Siłą rzeczy, po niemal pięćdziesięciu latach od momentu startu z Ziemi obie sondy działają już w bardzo ograniczonym zakresie. Na przestrzeni lat naukowcy starali się bowiem utrzymać starzejące się sondy przy życiu, stopniowo wyłączając kolejne instrumenty naukowe.
Sonda Voyager 1 aktualnie znajduje się 25 miliardów kilometrów od Ziemi, czyli ponad cztery razy dalej niż znajduje się Pluton, kiedyś najodleglejsza planeta Układu Słonecznego. Choć przez większość czasu naukowcy odbierają regularne raporty od sondy kosmicznej, to do mediów zwykle przedostają się jedynie informacje o awariach, które powodują utratę możliwości komunikacji z sondą, czy też, które generują całkowicie niezrozumiałe dane przesyłane na Ziemię.
Czytaj także: Coś dziwnego dzieje się z sondą Voyager 1. Naukowcy zdumieni
Obie sondy zasilane są radioizotopowymi generatorami termoelektrycznymi (RTG) na bazie Plutonu, które generują już coraz mniej energii elektrycznej. Choć większość instrumentów naukowych musiała z tego powodu zostać wyłączonych, to wciąż otrzymujemy na Ziemi niezwykle cenne informacje spoza heliopauzy, czyli spoza granicy Układu Słonecznego.
W 2022 roku awaria na pokładzie Voyagera 1 doprowadziła do tego, że przez sześć miesięcy sonda przesyłała na Ziemię całkowicie niezrozumiałe dane.
Problem ten udało się jednak wyeliminować. Poważniejsza sytuacja miała zaledwie dwa miesiące temu, w październiku 2024 roku, kiedy to Voyager 1 całkowicie zamilkł. Mogło się wydawać, że to już koniec tej spektakularnej misji. Okazało się jednak, że z uwagi na awarię nadajnika w pasmie X, sonda uruchomiła autonomicznie inny nadajnik przesyłający sygnały w pasmie S. To naprawdę fenomenalne osiągnięcie, bowiem ów nadajnik po raz ostatni działał w 1981 roku. Uruchomiony po ponad trzech dekadach, zadziałał całkowicie bez zarzutu.
Zaskoczeniem był również fakt, że sygnał nadawany w pasmie S udało się zarejestrować na powierzchni Ziemi. Naukowcy nie mieli bowiem pewności czy sygnał nadawany w niższej częstotliwości, będzie wystarczająco silny, aby sieć Deep Space Network, wykorzystywana na Ziemi do komunikacji z sondami kosmicznymi była w stanie go dostrzec.
W połowie listopada naukowcy poinformowali, że nadajnik w pasmie X wykorzystywany standardowo zaczął ponownie przesyłać dane z czterech pozostałych instrumentów naukowych. Kryzys zatem został zażegnany.
Co jednak niezwykle ciekawe, okazuje się, że miłośnicy astronomii z Dwingeloo w Holandii samodzielnie wykryli sygnał z sondy kosmicznej Voyager 1, wykorzystując do tego historyczny radioteleskop Dwingeloo, który udostępniony jest opinii publicznej.
Członkowie zespołu poszukując tego sygnału, musieli uwzględnić trajektorię lotu sondy kosmicznej oraz przesunięcie dopplerowskie sygnału wywołane oddalaniem się sondy kosmicznej od Ziemi. Na tej podstawie byli oni w stanie wyizolować słaby sygnał nośny pośród szumu tła. Co ciekawe, antena teleskopu została zaprojektowana do obserwowania sygnałów o niższej częstotliwości. Z tego też powodu konieczne było zainstalowanie nowej anteny siatkowej.
Czytaj także: Sonda Voyager hałasuje w kosmosie. Ktoś mógł ją usłyszeć
Z odległości prawie czterokrotnie większej niż odległość Plutona sygnał Voyagera 1 potrzebuje ponad 23 godzin, aby dotrzeć do Ziemi. Mimo tak potężnej odległości amatorzy astronomii dowiedli, że sygnał z sondy da się wykryć znacznie mniejszym radioteleskopem niż te, które należą do sieci Deep Space Network.
Pozostaje mieć nadzieję, że Voyager 1 oraz 2 jeszcze przez kilka lat będą się kontaktowały z Ziemią. Szansa na to, że dotrwają do okrągłego jubileuszu i staną się pierwszymi sondami kosmicznymi działającymi przez 50 lat, staje się coraz większa.