Im więcej dowiadujemy się na temat zabiegów medycznych z odległej przeszłości, tym większy podziw wzbudza wiedza i odwaga naszych przodków. A trzeba przyznać, że do wykonania trepanacji czaszki trzeba było i jednego i drugiego. Celem takiej operacji mogło być na przykład obniżenie ciśnienia śródczaszkowego, choć na przestrzeni lat pojawiały się także nieco bardziej kuriozalne wskazania, choćby w postaci leczenia… szaleństwa.
Czytaj też: Zrekonstruowali twarz neandertalczyka. Ten osobnik mieszkał na Ziemi 50 tysięcy lat temu
Obiektem zainteresowania autorów badania, którego wyniki zostały zaprezentowane na łamach International Journal of Paleopathology, było stanowisko archeologiczne pochodzące z epoki miedzi. Znane jako Camino del Molino, stanowiło miejsce pochówku położone w południowo-wschodniej Hiszpanii. Wstępne ustalenia sugerują, jakoby żyjąca w tym okresie kobieta przeszła dwie operacje trepanacji czaszki. Przeżyła oba zabiegi, co jest szczególnie imponujące.
O ile samego wykonania operacji, która prowadzi do śmierci pacjenta nie można uznać za sukces, tak jej przeżycie już może takowym być. Oczywiście nie wiemy, czy założenia ówczesnych lekarzy zostały wypełnione – możemy się jedynie domyślać, iż pierwszy zabieg albo nie przyniósł pożądanych skutków albo były one krótkotrwałe. Z tego powodu pojawiła się konieczność powtórzenia całego przedsięwzięcia.
Ślady dwóch zabiegów polegających na trepanacji czaszki zostały zidentyfikowane na szczątkach należących do kobiety, która w momencie śmierci miała od 35 do 45 lat
W momencie śmierci wspomniana kobieta miała od 35 do 45 lat. Jej szczątki były jednymi z należących do 1348 osób znalezionych w obrębie Camino del Molino. Ten prehistoryczny cmentarz był używany w latach 2566–2239 p.n.e., ale to jeden szkielet wzbudził szczególne zainteresowanie ekspertów. Chodzi rzecz jasna o ten z czaszką, na której widoczne były ślady przeprowadzonej trepanacji.
W toku dokładnych ekspertyz okazało się, że na szczątkach młodej kobiety znajdowały się dwa zachodzące na siebie otwory. Były one zlokalizowane pomiędzy skronią a górną częścią ucha. Jeden miał rozmiary wynoszące 53 na 31 milimetrów, natomiast drugi – 32 na 12 milimetrów. Zdaniem członków zespołu badawczego otwory zostały wywiercone celowo i nie powstały na skutek wypadku. Świadczy o tym między innymi obecność wyraźnie zaznaczonych krawędzi oraz brak pęknięć kości rozchodzących się od tych otworów.
Czytaj też: Odnaleziono szkielety pozbawione głów. Pochodzące sprzed tysięcy lat szczątki stanowią wielką zagadkę
Wydaje się, iż pacjentka musiała być na czas zabiegu odurzona jakąś substancją psychoaktywną. Jeśli takowa nie została wykorzystana, to z pewnością kobietę trzeba było unieruchomić, ponieważ ból związany z wierceniem otworu w czaszce musiał być potworny. Na szczęście, wnioskując po zagojonych ranach, pacjentka niemal na pewno przeżyła obie operacje. Wydaje się, iż po drugiej próbie kobieta wciąż żyła przez kilka kolejnych miesięcy. Niestety, brakuje dowodów, które mogłyby wskazać, z jakiego powodu przeszła ona takie operacje. Nie wiadomo też, jak wyglądały ówczesne realia w kontekście wykorzystywanych narzędzi czy substancji. Czy sterylizowano wykorzystywane przedmioty? Czy pacjentom podawano środki znieczulające? Jak na razie pozostaje nam uzbrojenie się w cierpliwość.