Uwaga: sceptyk! Czy czegoś pożytecznego może nauczyć nas człowiek, który drwi z poglądów innych?

Okazuje się, że w sceptycyzmie ukrywa się pochwała codzienności.
Uwaga: sceptyk! Czy czegoś pożytecznego może nauczyć nas człowiek, który drwi z poglądów innych?

„Jestem  sceptyczny” – mówię, gdy chcę wyrazić powątpiewanie wobec czegoś, do czego nie jestem przekonany. „To niepoprawny sceptyk” – mówimy o kimś, kto nie tylko nie ulega naszym argumentom w konkretnej sprawie, ale w każdej sprawie wykazuje niewyczerpaną wolę oporu i nieznośną dla otoczenia umiejętność bezwzględnego falsyfikowania każdego pomysłu, każdej idei, każdego poglądu, jaki pojawi się w jego zasięgu. Już to jest irytujące, ale jeszcze bardziej wkurza nas to, że sceptyk nie proponuje niczego w zamian.

Czy można nauczyć się czegoś pożytecznego od kogoś, kto nie dość, że drwi z poglądów innych ludzi, to najwyraźniej nie ma własnych?

Pyrron, od którego bierze początek sceptycyzm jako szkoła filozoficzna, był uczestnikiem wyprawy Aleksandra Mace-dońskiego przeciw Persom. Armia Aleksandra dotarła aż do Indii, daleko poza granice znanego Grekom świata. Niektórzy interpretatorzy właśnie w Indiach upatrują źródeł myśli sceptycznej. Ale to przesada.

Już Anaksarchos, nauczyciel Pyrrona, doradca macedońskiego króla i również uczestnik wyprawy, twierdził, że życie jest grą pozorów, i kpił z ludzi, którzy brali je zbyt serio. Bardzo jednak prawdopodobne, że wędrówka, poznawanie nowych ludów, ich zwyczajów i wierzeń, wreszcie spotkanie z indyjskimi mędrcami, utwierdziło Pyrrona w przekonaniu, że nie warto przykładać nadmiernej wagi do tego, co ludzie uważają za słuszne lub niesłuszne.

 

Cnota niewyrokowania

Niewiele wiemy o tym, czego Pyrron nauczał. Przetrwał w legendzie i anegdocie jako inspirator pewnego stylu myślenia i sposobu życia. Jego późny następca Sekstus Empiryk, którego pisma są najważniejszym źródłem wiedzy o poglądach starożytnych sceptyków, pisał tak:

„Zacząwszy filozofować, by osądzić wyobrażenia i uświadomić sobie, które są prawdziwe, a które fałszywe, i w ten sposób osiągnąć spokój duchowy, utknął na równowadze sprzeczności, nie mogąc zaś jej rozsądzić, powstrzymał się od wyrokowania, a kiedy się powstrzymał, uzyskał niespodziewanie spokój w dziedzinie mniemań. Kto bowiem mniema, że coś jest z natury piękne albo złe, ten się skazuje na nieustanny niepokój. Nie mając mianowicie tego, co uważa za piękne, sądzi, że trapi go rzeczywiste zło i ugania się za rzeczami, jak mniema dobrymi. A skoro je posiądzie, to popada w jeszcze większy zamęt, ponieważ się nie rozumnie i niepomiernie wynosi i z obawy przed zmianą robi wszystko, byle nie utracić dóbr domniemanych”.

Hart niewyrokowania to jedna ze sceptycznych cnót, niełatwa do osiągnięcia, bo trudno powstrzymać się od formułowania takiego lub innego zdania, takich lub innych ocen. Za niewyrokowaniem idzie obojętność albo niewrażliwość. Jak pisze francuski filozof Marcel Conche:

„Jest to niewrażliwość na świat przedmiotów, przyczyn, bytów i ich oddziaływań na nas, wokół nas, ponieważ świat bytów i bytu, zbudowany przed nami i wzniesiony wobec nas przez sam nasz sąd, zostaje wtedy rozebrany na części i zburzony. Wrażliwość na wszystkie uroki i zniewagi, konflikty i niepokoje świata przedmiotowego zostaje zastąpiona przez wrażliwość na wrażenia czyste, nieme i o ile to możliwe, pozbawione oczekiwania i pamięci”.

Konsekwentna dekonstrukcja uznanych poglądów, ocen, mniemań, nawyków myślowych nie tylko wyprowadza poza sferę ludzkich sporów, ale przede wszystkim oczyszcza i uwalnia umysł i pozwala dostrzec świat skryty zwykle za mgłą zbiorowych i indywidualnych projekcji.

Sekstus Empiryk wyjaśniał, że szkoły filozoficzne można podzielić na trzy grupy: takich, którzy orzekli, że już znaleźli prawdę, innych, którzy – przeciwnie – uznali, że nie można jej znaleźć, i wreszcie takich, którzy wciąż jej szukają. Pierwsi to różnej maści dogmatycy. Kierunek drugi, całkowite zwątpienie, reprezentowała przez pewien czas akademia platońska, a trzeci właśnie szkoła sceptyczna.

Określenie „sceptyk” pochodzi od czasownika „skepesthai” – patrzeć, badać, baczyć. Nie tworzenie dogmatów, które są więzieniem myśli, lecz uwalnianie od nich umysłu było celem sceptyków, obalanie granic myśli, jakimi są fałszywe poglądy, a nie stawianie nowych granic. W gruncie rzeczy dla żywej myśli każdy pogląd jest ograniczeniem, wyzwaniem, które trzeba pokonać. Nie zaprzeczanie prawdzie jest nerwem myśli sceptycznej, lecz odkrywanie wymiaru, w którym poszukiwanie prawdy staje się możliwe.

 

Nieufność wobec supersensu

Współczesny sceptyk Odo Marquard ujął w trzech punktach to, co dla postawy sceptycznej jest najważniejsze. Po pierwsze wolność: jedną ze sceptycznych technik jest konfrontowanie przeciwstawnych przekonań i przez to pozbawianie ich siły, by jednostka „mogła im ujść i odnaleźć swobodny dystans, dystans własnej indywidualności”. To ćwiczenie nie jest intelektualną zabawą. Gra idzie o znacznie większą stawkę. Jak pisze Marquard: „jest zatem korzystne dla człowieka – ze względu na konsekwencje dla jego wolności – mieć wiele przekonań: nie wcale ich nie mieć bądź mieć tylko jedno”. Mieć wiele przekonań, wiele punktów odniesienia, wielu bogów. Bo dopiero pomiędzy wielu punktami odniesienia otwiera się szczelina wolności, prześwit dla własnej myśli.

Po drugie poszanowanie dla tego, co zwyczajne. Ważnym wątkiem legendy Pyrrona są opowieści o tym, jak w codziennym życiu trzymał się przyjętych zwyczajów i zwyczajnego życia. Hodował prosiaki, sam je mył (co nie odpowiadało jego statusowi wolnego człowieka), nosił na targ i tam sprzedawał.

Poszanowanie dla zwyczajności nie wynika z bałwochwalczego kultu tradycji, lecz z przeświadczenia, że – jak ujmuje to Marquard – „nie żyjemy dostatecznie długo, by przyjmować absolutne orientacje (…) nasza śmierć przychodzi zawsze wcześniej niż ta absolutna orientacja”. Z tego względu sceptyk podejrzliwie i niechętnie patrzy na różne oferty ostatecznego i całościowego wyjaśnienia spraw tego świata i ludzkiego życia. Tęsknotę za „totalnie poruszającym duszę supersensem, nadającym się na transparenty i godnym teatralnych werbli (…) tę dyżurną naiwność trzeba sobie darować”. I nie chodzi tylko o to, że skoro wszystkie poglądy są niepewne, praktycznie jest przyjąć jako roboczą hipotezę jakiś sprawdzony sposób działania, lecz o to, że sensownie można mówić tylko o sensie konkretnych, zwyczajnych sytuacji, z jakich składa się życie.

Po trzecie sceptycyzm to gotowość do zaakceptowania własnej przygodności. „Sceptyk skłania się do poglądu, że los zsyła przypadki, które odciskają na naszym życiu niezatarte piętno (…) Przeważnie kierujemy swoim życiem nie sami, a już z pewnością nie w sposób absolutny (…) Dlatego musimy umieć tolerować to, co przypadkowe; życie bowiem z tym, co przypadkowe, nie jest nieudaną absolutnością, lecz naszą historyczną normalnością”.

 

Rzucić wszystko i odpuścić

Sceptycyzm nie jest prostym pomysłem na życie. Wymaga stałego intelektualnego treningu i determinacji w odpieraniu presji lub pokusy przyjęcia jakiegoś jedynie słusznego poglądu na wszystko. Chorobą duszy nie jest fałszywy pogląd, każdy pogląd jest chorobą!

Sceptycyzm wymaga także pewnej szczególnej dyspozycji woli, którą opisuje anegdota o sławnym w starożytności ateńskim malarzu Apellesie. Malował kiedyś galopującego konia, ale w żaden sposób nie potrafił namalować piany na jego pysku. Cały kunszt malarski okazał się na nic. W końcu rozeźlony rzucił w obraz gąbką, której używał do czyszczenia pędzli. I wtedy ukazała się piana, jakiej pragnął. Rzucić wszystko, odpuścić, odkryć i poddać się ukrytemu rytmowi wszechrzeczy! Oto ukoronowanie sceptycznej praktyki.