NIEZNANE KULISY WIELKICH ODKRYĆ
17 maja 1991 roku, jak co piątek, w jednej z sal konferencyjnych CERN-u (Europejskiego Centrum Cząstek Elementarnych w Genewie) zebrało się
kilkanaście osób. Byli to członkowie komitetu do spraw koordynacji centrum komputerowego, o których mówiło się C5 (skrót od CERN Computer Centre
Coordination Committee). Na spotkaniach omawiano zazwyczaj bieżące sprawy i nowe projekty, którymi zajmowali się informatycy, a raz w miesiącu przedstawiano raport dotyczący bezpieczeństwa. „Things will never be the same” – Judy Richards nuciła piosenkę zespołu Roxette. Julian Brunon przeglądał gazetę ze zdjęciem Edith Cresson na okładce, którą dwa dni wcześniej wybrano na premiera Francji. Do sali wszedł Dawid Williams, usiadł, skinął głową, że można zaczynać. Głos zabrał Timothy Berners-Lee, Anglik, fizyk po Oksfordzie, który miał opowiadać o projekcie dotyczącym systemu komunikacji między komputerami. Do CERN-u trafił już na początku lat 80., zaraz po studiach, jednak przepracował tu zaledwie pół roku. Wrócił po kilku latach i zajął się „rozproszonym systemem wymiany informacji w czasie rzeczywistym”.
Już podczas pierwszego pobytu w tej instytucji stworzył projekt „Enquire”. Rzecz tyleż genialną, co prostą. Na pomysł wpadł, wertując XIX-wieczną książkę „Enquire Within Upon Everything” (Odpowiedzi na wszystkie pytania). Na końcu każdego hasła znajdował się odnośnik do innego, w jakiś sposób powiązanego. „Gdyby podobną metodę zastosować do rozwiązań komputerowych, otrzymalibyśmy strukturę działającą na zasadzie hipertekstu, z odnośnikami, linkami do innych źródeł” – pomyślał Tim. Tylko po co? Pod koniec lat 80. istniał już internet, lecz był też spory problem z kompatybilnością sprzętu i software’u. Komputery różnych typów wykorzystywały oprogramowanie wszelkiej maści i autoramentu. Było to niezwykle frustrujące. Żeby wyciągnąć jakieś dane z sieci, trzeba było często uczyć się różnych programów od początku. „Łatwiej już było podpytać ludzi o coś podczas przerwy na kawę” – śmiał się Tim.
Tego nie musiał wyjaśniać zebranym. Szybko omówił więc istotę projektu. System był obsługiwany przez przeglądarkę internetową, a użytkownik mógł
„skakać” za hiperłączami, przenoszącymi go do innych stron, często znajdujących się w różnych komputerach. „Ale przecież użytkownika nie interesuje, gdzie stoi komputer. Dla niego ważna jest informacja” – mówił Tim, spoglądając na zebranych. Po co to wszystko? Przede wszystkim, by móc śledzić postępy w pracach naukowców nad konkretnymi zagadnieniami. Berners-Lee zaczął tworzyć system w listopadzie 1990 roku, pomagał mu Belg Robert Cailliau, dbający o sprawy organizacyjne i wsparcie techniczne. To Cailliau wymyślił logo projektu: trzy nachodzące na siebie litery WWW. Długo zastanawiał się nad nazwą dla przedsięwzięcia. Ktoś zaproponował Infomesh (infosieć), ale uznano, że za bardzo kojarzyłoby się ze słowem Infomess (infochaos). Z kolei nazwa The Info Mine (infokopalnia) wydała się Bernersowi zbyt egocentryczna. Stanęło więc na WWW jako skrócie od słów world wide web, choć i żona Tima, i jego znajomi uznali, że jest to po prostu głupie, a w ogóle łatwiej jest wymówić „world wide web” niż WWW (dablju, dablju, dablju).
Do świąt Bożego Narodzenia Tim opracował jeszcze HTML, czyli specjalny hipertekstowy język znaczników oraz pierwszą przeglądarkę. Teraz przypominał zebranym działanie wszystkich elementów systemu, omówił jego architekturę i zmiany, których dokonał. Narada przeciągnęła się nieco, widać było, że kilka osób jest znudzonych. „OK, przechodzę do konkluzji” – powiedział. „System nie wpłynie negatywnie na istniejące już dane, a przede wszystkim ułatwi dostęp do nich. Daje możliwość tworzenia hiperłącz. No i oczywiście jest możliwy do stosowania na sprzęcie komputerowym wykorzystywanym w CERN-ie” – skończył i usiadł. „Dziękujemy panu” – powiedział Williams. „Projekt wydaje się przyszłościowy. To już koniec na dziś”. Zebrani zaczęli wychodzić. Judy Richards wciąż nuciła: „Things will never be the same”.