W maju odnotowano najwyższe w tym roku stężenie dwutlenku węgla w atmosferze, wynoszące średnio 419,13 części na milion (ppm) – ogłosili naukowcy z amerykańskiego centrum badań atmosfery i oceanów NOAA. Smutny rekord potwierdzają inne pomiary. Te dokonane przez Scripps Institute of Oceanography pokazują wprawdzie nieco niższy wynik (418,92 ppm), ale i tak jest to więcej niż w roku ubiegłym (417 ppm).
Ponury majowy rekord
To najwyższy średni miesięczny poziom tego gazu od początku regularnych pomiarów, które rozpoczęto 60 lat temu. Porównywać powinniśmy jednak ten poziom nie z poprzednimi dekadami, ale z czasami odległymi o miliony lat.
Ostatni raz, gdy ziemska atmosfera zawierała takie ilości tego cieplarnianego gazu, miał miejsce w epoce plioceńskiej, między 4,1 a 4,5 mln lat temu. Poziom zawartości dwutlenku węgla z tak dawnych czasów jest znany dzięki metodom pośrednich pomiarów, na przykład proporcji izotopów węgla odnajdowanych w osadach oceanicznych w wielu miejscach globu.
Lasy na biegunach
Średnie temperatury na powierzchni planety były wtedy o 2–3 stopnie wyższe niż mierzone dzisiaj, na biegunach rosły lasy, zaś poziom oceanów był około 20 metrów wyższy niż dziś. I takich skutków obecnego poziomu tego gazu możemy się spodziewać za kilkaset lat, jeśli nie zaczniemy pozbywać się dwutlenku węgla z atmosfery.
Zanim jednak to nastąpi, nawet niższy wzrost poziomu mórz i oceanów zmusi do migracji dziesiątki milionów mieszkańców najniżej położonych lądów. Innych wypędzą z domów coraz częstsze upały. Co gorsza, niektóre obszary Ziemi staną się dosłownie nie do zamieszkania. Tak zwana temperatura mokrego termometru (która określa, jak bardzo można schłodzić ciało przez odparowanie wody) będzie przekraczać tam 33 stopnie – co oznacza, że termoregulacja organizmu przez pocenie się będzie w tych rejonach właściwie niemożliwa.
„Co roku dodajemy do atmosfery 40 miliardów ton dwutlenku węgla”, powiedział na konferencji Pieter Tans z NOAA Global Monitoring Laboratory. „Jeśli chcemy uniknąć katastrofalnej zmiany klimatu, ograniczenie emisji dwutlenku węgla do zera jak najwcześniej musi stać się priorytetem”.
Czas na słońce i wiatr
Jak wskazują naukowcy, rozwiązanie mamy w zasięgu ręki. „Energia słoneczna i wiatrowa już dziś jest tańsza od pochodzącej ze spalania paliw kopalnych. Jest też wykorzystywana na masową skalę. Jeśli odpowiednio szybko podejmiemy działania, nadal możemy uniknąć klimatycznej katastrofy”, mówi Tans.
Jeśli chodzi o spadek emisji związany z pandemią, z którym wiązano bądź co bądź pewne nadzieje, wyniósł zaledwie 6 proc. A żeby był odczuwalny w dłuższej skali musiałby przekroczyć 30 proc.
„Ostatnie dziesięciolecie to czas najszybszego wzrostu poziomu dwutlenku węgla w historii ludzkości”, mówił „New York Timesowi” geochemik Ralph Keeling z Instytutu Scrippsa. „Więc nie chodzi tylko o to, że jego poziom jest wysoki, ale że nadal rośnie szybko”.
Źródło: ScienceAlert