Od wynalezienia bomby atomowej w 1945 r. miało miejsce ok. 2000 próbnych detonacji. Najgłośniej było o tych przeprowadzanych przez USA i ZSRR, ale niektóre kraje testowały broń jądrową nie na własnych wojskach, a na lokalnej ludności zamieszkującej wyspy i atole niedaleko poligonów na Pacyfiku.
Czytaj też: Hiroszima: 73 lata od wybuchu bomby atomowej
Francja przeprowadziła łącznie 41 atmosferycznych testów broni jądrowej w Polinezji Francuskiej w latach 1966-1975, narażając mieszkańców na opad radioaktywny, który był źródłem trwałych tarć między Paryżem a mieszkańcami archipelagu na Pacyfiku. W pracy opublikowanej w czasopiśmie JAMA Network Open potwierdzono, że próby te były związane z 0,6 do 7,7 proc. przypadków raka tarczycy w Polinezji Francuskiej. Niewiele? Ale jednak!
Dr Florent de Vathaire, ekspert ds. promieniowania we francuskim instytucie badań medycznych INSERM mówi:
Jest to odsetek raka tarczycy, który można przypisać testom wśród wszystkich przypadków raka tarczycy, które rozwinęły się lub rozwiną u osób obecnych w czasie testów, na wszystkich wyspach łącznie. Wpływ prób jądrowych był słaby, ale wcale nie nieistniejący.
Testy jądrowe już zakazane, ale konsekwencje są odczuwalne do dziś
Po II wojnie światowej w atmosferze wybuchło tak wiele bomb atomowych, że radioaktywność jest używana do identyfikacji antropocenu. Promieniowanie jest obecne w każdej części planety, ale w tak małych ilościach, że przypisanie mu dodatkowych chorób (nie mówiąc o śmierci) było generalnie niemożliwe. Inaczej jest w przypadku osób, które znajdowały się blisko samych eksplozji, np. mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki, a także rdzennych mieszkańców licznych archipelagów.
Mieszkańcy Polinezji Francuskiej (podobnie jak mieszkańcy Wysp Marshalla) należą do kategorii pośredniej. Bomby eksplodowały nad niezamieszkanymi wyspami, ale opad radioaktywny dotarł do niektórych terenów zamieszkałych. W nowym badaniu zbadano 395 osób z Polinezji Francuskiej, u których w latach 1984-2016 zdiagnozowano raka tarczycy i porównano z grupą kontrolną 555 osób z populacji ogólnej. To pierwsza taka praca, w której wykorzystano poufne raporty wojskowe odtajnione w 2013 r.
Korzystając z dokumentów, danych meteorologicznych i wywiadów z pacjentami chorymi na nowotwory, naukowcy symulowali radioaktywną chmurę wytwarzaną przez każdy test jądrowy i oszacowali dawkę promieniowania otrzymaną w tarczycy każdego uczestnika. Wynosiła ona prawie 5 mg, co jest standardową jednostką absorpcji promieniowania. Stwierdzono “brak istotnego związku” między dawką promieniowania a ryzykiem wystąpienia na raka tarczycy. Inaczej było w przypadku tzw. zróżnicowanego raka tarczycy (DTC).
Czytaj też: Bomba jądrowa i tak musiała powstać. Czy naukowcy rozprawiają czasem o moralności?
Autorzy doszli do wniosku, że 1524 przypadków DTC wystąpiłoby w Polinezji Francuskiej w okresie badania bez testów. Dodatkowa ekspozycja na promieniowanie spowodowała kolejne 29 przypadków, czyli 2,3 proc. Uważa się, że 0,6 do 7,7 proc. przypadków DTC w regionie jest konsekwencją testów. Liczby odnoszą się do nowotworów na tyle poważnych, że wymagają operacji.
Testy jądrowe trwały w Polinezji Francuskiej do 1996 r., ale przez ostatnie 21 lat były prowadzone pod ziemią, minimalizując rozprzestrzenianie się radioaktywności poza wyspy testowe. Podczas wizyty w Papeete w 2021 r. prezydent Francji Emmanuel Macron przyznał, że Francja ma “dług” wobec Polinezyjczyków za próby jądrowe, wzywając do upublicznienia poufnych informacji wojskowych.