Brzmienie w 360 stopniach, czyli najważniejsze, co oferuje Tronsmart T7
Tronsmart T7 to taka większa i bardziej zaawansowana wersja T7 Lite, którego niedawno testowałem. W tym modelu producent poszerzył ogólną funkcjonalność, stawiając na wielkie pokrętło poziomu głośności, mocniejsze, bo 30-watowe dwa tweetery i pojedynczy woofer na spodzie o paśmie przenoszenia od 60 do 20000 Hz oraz dbając o to, aby dźwięk rozchodził się nie “przed głośnikiem”, a dookoła niego. Efekt? Niezależnie jak obrócicie Tronsmarta T7, dźwięk będzie docierał do was o praktycznie zupełnie niezmienionym brzmieniu. Czy to ma sens? Odpowiedzcie sobie na to sami, zależnie od tego jak i gdzie imprezujecie, a co najważniejsze, czy ten czas uprzyjemni wam taki właśnie głośnik.
Tronsmart T7 trafia w nasze ręce w solidnym kartonowym pudle, w którym oprócz głośnika znajduje się krótki przewód USB-A do USB-C w gumowym oplocie oraz papierologia.
Co zaskakuje? Przede wszystkim forma wodoodpornego cylindra (IPX7) o wymiarach 216 × 78 mm i wadze 882 gramów, która nie tylko wygląda intrygująco w swojej domyślnej pionowej pozycji, ale też jest dosyć poręczna, przypominając grubością mniej więcej 1,5-litrową butelkę wody, choć długość odpowiada już półlitrowej butelce. Wspominam o tym nie bez powodu, bo dzięki temu z łatwością wsadzicie go np. do uchwytu na bidon na rowerze lub do bocznej kieszonki plecaka. Dodatkowo możecie wykorzystać odczepianą i mocną linkę, aby zawiesić ten głośnik na dowolnym “haku” w postaci np. kierownicy rowerowej lub gałęzi.
Czytaj też: Test Tronsmart Bang Max, czyli imprezowego głośnika z funkcją karaoke
Samo rozpoczęcie przygody z tym głośnikiem jest proste. Musicie tylko podładować go do pełna (trwa to do trzech godzin, co przekłada się na 8-12 godzin odsłuchu) i zdecydować, czy chcecie wykorzystywać go do odtwarzania utworów na karcie pamięci, czy bezpośrednio z urządzenia sparowanego przez Bluetooth 5.3.
Slot na kartę pamięci znajdziecie pod gumową klapką, której towarzyszy zestaw łącznie pięciu przycisków (on/off, następny, pauza/wznów, cofnij, ustawienie equalizera SoundPulse). O ile nie możecie liczyć na podświetlenie tych przycisków, tak T7 pokochacie za bardzo dobrze działające pokrętło poziomu głośności, któremu towarzyszy podświetlany mocą RGB okręg w formie mlecznej maskownicy.
Tronsmart postarał się też o wsparcie aplikacji, ale w niej znajdziecie niewiele funkcji. Jedynie podejrzycie w niej aktualny poziom naładowania wbudowanego akumulatora, aktualny tryb działania (Bluetooth/karta pamięci), wybierzecie jeden z equalizerów (lub stworzycie własny) oraz podejmiecie próbę połączenia dwóch głośników T7 w tryb stereo. Jedyny problem? Niestety Tronsmart nie przewidział zarówno ustawień podświetlenia i nie zaprogramował dobrze ustawień equalizera. W tym drugim przypadku jeśli w aplikacji wybierzecie jedno, następnie przypadkowo klikniecie przycisk SoundPulse na głośniku i go zdezaktywujecie, to zamiast poprzednio wskazanych ustawień brzmienia, te wrócą na “domyślne”.
Test Tronsmart T7 – podsumowanie
Tronsmart T7 to jeden z tych głośników, które powinny znajdować się w samym środku imprezy. Jeśli nie na ziemi z obawy o jego zniszczenie, to przynajmniej na stoliku lub nawet zaczepie parasola ogrodowego, dzięki dołączonej lince, którą można w prosty sposób zdjąć. Jako że kosztuje aktualnie ledwie 199 złotych, a oferuje dobrą, rozrywkową jakość brzmienia nawet na wysokim poziomie głośności, to nie widzę powodu, żeby nie dać mu szansy. Zwłaszcza jeśli zależy wam na dźwięku w 360 stopniach oraz wysokiej odporności. Szkoda tylko, że będący w ofercie producenta Tronsmart T7 Lite jest bardziej rozbudowany pod kątem funkcji.