USA ma własny System Zaufania Społecznego. To wcale nie sprawka rządu

Pamiętacie kontrowersyjny pomysł systemu punktów zaufania wprowadzany w Chinach? Systemowe rozwiązanie, od którego zależna jest zdolność kredytowa, możliwości kariery, a nawet kwestia przemieszczania się między miastami.

Elektroniczna smycz, na której administracja trzyma ludzi. Chiny testują go od 2014 roku i w przyszłym chcą nim objąć wszystkich obywateli. Tymczasem okazuje się, że w USA pomysł ten ma się całkiem dobrze.

Opublikowany niedawno przez Fast Company tekst sugeruje, że już teraz Amerykanie żyją w podobnym systemie. Różnica jest jedynie taka, że wolny koniec smyczy znajduje się nie w rękach państwa, a prywatnych firm. To one ustalają kto jest „dobry”, a kto nie, nagradzają lub karzą zmianą statusu.

Przykłady? Proszę bardzo.

Firmy sprzedające ubezpieczenia na życie potrafią „wycenić” człowieka na bazie treści udostępnianych przez niego w portalach społecznościowych. Przedsiębiorstwo o nazwie PatronScan ma na przykład specjalną listę potencjalnie kłopotliwych klientów. Na jej podstawie współpracujące z nią bary i restauracje mogą zdecydować o nie wpuszczaniu do siebie niewygodnych osób.

Drugim przykładem jest Airbnb, który obecnie ma ponad 150 milionów użytkowników. Dla podróżujących często i bez przepastnego budżetu zablokowanie dostępu do takiej usługi może być co najmniej kłopotliwe. Firma może zablokować kogo zechce, co więcej, nie musi nawet precyzować powodu swojej decyzji.

Podobnie jest z Uberem, który stał się na tyle popularny, że zastępuje niektórym inne metody poruszania się po mieście, czy transportu cięższych bagaży. Następny w kolejce jest WhatsApp, bardzo popularna aplikacja do komunikacji. Tu także firma może po prostu cię zablokować i nagle nie będziesz miał możliwości kontaktu tym kanałem.

Spójrzmy wreszcie szerzej, nie tylko na Stany Zjednoczone. Obecny świat informacji tak naprawdę wyrasta na kilku najgrubszych pniach. Jednym z nich jest Facebook: portal, który zaczął się od oceniania cudzych zdjęć, potem stał się agorą do wymieniania informacji, platformą gier, by dziś być ogromnym środowiskiem skupiającym aktywność mediów, producentów wszelkiego rodzaju towarów i wreszcie konsumentów. Strona internetowa firmy? Owszem, ale najpierw poszukasz jej na Facebooku. Chcesz do kogoś napisać? Coraz więcej osób wybierze Messengera zamiast innych form komunikacji. Dopiero gdy to zawiedzie zdecyduje się na telefon, sms czy e-mail. Wystarczy jednak czymś narazić się niebieskiemu gigantowi internetu i nagle ciach! – jesteśmy odcięci.

Oczywiście zawsze można wysunąć argument, że przecież na siłę nikt nie przykuwał ludzi do Airbnb, WhatsAppa czy Ubera. To zawsze jest kwestia wyboru. Z drugiej strony warto mieć świadomość, że oddając tak wiele swoich możliwości w ręce firm z Doliny Krzemowej zdajemy się na ich regulaminy i ich interpretację. Czytacie je? Wszystkie? Naprawdę? No właśnie. Tymczasem warto mieć „z tyłu głowy” to, że międzynarodowe firmy tego typu nie muszą opierać swoich decyzji na prawodawstwie danego państwa, właściwie często piszą swoje własne. To według analityków „alternatywny system prawny, gdzie oskarżony ma mniej praw”.

Fast Company prorokuje, że w niedalekiej przyszłości możliwe, że wymierzanie kar za wykroczenia nie będzie się odbywać w sądach i na salach rozpraw lecz w siedzibach korporacji w Dolinie Krzemowej.

Przeczytaj także: Social Credit System. Program oceny obywateli już w testach, wkrótce wejdzie w życie