Choć wydaje się to niemożliwe, to zmiany klimatu sprawiają, że jeden z kontynentów Ziemi powoli się podnosi. Na przestrzeni ostatnich kilku dekad z roku na rok rosną średnie temperatury Ziemi. Ta długofalowa zmiana niesie za sobą wprost niezliczone konsekwencje, zarówno na lądzie, jak i na morzu. Jedną z tych konsekwencji jest topnienie lodu na biegunach Ziemi. To właśnie ten proces jest przyczyną stopniowego podnoszenia się Antarktydy.
Nie ma tutaj żadnego skomplikowanego procesu. W ostatnich latach Antarktyda traci coraz więcej lodu, a tym samym jest zmniejszająca się masa coraz mniej naciska na znajdujący się pod spodem ląd. Można powiedzieć, że ów południowy kontynent przez bardzo długo przypominał gąbkę do zmywania przyciśniętą stosem talerzy. Im talerzy jest mniej, tym gąbka jest coraz mniej odkształcana i stopniowo wraca do swojego podstawowego kształtu.
Czytaj także: Antarktyda przeżywa kryzys. Powrót do zdrowia zajmie jej sporo czasu
Mamy tutaj zatem do czynienia z tzw. wypiętrzeniem polodowcowym, które właśnie zachodzi na południowym biegunie naszej planety. Wbrew pozorom nie jest to jednak jedynie ciekawostka. Proces ten będzie miał swoje konsekwencje odczuwalne w innych rejonach świata. Naukowcy wskazują bowiem, że podnoszenie się Antarktydy może przyczynić się do podnoszenia poziomu mórz i oceanów na całym świecie. Jeżeli uświadomimy sobie, że u wybrzeży tych mórz i oceanów żyje na całym świecie nawet 700 milionów ludzi, to znacząca zmiana poziomu mórz i oceanów może doprowadzić do naprawdę gigantycznych problemów. Ci ludzie wszak tam nie zostaną i będą musieli migrować do innych, wyżej położonych rejonów.
Naukowcy zajmujący się badaniem płaszcza ziemskiej pod lodem Antarktydy odkryli właśnie, że w niektórych miejscach jest on zaskakująco sprężysty.
Dokładne analizy danych sejsmicznych wykazały właśnie, że wyższa lepkość tworzącej go materii zaskakująco szybko wypycha ląd ku górze. Może to robić, bowiem od góry na ląd naciska coraz mniejsza masa lodu. Efekt? Wypiętrzanie lądu zachodzi obecnie na przestrzeni dekad, a nie tysiącleci.
Czytaj także: Topniejąca Antarktyda to bajki? Niedawno z lądolodem stało się coś bardzo dziwnego
Powstaje pytanie o to, jak wygląda zatem przyszłość dla Antarktydy? Korzystając z metod modelowania komputerowego naukowcy doszli do wniosku, że jeżeli ludzkość powstrzyma ocieplenie klimatu, do 2500 roku Antarktyda przyczyni się do wzrostu poziomu mórz i oceanów o niespełna dwa metry. Jeżeli jednak walka ze zmianami klimatu będzie wyglądała tak jak obecnie, możemy mieć do czynienia ze wzrostem poziomów mórz o nawet 19,5 metra. Wszystko tak naprawdę zależy od tempa utraty lodu. Jeżeli tempo będzie wysokie, sytuacja szybko się pogorszy. Jeżeli jednak topnienie lodu będzie względnie wolne, podnoszące się dno Antarktydy będzie wynosiło lód nad ciepłe wody oblewające atmosferę, pozwalając im nieco dłużej przetrwać na powierzchni.
Sytuacja zatem nie wygląda obiecująco. Naukowcy dotąd byli przekonani, że już same topniejące lądolody będą przyczyniały się do wzrostu poziomu mórz. Teraz okazuje się, że dołączy do tego wzrost poziomów spowodowany wypiętrzaniem się ściśniętej dotąd Antarktydy. I tak źle, i tak niedobrze.