Cała misja Chang’e-6 przebiega zaskakująco bezproblemowo. Natychmiast po wylądowaniu na powierzchni Księżyca, na dnie Basenu Biegun Południowy-Aitken aparatura pokładowa rozpoczęła pobieranie próbek z powierzchni oraz z głębokości 2 metrów pod powierzchnią i już po 4 czerwca, o 1:38 polskiego czasu 2 kilogramy próbek zostały wyniesione na orbitę okołoksiężycową, gdzie zostały przechwycone przez moduł powrotny, który już teraz transportuje je na powierzchnię Ziemi.
Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że już 280 minut po wylądowaniu sondy na powierzchni Księżyca rozpoczął pracę instrument NILS dostarczony przez specjalistów z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). NILS to skrót od instrument do wykrywania ujemnych jonów na powierzchni Księżyca.
Czytaj także: Jest nagranie z historycznego lądowania na niewidocznej stronie Księżyca. Z Ziemi nigdy tego miejsca nie zobaczysz
Naukowcy zwracają tutaj uwagę na wyzwania, jakim musiał stawić czoła instrument w nieprzyjaznym środowisku panującym na powierzchni Księżyca. Po pewnym czasie od uruchomienia instrument musiał zostać wyłączony ze względu na niskie napięcie. NILS jednak po krótkim czasie ponownie się włączył, zresetował i rozpoczął zbieranie nowych danych obserwacyjnych i przesyłanie ich na Ziemię.
Naukowcy wskazują, że konieczne było włączanie instrumentu tak, aby pracował z pełną mocą, a następnie wyłączanie go, gdy zaczynał się za mocno nagrzewać. Konieczne bowiem było utrzymywanie instrumentu w odpowiednim zakresie temperatur, tak aby mógł on prowadzić obserwacje jak najdłużej w warunkach wysokich temperatur panujących na oświetlonej przez Słońce powierzchni Księżyca. W efekcie jednak udało się zebrać trzy godziny danych pomiarowych, czyli trzy razy więcej, niż eksperci planowali pierwotnie. To ogromny sukces dla ESA, dla której była to pierwsza misja realizowana na powierzchni Księżyca i zarazem pierwsza misja realizowana we współpracy z Chinami.
Poszukiwanie jonów ujemnych na powierzchni Księżyca może nam wiele powiedzieć o środowisku panującym tam, gdzie będą mieszkać astronauci przebywający w bazach księżycowych.
Pole magnetyczne Ziemi skutecznie chroni życie istniejące na powierzchni planety przed wpływem wiatru słonecznego, czyli stałego strumienia wysokoenergetycznych cząstek emitowanych przez Słońce. Księżyc jednak nie dość, że nie posiada takiego ochronnego pola magnetycznego, to na dodatek nie posiada atmosfery, która mogłaby choć częściowo chronić przed wiatrem słonecznym. Owszem, szczątkowa atmosfera składająca się z helu, argonu, neonu, amoniaku, metanu i dwutlenku węgla istnieje, ale jej gęstość jest praktycznie pomijalna. W efekcie cząstki wiatru słonecznego uderzają bezpośrednio w powierzchnię Księżyca. Zderzenia cząstek wiatru słonecznego z powierzchnią prowadzą do wybijania elektronów z atomów na powierzchni, a zatem do powstawania zarówno jonów dodatnich, jak i ujemnych.
Jony dodatnie stosunkowo łatwo wykryć nawet z orbity okołoksiężycowej. Nie zmienia to jednak faktu, że jony ujemne istnieją znacznie krócej, przez co nie są w stanie dotrzeć na znaczącą wysokość nad powierzchnię, aby można było je tam odkryć. Aby odkryć takie ujemne jony, trzeba dostarczyć detektor bezpośrednio na powierzchnię Księżyca. Takim detektorem jest właśnie NILS opracowany przez specjalistów ze Szwedzkiego Instytutu Fizyki Przestrzeni Kosmicznej.
Czytaj także: Księżyc ma dwie twarze. O jednej wiemy dużo, o drugiej prawie nic. Chińczycy już wysłali sondę
5 czerwca 2024 roku specjaliści z Europejskiej Agencji Kosmicznej poinformowali, że NILS wykrył obecność jonów ujemnych na dnie Basenu Biegun Południowy-Aitken na Księżycu. Teraz dane pomiarowe są analizowane i wkrótce możemy spodziewać się pierwszych artykułów naukowych szczegółowo opisujących to odkrycie.
Możemy być jednak pewni, że dane zebrane przez NILS dostarczą nam nie tylko informacji o jonach obecnych przy powierzchni Księżyca, ale pozwolą nam oszacować warunki panujące na innych globach pozbawionych atmosfery w Układzie Słonecznym, niezależnie od tego, czy będą to księżyce innych planet, planety, czy planetoidy.