Trolle kontra Angole. Dlaczego Anglików nie lubią Walijczycy, Szkoci i Irlandczycy?

Niewielka wyspa, a tyle na niej nienawiści i uprzedzeń. Za co tak nie lubią Anglików ich wyspiarscy sąsiedzi?

Walijczycy żyją jak bestie, oprócz żon mają także konkubiny – grzmiał w XII wieku Anglik Tomasz Becket. Zdaniem piszącego w tym samym okresie Williama z Newburgh – „Szkoci to horda barbarzyńców. Ta nieludzka nacja, bardziej dzika niźli dzikie bestie, z upodobaniem lubi podrzynać gardła starcom, mordować małe dzieci i rozpruwać wnętrzności kobiet”.

Oczywiście wzajemna niechęć sąsiadów nie jest wynalazkiem wyspiarskim, jednak to właśnie tu, jeśli spojrzeć na historię Europy, wydarzenia nią powodowane miały bodaj najdłuższy i najbardziej krwawy przebieg. Jej korzenie są proste – inne kultury, inne języki, inne kolory włosów to cechy, które zawsze wystarczały do wzbudzenia nienawiści. Zwłaszcza gdy jedna ze stron zaczyna podbijać drugą, a cała akcja rozgrywa się na niewielkiej wyspie.

Korzenie konfliktu Anglii i Irlandii sięgają średniowiecza

W 1170 roku opodal Waterford doszło do pamiętnej bitwy. Nie była ani wielka, ani szczególnie heroiczna – nie mniejszą rolę niż rycerstwo odegrało w niej stado bydła wypuszczone przez anglonormańskich najeźdźców na Irlandczyków. Z perspektywy lat urosła jednak do rangi symbolu. Zajęcie kilka tygodni później samego Waterford, a wkrótce potem Dublina odczytywane jest dziś jako pierwszy akcent angielskiej dominacji na Zielonej Wyspie.

W rzeczywistości była to jedna z niezliczonych w średniowieczu lokalnych awantur, mająca na celu jedynie przywrócenie tronu wygnanemu władcy z Leinster Dermotowi MacMurrough. To, że zdecydował się on dochodzić swoich praw przy militarnej pomocy walijskiego barona Richarda Fitzgilberta de Clare oraz za wiedzą i dyplomatycznym wsparciem angielskiego króla Henryka Plantageneta, obarcza już jego sumienie.

Oczywiście Anglia ostrzyła sobie zęby na Irlandię od dawna. Piętnaście lat wcześniej Henryk uzyskał od papieża Hadriana IV bullę, która praktycznie sankcjonowała podbój wyspy. Nie był jednak w stanie samodzielnie dokonać inwazji. Awantura Dermota wymogła na Henryku podjęcie działań. Jeszcze w tym samym roku wkroczył do Leinster z armią na tyle potężną, że nikt nawet nie usiłował podjąć z nią walki. Od tego momentu Irlandia przestała być niezależnym bytem politycznym.

Oczywiście tak wygląda przebieg zdarzeń z angielskiego punktu widzenia. W rzeczywistości od chwili gdy Henryk Plantagenet przeprawił się na drugą stronę Morza Irlandzkiego, na wyspie rozpętała się trwająca do końca XV wieku krwawa jatka między klanami celtyckimi i anglonormandzkimi baronami. W ciągu kolejnych dziesięcioleci Anglicy mieli zrobić wszystko, żeby pogłębić wzajemną nienawiść, dokładając do tej relacji element religijny.

Irlandzka droga do niepodległości

 

Niezależnie od tego, czy na tronie zasiadał akurat Henryk VIII (katolik, który z powodów osobistych postanowił jednak zostać głową protestanckiego Kościoła anglikańskiego), radykalnie katolicka Maria czy znów protestancka Elżbieta – każdy z tych władców lansował swoją opcję wyznaniową za pomocą toporów i stosów. Jeden z najbardziej krwawych i niespokojnych okresów w dziejach Wielkiej Brytanii na tradycyjnie katolickiej Irlandii odbił się tragicznie, a wzajemną niechęć obu narodów naprowadził na aktualne w zasadzie do dziś tory. XVI-wieczni władcy stosowali politykę kolonizacji, wysiedlając rdzennych Irlandczyków i osiedlając w ich miejsce Anglików, określonego rzecz jasna wyznania.

Ale prawdę mówiąc, działania Tudorów nie były zupełnie bezpodstawne. Pod koniec lat trzydziestych XVI wieku w irlandzkich kościołach można było usłyszeć takie na przykład kazania: „Każdy człowiek powinien dla zbawienia własnej duszy walczyć i prowadzić wojnę przeciwko naszemu władcy, Jego Królewskiej Wysokości, a jeśli kto zginie w tym sporze, dusza jego (…) pójdzie do nieba, jak dusze świętych Piotra, Pawła i innych, którzy cierpieli śmierć i męczeństwo w imię Boże”.

Krewcy Celtowie brali je sobie do serca. Na przełomie XVI i XVII wieku rozegrała się dziewięcioletnia wojna między wojskami angielskimi i irlandzkimi, prowadzonymi przez władcę Ulsteru Hugha O’Neilla. Zakończyła się ona kolejną klęską Irlandii, tym bardziej fatalną, że po przegranej na dobrowolną banicję udało się 90 największych wodzów celtyckich.

Fala kolonizacji przybrała na sile. Irlandczycy zostali zepchnięci na margines – skupiano ich w grupach łatwych do kontrolowania i uposażano w ziemię nieporównanie gorszą niż ta, którą zarezerwowano dla kolonistów. Trzeba było blisko pół wieku, by jeszcze raz spróbowali odzyskać niezależność. Rewolta, która wybuchła w 1641 r., nałożyła się na rozdzierającą całe Wyspy wojnę domową, w której stronami były wszystkie zamieszkujące je nacje, a jakby tego było mało – po przeciwnych stronach barykady stanął król i parlament angielski. Puenta była tragiczna – w 1649 roku Oliver Cromwell rozpoczął triumfalny pochód przez Irlandię, wyrzynając zarówno żołnierzy, jak i ludność cywilną.

Nie rozwiązało to co prawda kwestii irlandzkiej, ale faktycznie do XIX w. katoliccy Irlandczycy pozostali ludnością społecznie upośledzoną, a tym samym pozbawioną możliwości stawienia oporu. Norman Davies ujął to prosto: „Jedyną czynnością, której Irlandczycy mogli oddawać się bez przeszkód, było przedłużanie gatunku”.

Powstanie w 1801 r. Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz uchwalenie aktu o równouprawnieniu protestantów i katolików (1829 r.) pozwoliło Irlandczykom zajmować się także innymi sprawami. Na efekty nie trzeba było długo czekać – trzy dziewiętnastowieczne powstania, jedno dwudziestowieczne i wreszcie otwarta wojna, wywołana przez powstałą w 1916 roku Irlandzką Armię Republikańską (IRA). W lipcu 1921 r. proklamowano Wolne Państwo Irlandzkie, które jednak miało status brytyjskiego dominium z monarchą brytyjskim jako formalną głową państwa. W konstytucji z 1937 roku ustalono nowe struktury władzy (przy okazji zmieniając nazwę państwa na Irlandia), zaś w 1948 r. Aktem Republiki Irlandii całkowicie zerwano związki ze Zjednoczonym Królestwem.

Jeśli do tej pory moralna racja leżała w dość oczywisty sposób po stronie Irlandii, a nienawiść do wszystkiego, co angielskie, była wysysana przez kolejne pokolenia z mlekiem matek, tak w drugiej połowie XX wieku Irlandczycy dołożyli wszelkich starań, by sytuację tę zmienić. Mowa tu o działalności IRA, która szczególnie od początku lat 70. do połowy 90. wsławiła się szeregiem zamachów terrorystycznych i dramatycznych akcji zbrojnych w Irlandii Północnej. Dość wspomnieć tzw. krwawy piątek z 1972 r., kiedy w wyniku zamachów bombowych zginęło w Belfaście 9 osób, czy ostatnią i jedną z najkrwawszych akcji, w 1998 r. w Omagh, gdzie zginęło wówczas prawie trzydzieści osób, o rannych nawet nie wspominając. Tradycyjna pogarda Anglików wobec Irlandczyków zamieniła się w mieszaninę strachu i otwartej nienawiści

Konflikt ze Szkocją. Z kim walczył William Wallace?

Z wyspiarskich konfliktów stosunkowo łagodniejszy przebieg miały starcia Anglików ze Szkotami. Nic więc dziwnego, że we wzajemnych relacjach obu nacji jest dziś – jak na wyspiarskie normy – stosunkowo niewiele wzajemnych niechęci. Przede wszystkim w odróżnieniu od Irlandii czy Walii, Szkocja nie była terytorium jednolitym etnicznie: obok spokrewnionych z Irlandczykami celtyckich Szkotów przebywały tu starożytne plemiona piktyjskie, Brytowie, znalazło się nawet miejsce dla stosunkowo niewielkich państewek anglosaskich.

Dopiero w IX wieku Kenneth MacAlpine zjednoczył plemiona Szkotów i Piktów, po czym w wyniku kilku wypraw rozszerzył swoje panowanie na cały obszar dzisiejszej Szkocji. Wkrótce po śmierci Aleksandra III, ostatniego władcy lokalnej dynastii, król Anglii Edward I ogłosił się panem Szkocji. Powstanie Williama Wallace’a, które rozgorzało na przełomie XIII i XIV wieku, a którego romantyczny obraz odmalował Mel Gibson w filmie „Braveheart”, nie było jednak wybuchem etnicznej nienawiści. Wallace walczył po prostu z angielskim układem feudalnym chętnie przejmowanym także przez szlachtę szkocką, ale znienawidzonym przez tamtejszych górali.

Anglikom udało się jednak w końcu zaskarbić serdeczną antypatię wszystkich Szkotów dwoma wydarzeniami. Autorem pierwszego był Oliver Cromwell, który w swoim krwawym pochodzie przez Wyspy nie ominął także Szkocji, zyskując tam reputację nie lepszą niż w Irlandii czy Walii, a przy okazji wcielając kraj do republiki.

Drugim zaś – krwawe represje po ostatecznym zdławieniu w XVIII w. tzw. powstań jakobickich, mających na celu przywrócenie na tron szkocki dynastii Stuartów. Większość biorących udział w walkach szkockich górali przesiedlono do Ameryki, pozostałych wyrugowano z ziemi, a nawet – to zapewne ze względów estetycznych – zabroniono noszenia kiltów i gry na dudach. I jak tu się dziwić, że kiedy polscy piłkarze grają przeciwko angielskim, to Szkoci kibicują naszym orłom?

Anglicy uważają Walijczyków za złodziei i pijaków

Historia Wysp i jej główni rozgrywający – Anglicy – jak widać obchodzili się różnie z sąsiadami. W każdym jednak przypadku ich stosunek do Celtów pełen był – co pokornie przyznał angielski satyryk Jeremy Paxman – „aroganckiego poczucia wyższości”. Wiele wskazuje na to, że sytuacja nie uległa zbyt wielkiej zmianie do dzisiaj. W angielskich antologiach poezji dla dzieci wciąż można znaleźć rymowankę: „Taffy był Walijczykiem, złodziejski był jego świat/Przyszedł do mego domu i ćwiartkę wołu mi skradł”.

Z jeszcze większym rozmachem na temat Walijczyków rozwodził się jakiś czas temu dziennikarz „Sunday Times”. Napisał on: „Wszyscy wiemy, że Walijczycy są gadatliwymi obłudnikami, niemoralnymi kłamcami, karłowatymi, zakłamanymi, ciemnowłosymi, brzydkimi, wojowniczymi małymi trollami”. Przy tych opiniach stereotyp Szkotów – wiecznie pijanych skąpców – brzmi niemal sympatycznie. Cóż, angielski humor jest humorem zwycięzców. Szkoci oraz Walijczycy – jak określił to pierwszy prezydent Irlandii Douglas Hyde – znajdują się w fazie tępej, nigdy niegasnącej wrogości wobec Anglii. Nie ma w niej miejsca na dowcipy.

Irlandczycy wywalczyli sobie niepodległość. Czy jeszcze jakaś wyspiarska nacja opuści Zjednoczone Królestwo – pod wpływem Brexitu i innych problemów? Czy też tępa nienawiść z jednej i arogancja z drugiej strony za jaki czas przetrwają jedynie w pieprznych kawałach i oczywiście na stadionach?

Więcej:Anglia