Głośnik zbudowany na latach doświadczeń. Dlaczego Tronsmart T7 Lite to przemyślany sprzęt?
Przemyślany projekt elektronicznego gadżetu to coś, co bardzo łatwo wyczuć. Zwykle sprowadza się to do tego, że dany sprzęt po prostu sprawia wrażenie czegoś, co powstało na bazie uwag od użytkowników i przeszło przynajmniej kilka iteracji w dążeniu do osiągnięcia możliwie najlepszej formy. Mogę powiedzieć, że taką drogę przeszedł Tronsmart T7 Lite, a to dlatego, że w toku testów nigdy nie miałem problemu z jego umiejscowieniem.
Postawić można go bowiem zarówno w pozycji pionowej na specjalnych gumowych podkładkach, jak i w horyzontalnej o skierowaniu “w górę” pod kątem czegoś w okolicy 60 stopni. Pamiętajmy, że T7 Lite to tylko głośnik bezprzewodowy, więc odkrywanie w nim koła na nowo jest trudne, a takie właśnie ułatwianie korzystania z niego, pokazuje, jak producent podchodzi do swojej pracy.
Na tym jednak wszechstronność T7 Lite się nie kończy, a to dzięki przywiązanemu do niego mocnemu sznurkowi, dzięki któremu możemy powiesić głośnik np. na gałęzi, kierownicy roweru czy dowolnym wieszaku. Ten sprzęt waży bowiem tylko 450 gramów, a dzięki wielkości ledwie 195 × 72 mm, mieści się bez problemu w dłoni. Co do tej wszechstronności, mogę jednak ponarzekać na to, że producent zdecydował się na gumową podkładkę tylko na jednym boku głośnika, przez co jego wertykalne ustawienie zawsze wymaga tego pojedynczego dodatkowego sprawdzenia, czy aby na pewno stawiamy T7 Lite na odpowiednim boku.
Czytaj też: Test Tronsmart Bang Max, czyli imprezowego głośnika z funkcją karaoke
Sama konstrukcja T7 Lite jest prosta, jak na głośnik bezprzewodowy o bardzo wysokiej odporności IPX7 przystało. Korpus buduje twarda siatka powlekana nylonem, boczne krawędzie chronią podświetlane okręgi i dwa z trzech pasywnych radiatorów przed uszkodzeniem, front ozdabia nazwa producenta złożona z gumowych liter, a nieco więcej dzieje się na tyle, bo to tam znalazł się zestaw przycisków (trzy z nich są podświetlane), wspomniany uchwyt montażowy linki na metalowym trzpieniu (w razie czego można łatwo ją ściągnąć) oraz gumowa klapka, pod którą znajduje się zarówno port USB-C do ładowania, jak i slot na kartę pamięci.
Tronsmart postanowił bowiem ograniczyć T7 Lite wyłącznie do dwóch źródeł utworów, bo urządzeń połączonych po Bluetooth 5.3 (wtedy głośnik wykorzystuje kodek SBC) i właśnie karty pamięci. Wspomniane wcześniej radiatory odpowiadają z kolei za podbijanie niskich tonów, wspomagając parę 24-watowych przetworników stereo, których brzmienie na paśmie przenoszenia rzędu 60-20000 Hz możemy dostosować z poziomu aplikacji lub wciskając przycisk SoundPulse, będący w rzeczywistości opatentowanym ustawieniem equalizera.
Dodatkowo możecie liczyć na wbudowany w ten głośnik mikrofon, który gwarantuje m.in. kompatybilność z asystentami głosowymi, opcję połączenia dwóch T7 Lite w konfigurację stereo oraz wsparcie aplikacji (w niej będziecie mogli dostosować lub wyłączyć podświetlenie i zmodyfikować brzmienie z użyciem 5-poziomowego equalizera). Jeśli z kolei idzie o wytrzymałość na jednym ładowaniu, które trwa do około 4,5 godziny, to możecie liczyć na nawet 20-24-godzinne słuchanie muzyki (zależnie od ustawień).
Test Tronsmart T7 Lite – podsumowanie
Testując głośniki Bluetooth, zawsze staram się specjalnie unikać kwestii oceny jakości ich brzmienia, bo ta jest najczęściej po prostu dobra i nadaje się nawet do nagłośnienia np. stanowiska komputerowego czy telewizora. Nic mniej i nic więcej. Kosztujący 159 złotych T7 Lite jest taki, jak możecie tego się spodziewać. Gra tak głośno, jak na 24-watowy głośnik przystało, a w jego brzmieniu dominuje bas i tym samym rozrywkowy charakter.
Jedyne problemy, jakie napotkałem przy korzystaniu z tego modelu, sprowadzają się do resetowania ustawionego equalizera po włączeniu i wyłączeniu trybu SoundPulse z poziomu przycisku fizycznego oraz bardzo ciężko otwieranej gumowej klapce. W efekcie, żeby dostać się do portu ładowania, musimy wspomóc się najczęściej np. kluczem lub płaskim śrubokrętem i z tego co wiem, nie jest to w ogóle spowodowane dążeniem do zapewnienia mu odporności na zanurzenia IPX7, bo podobny model T7 nie ma równie topornej klapki. Tak czy inaczej, T7 Lite po prostu należy się polecenie.