Utrata słuchu dotyka ponad 1,5 miliarda ludzi na całym świecie, a ok. 30 mln przypadków jest konsekwencją wad genetycznych u dzieci. W badaniu przeprowadzonym w chińskim Fudan przez zespół kierowany przez prof. Zheng-Yi Chena z Massachusetts Eye and Ear Infirmary i Harvard Medical School oraz przez współpracowników ze szpitala Eye & ENT Hospital użył terapii genowej na sześciu dzieciach w wieku od 1 do 7 lat, które urodziły się głuche. Szczegóły opisano w Science Advances.
Czytaj też: Nadchodzi koniec cukrzycy? Ta terapia genowa może zmienić życie milionów
Prof. Zheng-Yi Chen z Harvard Medical School mówi:
To naprawdę otwiera drzwi do opracowania innych metod leczenia różnych rodzajów głuchoty genetycznej. Badanie stanowi dowód na to, że wcześniejsze prace na zwierzętach laboratoryjnych przekładają się na ludzi. Teraz możemy szybko poczynić postępy w leczeniu ludzi. To dla nas naprawdę potężny zastrzyk pewności siebie.
Pierwsza terapia genowa na rzadki rodzaj głuchoty, ale nie jedyna
Młodzi pacjenci cierpieli na chorobę genetyczną zwaną autosomalną recesywną niesyndromiczną głuchotą 9 (DFNB9), która jest spowodowana mutacją w genie OTOF. Wytwarza on białko otoferliny, które pomaga w przekazywaniu impulsów elektrycznych ze ślimaka (cześć ucha wewnętrznego) do mózgu, gdzie można je zinterpretować jako dźwięk. Bez niego dźwięk jest przekształcany na sygnały elektryczne, ale nigdy nie dociera do mózgu. Ponieważ DFNB9 jest spowodowana pojedynczą mutacją i nie wiąże się z żadnym fizycznym uszkodzeniem komórek, choroba jest idealnym kandydatem do tego rodzaju terapii genowej.
Czytaj też: Przewlekłe zapalenia ucha u dzieci mogą spowodować poważniejszy problem
Spośród sześciu osób cztery miały implanty ślimakowe – które po przeszkoleniu umożliwiają interpretację mowy i dźwięku – w jednym uchu, natomiast dwójka najmłodszych uczestników, w wieku 1 i 2 lat, nie miała implantów. Po wyłączeniu implantów wszyscy uczestnicy byli całkowicie głusi.
Przy projektowaniu terapii pojawił się nieoczekiwany problem. Okazało się, że gen OTOF jest za duży, by zmieścić się do wektora wirusowego (standardowa technika wykorzystywana podczas terapii genowych), więc konieczne było podzielenie go na pół i zamknięcie w dwóch osobnych wirusach. Taką mieszankę wstrzyknięto do płynu ucha wewnętrznego. Chociaż wirusy wstawiały połówki genów w różnych miejscach DNA, gdy te fragmenty ulegały ekspresji, mechanizmy komórkowe składały całe białko otoferliny, przywracając zdolność do przekazywania sygnałów do mózgu. Na pierwsze wyniki trzeba było poczekać 4-6 tygodni od momentu iniekcji.
U pięciu z sześciu uczestników poprawa następowała stopniowo. Troje starszych dzieci, którym wyłączono implanty ślimakowe, było w stanie rozumieć mowę i reagować na nią przez 26 tygodni, a dwójka była w stanie rozpoznać mowę w hałaśliwym pomieszczeniu i prowadzić rozmowę telefoniczną. Młodsi uczestnicy wykazali poprawę w umiejętności rozpoznawania mowy, ale niemożliwe było wykonanie niektórych testów. Roczny pacjent był w stanie reagować na bodźce i zaczął werbalizować proste pierwsze słowa, takie jak “mama”. U jednego dziecka nie zaobserwowano żadnej poprawy, co mogło wynikać z reakcji immunologicznej na wektor wirusowy.
Badanie kierowane przez prof. Chena jest pierwszą terapią genową wykorzystaną do leczenia DFNB9, ale w testach są kolejne. Teraz kluczowe jest monitorowanie młodych pacjentów przez dłuższy czas, by mieć pewność, że zmiany uzyskane w wyniku terapii genowej są trwałe. Eksperci szacują, że zatwierdzenie leczenia przez FDA może zająć 3-5 lat.