Czytaj także: Myślisz tak jak jesz
W pierwszej połowie 2012 roku w sklepach na całym świecie można było kupić sprowadzane nielegalnie z Afryki Północnej grzyby. Sprzedawano je jako trufle, mimo że jedyne, co miały wspólnego z najdroższymi grzybami świata, to wygląd. I to też niezupełnie. Pochodzący z Włoch przemytnicy wykorzystywali fakt, że cudzoziemcy w mniejszym stopniu niż ich rodacy znają się na truflach i nie potrafią niekiedy odróżnić tych autentycznych od innych grzybów.
Podobnie jest z szynką parmeńską, którą masowo podrabiają Chińczycy. Ku oburzeniu Komisji Europejskiej znaleźli na to sprytny sposób. Jedną ze swoich przemysłowych miejscowości nazwali po prostu Parma, co pozwala im sprzedawać podrabiane przez siebie produkty pod szyldem słynnego włoskiego miasta, obchodząc tym samym prawo własności intelektualnej.
Wygląda więc na to, że sięgając po renomowane produkty spożywcze, wcale nie możemy być pewni ich jakości. Przeciwnie – coraz częściej zdarza się, że amatorzy kulinarnych rarytasów wydają swoje pieniądze na specjały tylko z nazwy nawiązujące do oryginału.
Oliwa niesprawiedliwa
Nie jest przypadkiem, że w czołówce krajów, w których raz po raz wybuchają spożywcze skandale, znajdują się Włochy. To przecież tu kwitnie kultura kulinarna najwyższej próby, dająca pole do popisu sprytnym oszustom.
Podrabiane trufle z Afryki i szynka parmeńska z Chin to niestety nie są wyjątki. Z raportu włoskiego Związku Rolników Indywidualnych Coldiretti za 2012 rok wynika, że połowa żywności sygnowanej jako włoska produkowana jest poza granicami tego kraju. W Rumunii np. produkowany jest ser mascarpone, mozzarella i… piemonckie wino Barbera. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo suszona wołowina bresaola produkowana jest w Urugwaju, klasyczny ser ricotta w Brazylii, a tradycyjny sos pesto w Pensylwanii. Rolnicy donoszą, że dwie trzecie produktów sprzedawanych jako oryginalnie włoskie to podróbki z Australii, USA i Chin, zaś wartość tego rynku szacowana jest na 60 mld euro.
Związek Coldiretti, który zajmuje się tropieniem procederu fałszowania włoskiej żywności, ostrzega ponadto, że jedną trzecią makaronu sprzedawanego we Włoszech wyprodukowano z pszenicy z importu. Jeszcze gorzej jest w przypadku włoskiej szynki, której aż 66 proc. pochodzi z zagranicy. Nawet oliwa, podstawa słynnej włoskiej kuchni, pada ofiarą oszustów, będąc, według danych „Journal of Food and Science” najczęściej fałszowanym produktem spożywczym w Europie. Nieuczciwy proceder polegający na dodawaniu do oliwy tańszego oleju orzechowego opisał dokładnie Tom Mueller, autor książki „Extra Virginity: The Sublime and Scandalous World of Olive Oil”. Wynika z niej, że nawet producenci renomowanych marek, by utrzymać konkurencyjne ceny, leją do butelek extra vergine olej z rzepaku lub orzechów.
Mięso na viagrze
Fałszerze żywności nie omijają również słodyczy. W 2009 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, francuscy celnicy przeczesywali paryskie supermarkety, rekwirując całe kartony podrabianych w Turcji czekoladek Ferrero Rocher. Testy wykazały, że są nieszkodliwe dla zdrowia, ale bardzo złej jakości. Przechwycono 33 tys. sztuk tureckich podróbek, a ich wartość oszacowano na 223,5 tys. euro. W czołówce podrabianych smakołyków znajdują się także sery.
W lipcu 2012 roku neapolitańska policja zatrzymała czołowego włoskiego producenta Giuseppe Mandarę, nazywanego „królem serów”. Jego firma eksportowała swoje produkty, przede wszystkim mozzarellę, na rynki całego świata. Mandarę aresztowano pod zarzutem przynależności do grupy przestępczej oraz stwarzania zagrożenia dla zdrowia publicznego. Okazało się bowiem, że notorycznie podrabiał certyfikaty świadczące o jakości produktów. Wbrew informacjom na etykietach, w jego zakładach do produkcji serów używano najtańszego mleka.
W niektórych wyrobach znajdowały się zaś kawałki ceramiki z maszyny produkcyjnej, co świadomie bagatelizowano. Większość grzechów włoskiego rynku spożywczego ujawnił dziennikarz Emiliano Fittipaldi, który w książce „Tak nas zabijają” pisze o wykrytych przez siebie, często niebezpiecznych dla zdrowia „ulepszonych produktach”, takich jak mięso pochodzące od koni faszerowanych viagrą czy curry barwione rakotwórczą substancją.
Rakotwórcze mleko
W 2007 roku niemieccy naukowcy przebadali 17.535 próbek artykułów spożywczych z całego świata. Okazało się, że większość z nich zawierała ślady chemicznych środków ochrony roślin, z których część – spożyta w większej ilości – mogła stanowić zagrożenie dla ludzkiego życia.
Na sklepowych półkach znajdowano przyprawy korzenne wymieszane z ziemią albo paprykę z roztartą cegłą. Badania Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dowodzą zaś, że przeciętny Europejczyk konsumuje rocznie około pięciu kilogramów tzw. dodatków do żywności. Wiele z nich jest niejadalnych lub wręcz, w skrajnych przypadkach, szkodliwych. W 2011 roku w mieście Taiyuan, w chińskiej prowincji Shaanxi, odkryto ryż wyprodukowany z ziemniaków wymieszanych z… plastikiem. Granulat był łudząco podobny do ziaren ryżu, ale po ugotowaniu nie nadawał się do jedzenia.
Stowarzyszenie Chińskich Restauratorów ostrzegało, że zjedzenie trzech miseczek tego „ryżu” jest równoznaczne z konsumpcją jednej plastikowej reklamówki. Chińscy fałszerze żywności uwielbiają także podrabiać mleko w proszku dla niemowląt. W ciągu kilku ostatnich lat w produktach renomowanych, wydawałoby się, państwowych firm mleczarskich znajdowano toksyczną melaminę, rakotwórcze pleśnie, a także rtęć.
Sztuczna śliwowica
W Polsce fałszerze wzięli się za popularne produkty regionalne, np. góralskie oscypki, które masowo robi się ze zwykłego krowiego mleka. Podrabiana jest nawet na poły legalna Śliwowica Łącka z Podhala. Sprytni oszuści – zamiast mozolnie fermentować śliwkowy zacier i destylować 70-proc. alkohol – po prostu rozcieńczają spożywczy spirytus aromatami cukierniczymi i wodą. Podrabianie alkoholu to w Polsce problem na wielką skalę.
Szacuje się, że co czwarta rozlewana u nas butelka wódki pochodzi z nielegalnego źródła (liczba rozbitych rozlewni w ostatnich trzech latach wzrosła aż pięciokrotnie). Zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami zdarza się, że z etykietą znanych marek sprzedaje się wódkę zawierającą trujący alkohol metylowy. Przekonali się o tym mieszkańcy Czech, gdzie po tym, jak we wrześniu 2012 roku wykryto w wódce metanol (którym zatruły się dziesiątki osób), zdecydowano się wprowadzić prohibicję.
„Podrabianie produktów spożywczych to relatywnie mało skomplikowany proceder, a tym samym bardzo kuszący” – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności, zwracając uwagę, że największym problemem w Polsce są stosowane przez nieuczciwych producentów ulepszenia, takie jak faszerowanie mięs solankami czy roztworami sojowymi albo fałszowanie składu produktów, np. dodawanie do masła tłuszczów roślinnych.
Akcje – jak ta z 2010 roku– kiedy policjanci z Olsztyna i Białegostoku zlikwidowali rozlewnię fałszywej coca-coli, należą natomiast do rzadkości. „Zafałszowania żywności są możliwe do wykrycia po przeprowadzeniu badań laboratoryjnych” – mówi Izabela Zdrojewska z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. W tym pewnie tkwi problem. Sami często nie jesteśmy w stanie sprawdzić składu kupowanych produktów, bowiem jego ustalenie jest możliwe tylko za pomocą szczegółowej analizy. Co gorsza, często nie możemy liczyć nawet na etykiety. Jak się okazuje, również te sprawdzone, wydawałoby się, marki nie gwarantują, że nie wydamy pieniędzy na gastronomicznego kota w worku.