Nazwisko Shi Zhengli niemal z dnia na dzień trafiło do chińskich mediów. W końcu to ona kieruje badaniami nad nietoperzami Instytucie Wirusologii Wuhan (WIV). Wielokrotnie oskarżano jej placówkę o wypuszczenie, czy nawet spreparowanie SARS-CoV-2. Zhengli odpowiadając na pytania serwisu Science Mag tłumaczy, dlaczego czuje się ofiarą niesłusznej nagonki.
Trump wielokrotnie mówił, że to właśnie z WIV wydostać się miał wirus, który dotąd pochłonął w USA więcej istnień ludzkich niż wojna w Wietnamie. Zhengli, odpowiedzialna za badania nad zoonotycznymi chorobami, szczególnie nad koronawirusami przeskakującymi z nietoperzy na ludzi, poczuła się bezpośrednio wskazana przez amerykańskiego prezydenta.
Jak wyjaśnia Shi Zhengli, na dziwnego wirusa wywołującego zapalenie płuc, znanego dziś jako SARS-CoV-2, jej zespół trafił pod koniec ubiegłego roku. Wcześniej „nie mieli z nim kontaktu, nawet nie wiedzieli, że istnieje”.
– Słowa prezydenta Trumpa, że SARS-CoV-2 wyciekł z naszego instytutu zaprzeczają faktom. Uderzają i wpływają na naszą pracę naukową i życie osobiste. Jest nam winien przeprosiny – napisała w liście do redakcji (pełną treść jej wypowiedzi można znaleźć tutaj).
Według wyjaśnień Shi, w jej laboratorium w ostatnich 15 latach wyizolowano trzy koronawirusy mające cokolwiek wspólnego z wersją, która kiedyś zagroziła ludziom. I chodzi tu o pierwszą wersję wirusa SARS, którego pandemia zagroziła Azji w 2003 roku.
Dodała, że żaden z pracowników w jej laboratorium, także żaden ze studentów na praktykach w instytucie, nie został zainfekowany. Wszyscy przechodzili potwierdzające to testy, co “wyklucza możliwość, by którykolwiek z nich wyniósł wirusa na miasto” i wywołał pandemię.
Wirusolożka była szczególnie zbulwersowana decyzją podjętą 24 kwietnia przez NIH, czyli amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (na wyraźne polecenie administracji Białego Domu), by cofnąć dotację dla EcoHealth Alliance, organizacji pozarządowej wspierających badania nad odzwierzęcymi chorobami w różnych ośrodkach naukowych na świecie, w tym w chińskim WIV właśnie. – Nie rozumiemy tego i uważamy, że to kompletny absurd – uważa Shi Zhengli.
W swoim liście do ScienceMag, którego przygotowanie zajęło jej dwa miesiące, a treść niemal na pewno została poddana ocenie chińskich cenzorów, Shi – poza próbą oczyszczenia własnego i kolegów nazwiska – zawarła też ponoć sporo ciekawych faktów dotyczących własnych badań nad koronawirusami, SARS-CoV-2 w szczególności.
To co pisze chińska wirusolożka, według komentatorów jak Daniel Lucey z Georgetown University (epidemiolog) czy Kristian Andersen z Scripss Research (biolog ewolucyjny) jest logiczne i wygląda na autentyczny przekaz naukowca. Tym bardziej ciekawy i wart uwagi, że pochodzący z kraju oszczędnie dzielącego się wrażliwymi dla bezpieczeństwa informacjami.
Shi Zhengli jest niepewna np. pochodzenia wirusa, ale zgadza się, że źródłem patogenu był nietoperz. Być może koronawirus przeskoczył na człowieka bezpośrednio, być może przez jakieś inne zwierzę. Ona tego nie wie.
Co jednak zwróciło jej uwagę, to brak genetycznych śladów wirusa zbliżonego do SARS-CoV-2 wśród zwierząt w mieście Wuhan i jego okolicach, czy wręcz całej prowincji Hubei. Zdaniem wirusolożki z WIV, słynny zatłoczony targ żywych zwierząt w jej mieście mógł być najwyżej jednym z wczesnych ognisk pandemii, a nie jego źródłem.
Jej słowa są zgodne z kilkoma badaniami ze stycznia tego roku, gdzie 45 proc. pierwszych potwierdzonych pacjentów zainfekowanych tym patogenem opisano jako żyjących daleko od Wuhan czy targu.
– Przez ostatnie 20 lat koronawirusy wpływały negatywnie na ludzkie życie i gospodarkę. Chciałabym w tym liście zaapelować do naukowej wspólnoty na świecie byśmy nauczyli lepiej wspólnie pracować nad poszukiwaniami źródła wirusa. Naukowców z różnych stron świata stać na to, by pracować ręka w rękę – przekonuje chińska badaczka.