To przez nie odmawiasz zjedzenia urodzinowego tortu swojego dziecka, mimo że od lat nosisz rozmiar M i dieta ci niepotrzebna. Albo żeby poczuć się młodziej, zaczynasz niebezpieczny flirt z zaręczoną koleżanką z pracy. Albo na całkiem niewinny uśmiech szefa reagujesz grymasem, przez co on zaczyna myśleć, że musisz mieć coś na sumieniu i niedługo pewnie złożysz wymówienie.
Niebieski jest zielony
A co by się stało, gdyby ktoś ci powiedział, że rzeczywistość nie istnieje, istnieją tylko twoje o niej wyobrażenia? Brzmi jak wstęp do „Kongresu futurologicznego” Stanisława Lema albo „Łowcy androidów”? Być może. Ale współczesna nauka, zwłaszcza fizyka i neurobiologia, potwierdzają: nasz mózg ciągle na nowo reprodukuje pasującą mu wersję rzeczywistości. Widzisz czerwone jabłko leżące w koszyku? To twój układ nerwowy rejestruje kolor dzięki reakcji fotoreceptorów siatkówki oka. Tak naprawdę czerwone jabłko wcale n i e m u s i być czerwone, tylko tak nasze oczy odbierają konkretną długość fali światła, którą owoc odbija.
Wrażenie koloru jest cechą tworzoną przez mózg, a nie właściwością rzeczy samych w sobie. To dlatego Japończycy o zielonym świetle sygnalizacji ruchu drogowego mówią, że jest niebieskie, mimo że każdy obcokrajowiec powie, że ma kolor trawy. Jedną z ciekawszych aberracji funkcjonowania mózgu jest doświadczenie synestezji, czyli wymieszania zmysłów. Synesteci odbierają rzeczywistość bardziej intensywnie: widzą dźwięki, przypisują kolory słowom, smakują barwy, słyszą zapachy czy czują woń konkretnych kształtów.
Pewną iluzją rzeczywistości są też nasze wspomnienia, a właściwie nasza pamięć o wydarzeniach z przeszłości. „To bardziej fikcja niż odzwierciedlenie tego, co się naprawdę wydarzyło. Tak jakbyśmy pisali powieść ze sobą w roli głównej” – twierdzi Jonah Lehrer, amerykański pisarz, autor książki „Proust Was a Neuroscientist”, który porównał wspomnienia do kopii starej fotografii.
Wszystko, co nas otacza, jest więc w pewnym sensie wytworem naszego umysłu, czyli efektem pracy mózgu. Tę zaskakująco prostą prawdę opisywali już starożytni. Cesarz rzymski Marek Aureliusz dowodził w swoich filozoficznych „Rozważaniach”: „Świat – to zmiana, życie – to wyobrażenie”. Budda również przekonywał, że to nasz umysł konstruuje to, co przeżywamy. A wiele lat później Szekspir dodawał ustami Hamleta: „Nic nie jest ani dobre, ani złe, tylko nasze myślenie je takim czyni”.
Ewolucja na „nie”
Tak naprawdę twój mózg nigdy nie „widział” prawdziwego świata. Chociaż to dzięki niemu wiesz, że dźwięk, który słyszysz, jest miauczeniem kota albo odgłosem rozbijającego się szkła, że to dzięki niemu jesteś w stanie smakować lody waniliowe, siedząc na schodach bazyliki Sagrada Familia, czy że dzięki niemu zakochujesz się i przeżywasz złość, smutek, radość czy wzruszenie – twój mózg leży w ciemnościach, odizolowany od fizycznego świata. Jego jedyny kontakt z rzeczywistością to gęsto utkana sieć sygnałów elektrochemicznych, odbierających impulsy nerwowe z różnych części naszego ciała.
Mózg człowieka rozpoznaje szczekanie psa, zapach róży czy głos przyjaciela. Wie, kiedy mamy zasnąć, a kiedy uciekać w popłochu, ponieważ jego doświadczenie to nie są przeżycia tylko pojedynczej osoby, ale milionów lat ewolucji. Ten proces ciągłej zmiany i adaptacji mózgu człowieka neurobiolodzy nazywają neuroplastyką.
Dr David Eagleman, neurobiolog i szef Laboratorium Percepcji i Akcji w Baylor College of Medicine w Teksasie, podsumowuje to prosto: „Wszystko, co się dzieje, dzieje się głównie w naszej głowie. Mózg wybiera dla nas najbardziej ewolucyjnie przydatną wersję rzeczywistości”.
Praca z umysłem
- Na czym polega Praca, metoda terapeutyczna opracowana przez Byron Katie? Toksycznej myśli, która się pojawia (np. „Mój mąż mnie nie rozumie”) i sprawia nam ból, zadajemy cztery pytania:
- Czy to jest prawda?
- Czy możesz mieć absolutną pewność, że to prawda?
- Jak reagujesz, co dzieje się, gdy wierzysz, że ta myśl jest prawdziwa?
- Kim byłbyś bez tej myśli?
Później należy odwrócić myśl, którą podaje się w wątpliwość, i podać trzy konkretne przykłady dla każdego odwrócenia. Na przykład myśl „mój mąż mnie nie rozumie” można odwrócić na: „on mnie rozumie”. Jak twierdzi Katie, umysł sam odkryje przed nami przykłady, w jaki sposób odwrócenie to jest prawdziwe. Te przykłady mogą być następujące: „zrozumiał mnie kilka dni temu, kiedy byłam smutna, a on zrobił mi herbatę”. Albo: „rozumie, że kiedy jestem zła, muszę się wypłakać”. Innym odwróceniem tej negatywnej myśli może być: „Ja nie rozumiem siebie” albo „Nie rozumiem jego”. Myśli warto spisać. Ten trening umysłu ma uwolnić człowieka od natrętnych negatywnych myśli, które często pojawiają się automatycznie.
Czy to znaczy, że możemy spokojnie wyciągnąć się na kanapie w poczuciu, że nasz mózg zadba o to, co dla nas najlepsze? Niestety nie. Chociażby dlatego, że jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani na „nie”. Dr Rick Hanson, neurobiolog i autor wielu książek psychologicznych, m.in. „Hardwiring Happiness” („Sterowanie szczęściem”) czy „Mózg Buddy”, tłumaczy to tak: żeby przeżyć, człowiek pierwotny musiał koncentrować się na rozpoznawaniu sytuacji zagrożenia, dlatego do dzisiaj nasze umysły mają tendencję do dostrzegania negatywów, nie pozytywów.
„Negatywne bodźce skutkują większą aktywnością neuronalną w mózgu niż nawet te najprzyjemniejsze i najintensywniejsze pozytywne doznania” – pisze Hanson w książce o szczęściu. Okazuje się, że nawet na dźwięk słowa „nie” nasz mózg wchodzi w fazę ostrzegawczą. Uruchamia się dzwonek alarmowy, czyli ciało migdałowate, odpowiedzialne za generację negatywnych emocji, agresji oraz reakcje obronne. Każda negatywna myśl momentalnie uruchamia lawinę negatywnych skojarzeń, wspomnień i doświadczeń oraz ewolucyjnie zapośredniczonych sposobów radzenia sobie z nimi.
Nic nie jest naprawdę
Jak więc poradzić sobie z umysłem, który zastawia na nas pułapki? „Jesteś tym, co myślisz” – podkreśla Byron Katie, amerykańska pisarka i przywódczyni duchowa, która przez kilkanaście lat zmagała się z ciężką depresją. W pewnym momencie czuła się tak źle, że przestała sypiać we własnym łóżku, twierdząc, że nie zasługuje nawet na podstawowe wygody. Spała więc na podłodze, nieszczęśliwa i przerażona, z pistoletem pod poduszką. Straciła kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Moment wielkiej zmiany przyszedł nagle i wiązał się z trywialnym wydarzeniem. Któregoś dnia Katie obudziła się i spotkała oko w oko z wielkim karaluchem, który wszedł jej na poduszkę. Było to spotkanie jak z powieści Franza Kafki – surrealistyczne i intensywne. Jak wspomina, odkryła wtedy, że wszystko jest względne, a siła naszego umysłu – niezmierzona. „Zrozumiałam, że wszystkie moje złe przekonania i obsesje nie są prawdą, a jestem nieszczęśliwa, bo w nie wierzę. Kiedy przestałam wierzyć w negatywne myśli z mojej głowy, całe cierpienie się skończyło. To ogromna wolność życia, kiedy uświadomisz sobie, że nic nie jest absolutną prawdą, bo to my wszystkiemu nadajemy znaczenie” – mówi Katie w jednym z wywiadów.
Terapeutyczna metoda Byron Katie, którą nazwała Pracą, jest bardziej intuicyjna niż intelektualna, ale ma korzenie w terapii kognitywnobehawioralnej, m.in. w wydaniu amerykańskiego psychoterapeuty Alberta Ellisa. Polega na wychwytywaniu toksycznych myśli oraz negatywnych przekonań i poddawaniu ich głębokiej analizie pod kątem tego, czy mają swoje uzasadnienie w rzeczywistości (fakty – sposób myślenia – uczucia – działanie). Chodzi jednak nie tylko o sprawdzenie, czy każda stresująca nas myśl jest prawdą (osobie chorobliwie wstydliwej nie pomoże sama świadomość, że nie ma czego się wstydzić), ale o zakwestionowanie jej wpływu na nasze życie. Według Byron Katie nieprzyjemne uczucia są jedynie przypomnieniem, że trzymamy się myśli, która jest tylko zapamiętanymi przez mózg wyobrażeniami. Chodzi więc o zmianę schematu myślenia, która w pewnym sensie „oszuka” nasz mózg.
„Kiedy zmieniłam siebie, odkryłam, że byłam wszystkim tym, co widziałam w innych. Inni byli jedynie moją projekcją. Dzisiaj, zamiast starać się zmienić świat wokół mnie, mogę spisać swoje myśli na kartce papieru, zbadać je i odwrócić. To pozwala mi zrozumieć, że jestem tym, o co oskarżałam innych. W momencie kiedy postrzegam ludzi jako samolubnych, sama jestem samolubna. Kiedy postrzegam ich jako nieżyczliwych, sama jestem nieżyczliwa” – pisze w bestsellerowej książce „Kochaj, co masz!”.
Z tej perspektywy Praca Katie jest czymś więcej niż terapią – jest filozoficzną, bardzo bliską buddyjskiej i stoickiej, mantrą, według której życie jest piękne właśnie takie, jakie jest, i dlatego, że jest takie, jakie jest. Czy ta myśl naprawdę nie jest wyzwoleniem i drogą do szczęścia?
Jeździec na prozacu
W 2006 roku prof. Jonathan Haidt, amerykański psycholog społeczny zajmujący się moralnością, wydał książkę „Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne”. W środku tej niedużej żółtej książki z uśmiechem na okładce znajduje się zestaw recept na szczęście – od prawd starożytnych filozofów przez obserwacje filozofii Wschodu aż do naukowych odkryć nowoczesnej psychologii behawioralnej. Haidt także wierzy, że to umysł człowieka steruje jego poczuciem szczęścia i tym, jak odbiera świat i swoją w nim rolę. Do wyjaśnienia tego procesu używa metafory racjonalnego jeźdźca i emocjonalnego słonia.
„Praca z umysłem jest jak tresura zwierzęcia” – tłumaczy Haidt, przywołując pułapki, jakie na jeźdźca (którym są świadome procesy wykonawcze, zawiadywane przez korę przedczołową) zastawia słoń (czyli procesy nieświadome, emocje, związane z funkcjonowaniem układu limbicznego i autonomicznego). Przede wszystkim jesteśmy owocem milionów lat zmian ewolucyjnych, które zostawiły w nas pewne reakcje i odruchy, na przykład opisywaną wcześniej wrażliwość na negatywne bodźce. Dodatkowo rodzimy się z zalążkami osobowości, na które wpływ ma nasze wyposażenie biologiczne, a później także wychowanie. Ci, którzy w genetycznej loterii wygrali skłonność do oglądania świata przez różowe okulary, mają dużo mniejsze szanse zachorowania na depresję czy inne zaburzenia afektywne. Inni winą za swoją skłonność do obniżonego nastroju mogą obarczyć specyficzną biochemię mózgu.
Haidt podkreśla, że jedyną trwałą drogą do szczęścia jest uporczywa praca nad własnym umysłem – trening jeźdźca, czyli zrozumienie istoty własnych problemów, ale przede wszystkim jednak trening słonia, czyli próba zmiany wrodzonych zachowań afektywnych.
Jak to zrobić? Haidt podaje trzy drogi. Jedna metoda jest skrótowa – są nią leki typu prozac, które mają wiele skutków ubocznych i przestają działać, gdy tylko przestajemy je brać. Drugą drogą jest medytacja, która nie tylko pomaga uciszyć negatywne myśli, ale i zmienia strukturę mózgu. W 2011 r. w badaniu przeprowadzonym przez amerykańskich lekarzy z Massachusetts General Hospital okazało się, że już po ośmiu tygodniach codziennej, 30minutowej medytacji u badanych zwiększyła się gęstość istoty szarej w hipokampie, czyli obszarze mózgu odpowiedzialnym za pamięć, proces uczenia się oraz regulację nastroju. Trzecią – najtrudniejszą i zdecydowanie bardziej kosztowną, choć też i najbardziej trwałą – metodą okiełznania naszego umysłu jest terapia behawioralno-poznawcza. „Terapia pozwala zrozumieć jeźdźca, ale przede wszystkim zmienia przyzwyczajenia słonia” – dodaje Haidt.
Klucz do dobrego życia leży więc w naszych głowach. Trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby go odnaleźć, ale kiedy już znajdziemy, wszystko zaczyna mieć sens – nasze wybory osobiste, plany i doświadczenia. „Życie jest proste. Nie musisz szukać dla siebie drogi, po prostu idź tą, na której jesteś. Wszystko dzieje się dla Ciebie, a nie tylko Tobie przydarza. I przede wszystkim, przestań wierzyć we wszystko, co myślisz” – mówi Byron Katie. I kiedy tak mówi, nie ma możliwości, żeby jej nie uwierzyć.