Amerykański urząd dopuszczający do obrotu wszystkie produkty klasyfikowane jako żywność, The Food & Drug Administration, swoją ekspertyzą ręczy za to co można jeść i pić, a czego nie, wyznacza także normy dotyczące składu i tak na przykład kawa oraz słodkie napoje nie mogą przekraczać pewnego poziomu kofeiny by nie stać się potencjalną przyczyną problemów z sercem. Napoje energetyczne w klasyfikacji tej instytucji są suplementami i nie mają wyznaczonych maksymalnych granic. Mogą także łączyć kofeinę z innymi stymulantami nie bacząc na ryzyka zdrowotne.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała meta-analizę badań napojów energetyzujących, w której czytamy o „zagrożeniach zdrowia związanych z konsumpcją takich napojów związanych z zawartością kofeiny.”
Przedawkowanie kofeiny raczej nas nie zabije (od razu), ale może spowodować wystąpienie palpitacji serca, niestrawności, wymiotów, konwulsji, nadciśnienia i zakwaszenia układu pokarmowego. Jeśli chodzi o śmierć – to owszem, jest takie zagrożenie, ale wynikające z ryzyka cukrzycy typu drugiego i nadciśnienia. Samo wypicie napoju może i nie jest śmiertelnym zagrożeniem, ale regularne spożywanie takich produktów wystawia organizm na obciążenie nie do zniesienia. Warto też pamiętać o tym, że kofeina obniża wrażliwość na insulinę.
Ale co z kawą? Przecież ona także może być naprawdę mocna i pijemy ją regularnie. Filiżanka kawy ma około 100 mg kofeiny, puszka napoju Monster to 92 mg, Red Bull to okolice 80 mg. Zatem dlaczego WHO nie ostrzega równie silnie przed kawą? Chodzi o prędkość spożywania napoju.
„Chociaż pewne rodzaje napojów z kawy mają podobne poziomy kofeiny pija się je gorące i powoli”. Coś w tym jest, rzeczywiście poranna kawa to rytuał, nie tylko napój, nie wspominając już o kolejnych (jeśli są potrzebne) „kawusiach”, którymi lubimy się delektować. To zupełnie co innego niż wypicie „na hejnał” puszki chłodnego napoju. Poziom kofeiny w organizmie wzrasta wtedy wyjątkowo gwałtownie, co w skrajnych przypadkach może wywołać nawet atak serca.
Na terenie Unii Europejskiej wiele krajów ostrzega przed napojami energetyzującymi zwracając uwagę na ryzyko uszkodzenia wątroby, nerek, układu oddechowego i pokarmowego, a nawet psychoz. Nowa Zelandia oraz Irlandia wymieniają niezależnie do 20 powikłań zdrowotnych.
We Francji wprowadzono swego czasu zakaz sprzedaży takich napojów, jednak wywołało to silny sprzeciw producentów, a ich głos w Komisji Europejskiej został wysłuchany. Zakaz odwołano. Część niemieckich landów skutecznie zablokowała sprzedaż Red Bull Cola po tym jak w 2008 roku wykryto w niej śladowe ilości kokainy. Mimo zapewnień producenta o wycofaniu tej substancji zakaz pozostał. Ograniczenia wysoko-kofeinowych napojów są także w Australii, Danii, Urugwaju oraz Turcji.
W Polsce kontrolę nad żywnością sprawują jednocześnie: Państwowa Inspekcja Sanitarna, Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Państwowa Inspekcja Weterynaryjna. Jak dotąd nie wyznaczyły one specjalnych ograniczeń dla napojów energetycznych.
Sprawą zajmują się także politycy, niedawno w polskim Sejmie pojawiła się inicjatywa wprowadzenia zakazu sprzedaży takich produktów dzieciom, jak na razie nie została ona podjęta przez Ministerstwo Zdrowia.
Źródło: Pop Sci