Do krainy wiecznej młodości nie dostawał się byle kto, jedynie zasłużeni bohaterowie. Postanowił im dopomóc sam Napoleon Bonaparte
Kiedy Macpherson wydał w 1760 roku zbiór poematów, twierdząc, że to znalezione przez niego i przetłumaczone na angielski stare celtyckie rękopisy, w światku literackim i artystycznym zawrzało. „Pieśni Osjana” zachwyciły krytyków, poetów i czytelników, stały się sztandarowymi utworami rodzącego się właśnie romantyzmu. Osjana porównywano z Homerem, dziewczynkom nadawano imię Malwina – po jednej z bohaterek cyklu. Ślady dzieła można dziś znaleźć w utworach m.in. Johanna Wolfganga Goethego i Waltera Scotta.
Eksperci szybko jednak zaczęli wątpić w autentyczność poematów, szczególnie podejrzliwy był Samuel Johnson – słynny brytyjski pisarz i leksykograf. Kiedy poproszono poetę o oficjalne zaprezentowanie rękopisów – sfabrykował je. Prawda ujrzała światło dzienne dopiero po jego śmierci. Komisja powołana w celu zbadania rękopisów i wydanych poematów stwierdziła, że choć dzieła były mieszanką fragmentów celtyckich legend, ich głównym autorem nie był domniemany Osjan, lecz sam Macpherson. Nawet gdy mistyfikacja wyszła na jaw, zamieszanie nie przyćmiło entuzjastycznych recenzji. Wszystkich zachwycali nieustraszeni wojownicy otoczeni tajemniczymi duchami. Dzika groźna przyroda, skrzaty, elfy, wróżki zabierają w świat średniowiecznego rycerstwa, szkockich przodków, walczących Celtów. Szczególnie intrygowała kraina Tír na nÓg – miejsce wiecznej młodości, które na swym płótnie uwiecznił Girodet.
Według irlandzkiej mitologii ta kraina jest jednym z pozagrobowych światów, do którego trafiali najwięksi bohaterowie. Znajdowała się podobno poza krawędziami mapy, na jakiejś zachodniej wyspie. Jeśli ktoś chciał się do niej dostać, musiał odbyć trudną podróż, ale i tak nie miał gwarancji, że trafi. Chyba że został zaproszony przez jednego z mieszkańców Tír na nÓg. Takiego zaszczytu dostępowali np. walczący za ojczyznę.
Doceniony, spełniony
Anne Louis Girodet de Roucy-Trison (1767–1824) był uczniem Jacquesa Louisa Davida. W 1789 roku za obraz „Józef rozpoznany przez swych braci” otrzymał Prix de Rome i wyjechał do Włoch. W 1812 roku odziedziczył wielki majątek i od tego czasu mniej malował, zajął się za to m.in. ilustrowaniem dzieł Wergiliusza i Racine’a.
W cudownej krainie nie było głodu, chorób ani starości. Odpowiednie miejsce, do którego należało „skierować” duchy poległych bohaterów. Waleczny Osjan był najgodniejszą postacią, która witałaby ich na tamtym świecie.
Na płótnie Girodeta bard przyjmuje duchy bohaterów do celtyckiego świata, ale nie brakuje tu też akcentów z mitologii rzymskiej. Nad głowami bohaterów widać Wiktorię – boginię zwycięstwa, w powietrzu szybuje orzeł – symbol Jowisza. Dzięki temu cesarz i malarz mogli mieć pewność, że bohaterowie nie zbłądzą i zostaną należycie powitani.
Obraz, którego pełny tytuł brzmi „Apoteoza bohaterów francuskich poległych za ojczyznę podczas wojny wyzwoleńczej”, został ukończony w 1802 roku, w tym samym roku zaprezentowano go na Salonie Paryskim. Dzieła o tematyce zaczerpniętej z „Pieśni Osjana” Bonaparte zamawiał też u innych malarzy: Jeana Auguste’a Dominique’a Ingres’a i François Pascala Simona Gérarda. Jednak „Apoteoza” zdawała się najbliższa jego sercu. Choć w ostatnich latach życia, zesłany na Wyspę Świętej Heleny, nie mógł podziwiać obrazu, urozmaicał sobie czas, czytając „Pieśni Osjana” w ojczystym języku (pięknie wydany tomik woził ze sobą podczas wypraw do Egiptu i Rosji). Z nich też zaczerpnął motto, które przyświecało jego Wielkiej Armii: „Trzy rzeczy, dzięki którym przeżyliśmy: Prawda w naszych sercach, Siła w naszych ramionach, I zaspokojenie w naszych językach”.