Jego uroda jest nadzwyczajna. Jest szokująco piękny i do złudzenia przypomina kobietę” – Matthew Anderson, dyrektor agencji Chadwick Models w Melbourne, nie kryje zachwytu, patrząc na zdjęcia Andreja Pejicia. 26-letni Serb z Australii podbił świat mody. Szczupły i długowłosy, o dziewczęcych rysach i chłopięcej sylwetce, nie wygląda ani na mężczyznę, ani na kobietę. Przypomina raczej anioła albo elfa. „Czasami czuję się bardziej mężczyzną, a czasami kobietą. (…) Jako kobieta jestem bardziej wrażliwy, bardziej sexy, jako mężczyzna nieskomplikowany. Noszę i damskie, i męskie ciuchy, choć w damskich wyglądam zdecydowanie lepiej” – mówi w wywiadach model. Chociaż Andrej często pozuje w damskich ubraniach, to – w przeciwieństwie do transwestytów – wygląda naturalnie, czuje się łagodność i harmonię.
Nazwano go femiman (żeński mężczyzna) i zaczęto roztrząsać, czy jego typ urody to nowy kanon piękna. „Androgynia to nowa czerń” – krzyczą od kilku lat nagłówki serwisów o modzie. Fascynacja androgynią zatacza coraz szersze kręgi: podobnie jak Pejić wygląda Bill Kaulitz, członek niemieckiego zespołu Tokio Hotel, na którego punkcie oszalały nastolatki. W Polsce androgeniczni piosenkarze Madox i Michał Szpak cieszyli się większym zainteresowaniem niż zwycięzcy X Factor i Mam talent – programów, które ich wypromowały. Na fali tego zainteresowania wydali własne płyty, pierwszy pod znaczącym tytułem „Rewolucja seksualna”, a drugi „XI”. Wszyscy ci chłopcy dobrze się czują w swojej skórze, choć zwykle zdobi ją makijaż. Na imprezę zakładają szpilki, na siłownię dres.
Androgynia dotarła do Hollywood, czego koronnym przykładem są sukcesy brytyjskiej aktorki Tildy Swinton, którą okrzyknięto muzą dwuznaczności. Jej surowa uroda jest równie nieoczywista jak role, które wybiera. W „Constantine” zagrała archanioła Gabriela – idealnego hermafrodytę, w „Man to Man” wcieliła się w postać żony, która przeistacza się w swojego męża, a w „Orlando” zmieniła się z chłopca w kobietę. „Płeć się przewartościowała” – uważa dr Radosław Muniak, kulturoznawca z Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, specjalizujący się m.in. w zagadnieniach seksualności. „Fascynacja androgynią to sposób zerwania ze stereotypowymi podziałami na damskie i męskie, wyrażania płciowości bez wikłania się w te sztywne podziały” – dodaje.
Sex kontra unisex
Jeszcze kilkanaście lat temu chodziło się do męskiego fryzjera albo do sklepu z odzieżą damską. Dziś w dużych miastach takich miejsc właściwie już nie ma – są za to koedukacyjne sauny i salony piękności. Polacy także się liberalizują przede wszystkim w sferze obyczajowej: młode pokolenie nie widzi nic szczególnego w byciu gejem lub lesbijką czy posiadaniu homoseksualnych przyjaciół. Wyzwalamy się też ze stereotypów płciowych: mężczyzna już dawno przestał polować na mamuty. Dziś jego tryb życia w niczym nie różni się od kobiecego. I kobiety, i mężczyźni pracują zawodowo, opiekują się dziećmi, uprawiają sporty, podróżują. Aby osiągnąć sukces, faceci nie muszą mieć muskułów – bardziej przyda im się inteligencja i wrażliwość. Liczy się to, by trzymali za rękę w czasie porodu, gotowali obiady, poszli z dzieckiem na plac zabaw. Macho zastępuje wrażliwy typ metroseksualny, matkę Polkę – wyzwolona i niezależna kobieta sukcesu.
Badania psychologów potwierdzają, że jesteśmy bardziej androginiczni, niż nam się wydaje. Pierwsza skalę tego zjawiska zbadała amerykańska psycholożka Sandra Lipitz Bem. W 1971 roku stworzyła Listę Określeń Związanych z Rolami Płciowymi (Bem Sex Role Inventory – BSRI), zawierającą sześćdziesiąt cech. Jedna trzecia z nich to cechy zdaniem respondentów typowe dla kobiet (wrażliwość, troska, łagodność, delikatność, naiwność, zdolność do poświęceń), jedna trzecia to cechy typowo męskie (dominacja, niezależność, rywalizacja, nastawienie na sukces, pewność siebie, samowystarczalność, spryt), reszta – neutralne (sumienność, szczerość, powaga). Osoby poddane badaniu za pomocą siedmiopunktowej skali (od 1 – nieprawdziwe do 7 – zawsze prawdziwe) musiały się ocenić pod względem występowania tych cech.
Badaczka podzieliła ludzi na cztery typy: osoby określone seksualnie (kobiece kobiety i męscy mężczyźni), androginiczne (w jednakowym stopniu występujące cechy kobiece i męskie), nieokreślone seksualnie (w niewielkim stopniu ukształtowane cechy kobiece i męskie) i określone krzyżowo (męskie kobiety i kobiecy mężczyźni). Następnie Bem sprawdziła, jak ta przynależność wiąże się z zachowaniem badanych. Okazało się, że osoby określone seksualnie unikają czynności uznawanych przez ich kulturę za niewłaściwe dla ich płci – kobiety nie naoliwią drzwi, a mężczyźni nie wezmą się do prasowania. Takich problemów nie mają osoby androginiczne. One też bez problemu broniły swego zdania w grupie mającej inny pogląd i wykazały się opiekuńczością i troskliwością.
Polak obupłciowy
Badania według skali Bem na polskim gruncie przeprowadziła w 1998 roku prof. Anna Titkow, socjolog. Wyniki, opublikowane m.in. w książce „Tożsamość polskich kobiet”, zaskakują. Aż 65 proc. mężczyzn i 50,8 proc. kobiet określiło siebie jako androginicznych, jako męscy mężczyźni identyfikowało się tylko
17 proc. respondentów, kobiece kobiety stanowiły zaś 44 proc. badanych. Potwierdzają to badania przeprowadzone w 2011 roku przez Dominikę Ochnik, psycholożkę z Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej w Katowicach. Tu 34 proc. uczestniczek określiło się jako kobiece, a 50,4 proc. opisało siebie w kategoriach charakterystycznych dla osób androginicznych. Jeszcze silniej androginiczność przejawia się wśród polskich mężczyzn – ponad 56 proc. wykazało cechy stereotypowo przypisywane kobietom – okazywali empatię, opiekowali się dziećmi.
„Badania te pokazują przede wszystkim załamanie i zmianę wzorca męskości w Polsce oraz zwiększającą się akceptację cech, które wychodzą poza stereotypy własnej płci” – zauważa dr hab. Joanna Mizielińska z Instytutu Psychologii Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu SWPS, zajmująca się m.in. problematyką gender studies i teorią queer. „Większość mężczyzn odrzuca stereotypowy obraz męskości, dopełnia go cechami typowymi dla kobiet. Być może jest on zbyt ubogi i należy zweryfikować charakteryzujące go cechy” – dodaje Ochnik.
Badacze przestrzegają jednak, by z tych wyników i popkulturowej mody na androgynię nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków. „Czym innym jest androgynia ze świata mody, mediów, a czym innym bycie androginicznym na co dzień” – uważa Mizielińska. „Androgynia Szpaka czy Madoksa to kreacja, sprzedawanie pewnego wizerunku. Piosenkarze ci często przesadnie podkreślają cechy kobiece, teatralizują je. Trudno ocenić, czy ich zewnętrzna androgynia przekłada się na obupłciowość w sferze psychicznej” – zastanawia się badaczka. I dodaje, że wyglądająca kobieco kobieta też może być psychicznie androginiczna.
Dr Muniak zaprzecza wręcz, by gwiazdy te były androginiczne. „Mówiąc tak, mylimy zabawę, żonglowanie płciami, czyli transgenderyzm, z androgynią. Prawdziwa obupłciowość jest, jak u Tildy Swinton, naturalna, niedookreślona. Cechy kobiece i męskie są na tyle zatarte, że patrząc na androgyna, czujemy
podskórne pożądanie, ale nie jesteśmy w stanie określić, czy podnieca nas kobieta, czy mężczyzna. W filmie »Anioły w Ameryce« jest scena, w której Emma Thompson, androginiczny anioł, uprawia seks z jednym z bohaterów, zdeklarowanym gejem. Ale sam bohater nie postrzega tego stosunku jako zaprzeczenia swej homoseksualności, bo nie jest w stanie określić, czy uprawiał seks z kobietą, czy z mężczyzną” – dodaje Muniak.
Walka różu i błękitu
Jednak gdy wyłączymy telewizor i wyjdziemy na polską ulicę, pryska czar zatarcia płci. Sklep dziecięcy to klarownie podzielony świat: półki z zielononiebieskimi ubraniami dla chłopców są odseparowane od półek z czerwonoróżowym asortymentem dla dziewcząt – takie rozróżnienie zaczyna się już w dziale niemowlęcym. „To ponury paradoks współczesności. Z jednej strony społeczeństwo wymaga, abyśmy się wyzwalali ze stereotypów płciowych: od kobiet
oczekuje się stereotypowo męskiej siły, zaradności, przedsiębiorczości, od mężczyzn kobiecej empatii, troski, czułości. Z drugiej strony dzieci są na niespotykaną dotąd skalę wtłaczane w płciowe schematy.
Ofiarą dziecięcego marketingu, z jego sztywnym podziałem na strefę różu i strefę błękitu, padają już niemowlaki, ubierane przez mamy w jedyny dozwolony kolor śpioszków. Dziewczynki w przedszkolu są przekonane, że kucykami czy Barbie bawić się można, ale autkiem już nie, bo to zabawka dla chłopców” – wylicza prof. Mizielińska. Badaczka wspomina, że niedawno, wybierając w sklepie internetowym zabawkę, musiała określić, czy ma być to przedmiot dla chłopca, czy dziewczynki. „Gdy wybrałam dziewczynkę, zdziwiona odkryłam, że w tej opcji nie ma zestawu małego lekarza, tylko zestaw małej pielęgniarki! Tak wpędzamy dzieci w paranoję: histerycznie reagujemy, gdy syn sięga po wózek z lalkami czy sukienkę siostry, ale oczekujemy, że wyrośnie na czułego ojca, który będzie umiał się zająć dzieckiem” – dodaje.
Trudno się dziwić, że coraz więcej rodziców buntuje się przeciw walce różu z błękitem. Jedni starają się kupować dzieciom „bezpłciowe” klocki i beżowe dresy, inni idą znacznie dalej. W 2011 roku przez media przetoczyła się historia Storm(a/y). Dziecko kanadyjskiej pary Kathy Witterick i Davida Stockera z Toronto wychowywane jest tak, jakby nie miało płci. O tym, czy chce być chłopcem, czy dziewczynką, potomek Kanadyjczyków ma zdecydować, gdy dorośnie. Rodzice nie chcą mu niczego narzucać, więc biologiczną płeć trzymają w tajemnicy – znają ją tylko dwie położne i najbliższa rodzina. „Zdecydowaliśmy się nie informować o tym, jaką Storm ma płeć” – napisali w esemesie do znajomych po narodzinach potomka. Kanadyjska para eksperymentowała już ze swymi poprzednimi dziećmi: ich starsi synowie Jazz i Kio mogli nosić sukienki i zapuścić włosy. Jazz często był mylony z dziewczynką i cierpiał z tego powodu. Dwa lata wcześniej na podobny eksperyment zdecydowała się para ze Szwecji. Ich dziecko – Pop – także rośnie nieświadome swej biologicznej płci. „Decyzje rodziców tych dzieci to forma buntu, może naiwnego, przeciwko wtłaczaniu dziecka w sztywne płciowe podziały. Chcą mu dać możliwość samodzielnego wyboru. Pytanie, czy tym eksperymentem nie narażają go na późniejszy społeczny ostracyzm” – zastanawia się Mizielińska.
Mężbieta z podbitym okiem
„Cierpię na androgynię. Czuję się zarówno mężczyzną, jak i kobietą, i nie utożsamiam się z żadną z płci. Fizycznie wyglądam jak dziewczyna, psychicznie czuję się zarówno dziewczyną, jak i chłopakiem. Jest mi wszystko jedno, czy chodzę w męskich, czy kobiecych ubraniach, czy używam męskich, czy damskich kosmetyków. Często mówię: poszedłem, zrobiłem” – pisze na forum www.e-mlodzi.com Nataniel. „Wiem jednak, że ze względu na zaburzenie nie nadaję się do związków, bo patrzę na kobiety i na mężczyzn jako na osoby zupełnie różnej płci, odmiennej niż moja. Już jako dziecko przejawiałam zamiłowanie do zabaw zarówno chłopięcych, jak i dziewczęcych (…). W wieku 13 lat wiedziałam, że coś jest nie tak, ponieważ wydawało mi się, że jestem chłopakiem i szukałam sobie dziewczyny. (…) Dopiero po poznaniu innych androgynów udało mi się ze wszystkim pogodzić, a nawet pokochać s i e b i e . N i e chcę robić sobie operacji ani niczego zmieniać, chcę po prostu być sobą, choć zdaję sobie sprawę, że będzie to poważną przeszkodą w budowaniu związków, o ile w ogóle będę je budować”– dodaje Nataniel. „Przykład ten pokazuje, że odkrycie, że nie przystaje się do schematów płci, może być poważnym problemem psychicznym. Osoby takie mogą się czuć wyrzucone poza nawias społeczny, nie odnajdując się ani w świecie mężczyzn, ani w świecie kobiet” – tłumaczy Mizielińska.
Bohater tekstu „Ja, elegant”, zamieszczonego w opublikowanej w 2010 r. książce Marty Konarzewskiej i Piotra Pacewicza „Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu”, mieszka w Łodzi i studiuje chemię. Trudno go nie zauważyć, bo spaceruje po łódzkich ulicach w długich skórzanych płaszczach, cylindrach, w pełnym makijażu. To „totalny androginiczny fusion: kobiecy gorset i męski krawat”. Uważa, że istnieje coś poza męskością i kobiecością. „Ja nie jestem wyłącznie kobietą ani wyłącznie mężczyzną. W duszy jestem jednym i drugim, choć biologicznie jestem mężczyzną i tego, co między nogami, nie chce mi się zmieniać. Definiuję się jako typ androginiczny. Jestem naczelnym antyfacetem Łodzi”. „Elegant” przyznaje, że jego zachowanie naraża go na społeczny ostracyzm: „Jechałem kiedyś autobusem nocnym i jakiś dres wyzwał mnie z końca autobusu: »Pedał jebany« i takie tam. (…) Podszedł, poczekał, aż autobus zatrzyma się na przystanku, walnął mnie sierpowym i uciekł”.
Ma trudności nawet z akceptacją w środowisku LGBT. „Geje to już taki mainstream. (…) Ich powtarzalność mnie troszeczkę uwiera. (…) Jako kobieczyzna albo – jak też się określam – mężbieta nie wpasowuję się w schemat patriarchatu i dzielę z kobietami wiele doświadczeń. Ale mężczyźni też są dyskryminowani, a właściwie sami się dyskryminują, bo uciekają od fantazyjnych ubrań, stylizacji, kosmetyków, piją dużo alkoholu, żeby pokazać, jak są męscy” – wylicza. Doświadczenia te nie dziwią Joanny Mizielińskiej. „Łódzka ulica to nie wybieg modnego projektanta ani studio telewizyjne. Choć fascynujemy się androgynią w mediach, trudno nam się zdobyć na tolerancję, gdy ktoś w zwyczajnym społeczeństwie odstaje od sztywnych ról społecznych. Drag queen czy drag kings jako element widowiska w klubach są oklaskiwani, ale tak samo przebrani na ulicy mogą być obiektem zaczepek, a nawet ataków” – mówi Mizielińska. Sam Szpak miał początkowo trudności z akceptacją: „K…, co to wyszło?! Chłop czy baba? Michalina jakaś” – miał powiedzieć prowadzący program X Factor Jarosław Kuźniar, gdy Michał po raz pierwszy pojawił się na scenie. „Mitologiczny Tejrezjasz najpierw przez połowę życia był mężczyzną, potem – kobietą, a na końcu oślepł i zyskał dar wieszczenia. Doznał unikalnego doświadczenia posiadania obu płci, ale też za swoją wiedzę musiał zapłacić” – podsumowuje dr Muniak.
Raz mężczyzna, raz kobieta
Czy mimo to warto rezygnować z podziału na kobiece i męskie? Co można zyskać, rezygnując z jednej płci? „Przymus realizacji sztywnych ról społecznych ogranicza wszechstronny rozwój” – twierdzi psycholog Elliot Aronson. I namawia do powszechnej androginiczności, która polega na świadomym przezwyciężeniu społecznych oczekiwań związanych z płcią i uznaniu, że każdy człowiek może czerpać z obu wzorców to, czego akurat potrzebuje.
Jak dowiodły badania Sandry Lipitz Bem, osoby o zdecydowanie męskich lub kobiecych cechach ograniczają swój potencjał, nieświadomie narzucając sobie normy kulturowe, podczas gdy osoby androginiczne lepiej się przystosowują do otoczenia i łatwiej sobie radzą w różnych sytuacjach. Ich zdolności adaptacyjne polegają na stosowaniu raz męskich, raz kobiecych wzorców zachowań – w zależności od potrzeb. Ich wachlarz możliwości jest dzięki temu większy, a repertuar zachowań szerszy, co przekłada się na konkretne korzyści: większą odporność na stres, wyższą samoocenę, lepsze zdrowie i silniejszą osobowość.
Trzecia płeć
„Hermafrodyczny bóg i dwupłciowy przodek rodzaju ludzkiego występują w religiach wszystkich kontynentów. Wychowani w judeochrześcijańskiej i grecko rzymskiej tradycji zdajemy się zapominać o śladach androginiczności Jahwe, Chrystusa i bóstw greckich” – pisze prof. dr hab. Kamilla Termińska-Korzon w tekście „Androgynia we współczesnej polszczyźnie”. I przypomina, że w mitologii greckiej Jowisz zrodził ze swojej głowy Atenę, Hera sama się zapłodniła i powiła Hefajstosa. Ale najsłynniejszy opis androgynii znajdziemy w „Uczcie” Platona. „Oprócz męskiej i żeńskiej [płci], była jeszcze trzecia, po której dziś tylko nazwa została – androgyn – i mgliste wspomnienie. Owa trzecia płeć była płcią pierwszą. Absolutnie pierwszą. Istniała bowiem przed i ponad płcią męską i żeńską. Mężczyzna i kobieta byli w niej tak mocno złączeni, że tworzyli doskonałą jedność”.
Androgyni byli wolni i szczęśliwi. Niestety, Zeus ze strachu porozcinał ich na połówki i tak powstały dwie płcie – kobieta i mężczyzna. Zaczął się czas tęsknoty, która tłumaczy pragnienie ich zbliżenia się. Triumfalny pochód androgynii w popkulturze rozpoczął się w latach 70. XX wieku, gdy w sferę masowej wyobraźni wdarli się Elton John i David Bowie. Bowie pierwszy raz zaszokował w 1970 r., gdy na okładce albumu „The Man Who Sold the World” wystąpił w sukience. Krok dalej w kreacji wizerunku poszedł tegoroczny zwycięzca konkursu Eurowizji, Austriak o prowokacyjnym pseudonimie Conchita Wurst (Muszelka Kiełbasa). Kobiece przebranie i makijaż łączy on z jak najbardziej męskim zarostem.