej dostrzec, bowiem miałaby grubość… kartki papieru.
Na orbicie jednak nic nie jest wieczne. Astronomowie wskazują, że choć w 2025 roku pierścienie nam znikną to “już” w 2032 roku z powrotem się pojawią i z każdym rokiem będą coraz wyraźniejsze.
Czytaj także: Pierścienie Saturna dziwnie się zachowują. Uwiecznił to teleskop Hubble’a
Jak to wszystko będzie wyglądało? Aktualnie nachylenie pierścieni względem Ziemi wynosi 9 stopni i zmniejsza się powoli, aby 23 marca 2025 roku osiągnąć 0 stopni. Po 2025 roku stopniowo coraz lepiej będziemy widzieć pierścienie tym razem od dołu, ze znajdującym się w ich centrum południowym biegunem planety. Maksymalne nachylenie względem Ziemi planeta i pierścienie osiągną już za 9 lat w 2032 roku.
Astronomowie zwracają uwagę na fakt, że cały ten ambaras z pierścieniami nie oznacza, że nie warto patrzeć w kierunku Saturna. Kiedy bowiem z pola widzenia znikną pierścienie, znacznie łatwiej będzie dostrzec księżyce, których przez większość czasu nie sposób dostrzec. Paradoksalnie w 2025 roku będzie najlepszy czas do obserwacji tych obiektów w ciągu najbliższych piętnastu lat.