Gdy w 1941 roku gen. Sikorski zapytał Stalina, gdzie są „zaginieni” polscy oficerowie, odpowiedź była ironiczna: może uciekli do Mandżurii. Rozmówcy pewnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że niespełna trzysta lat temu żył Polak, który nie tylko uciekł do Mandżurii, ale i rządził państwem, które tam założył.
EL DORADO
Syberia była dla Rosji tym, czym Ameryka dla Hiszpanii – Nowym Światem. Po podbiciu chanatu syberyjskiego w XVI w. ogromne przestworza Wschodu otwarły swe podwoje przed moskiewską ekspansją. Dzikie i wielkie tereny kusiły bogactwem ziemi, stąd też szybko stały się obiektem wypraw kolonizacyjnych prowadzonych przez wysłanników cara i śmiałków działających na własną rękę.
Na Syberię ściągali poszukiwacze przygód, awanturnicy, zbiegli chłopi, jeńcy wojenni i bandyci, których kat nie zdążył skrócić o głowę. Powstająca dopiero i nieliczna carska administracja często nie potrafiła zapanować nad tym zmiennym żywiołem, dlatego najwyższym prawem były pistolety i ostrza mieczy. Od życia i zdrowia ludzkiego droższy był proch, a od czci kobiety – sobole futro. Małe i nieliczne osady na opanowanym już terenie stawały się bazami, z których brały początek kolejne wyprawy na Wschód. Atmosferę podgrzewały legendy o czekającej na odkrycie mitycznej krainie nad rzeką zwaną Kara-muren, czyli Amur. W jej dorzeczu miały mieszkać ludy płacące „nie skórą, ale kawałkami srebra i złota, którego do syta zawiera w swem łonie ich cudna kraina” (jak pisał później historyk i zesłaniec Marian Dubiecki, powołując się na relacje wędrowców).
PIONIERZY SYBERII
Jedną z syberyjskich wypraw na zlecenie wojewody jakuckiego poprowadził w latach 1643–1646 Kozak Wasyl Pojarkow. Płynąc woda-mi Leny, Ałdanu i Zei, dotarł do Amuru, a nim aż do Oceanu Spokojne-go. W trakcie podróży spotkał bogaty lud Daurów, których zaatakował i ograbił. Powróciwszy w chwale do Jakucka, złożył swe trofea w carskim skarbcu.
Jego sukces zachęcił kolejnych, w tym Jerofieja Chabarowa. Ten przedsiębiorczy odważny człowiek w latach 1649–1653 zorganizował kilka wypraw nad Amur. Z odbudowującymi swą fortunę Daurami postąpił okrutnie: część wymordował, a innych wziął do niewoli i przetransportował do Jakucka. Jak sam później mówił, „pytał i smażył” miejscowych, by wydali mu swe skarby. Chabarow opowiadał nie tylko o złocie, ale też o wspaniałych warunkach dla rolnictwa.
Chęć wzbogacenia się powodowała, że bez wahania wyruszano w drogę woda-mi rzek na solidnych łodziach. Mnożyły się rzeczne bandy. Korsarze bezlitośnie grabili przybrzeżne plemiona i ludy. Zaniepokojone piractwem u swoich granic Chiny wysłały pod koniec lat 50. XVII wieku armię, która rozbiła łupieżcze hordy. Rzeki Syberii uspokoiły się – sądzono, że już żaden awanturnik nie zmąci ich wód. I wtedy zjawił się on – Nicefor Czernichowski.
TAJEMNICA OJCA I SYNA
Pochodził z polskiej kresowej rodziny szlacheckiej. Pojawił się na Syberii nagle i w niejasnych okolicznościach. Według jednej z teorii trafił do Jenisejska bezpośrednio z frontu polsko-rosyjskiej wojny smoleńskiej (1632–1634) jako jeniec. Miał być wtedy już dojrzałym mężczyzną. Co intrygujące, w niewoli znalazła się także jego rodzina, w tym stary ojciec Roman. Być może bliscy stanowili jego czeladź obozową podczas wojny i trafili do niewoli wraz z nim? Nie wiadomo. Gdyby jednak przyjąć tę tezę, Nicefor w chwili swoich największych późniejszych sukcesów liczyłby ok. 70 lat! A jak starzec miałby szaleć po dzikich rzekach Syberii?
Dlatego bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że Rosjanie wzięli do niewoli walczącego Romana i jego rodzinę. Według tej hipotezy Czernichowscy początkowo mieli trafić do Moskwy, skąd na mocy pokoju pola-nowskiego (1634 r.) mogli wrócić do Rzeczypospolitej. Co dziwne, postanowili jednak zostać w Rosji, a Roman i Nicefor… wstąpili do wojska carskiego. Wygląda na to, że zrobili to tylko dla pieniędzy, bo po złożeniu przysięgi i otrzymaniu swoich pensji zaraz uciekli! Niestety, Rosjanie złapali gnających ku polskiej granicy Czernichowskich i zesłali ich za karę na Syberię – do wspomnianego Jenisejska.
W CARSKIEJ SŁUŻBIE
Część zesłańców wcielano do pułków, które strzegły porządku, kolonizowały nowe ziemie i ścigały zbiegów (ci zwykle uciekali na tereny Daurów, dosyć bogatego plemienia pochodzenia mongolskiego). W oddziałach carskich, składających się m.in. z Kozaków, Niemców i Szwedów, znajdowali się też Polacy, w tym Nicefor.
Nie wiemy, jaki los spotkał resztę rodziny Romana po zesłaniu do Jenisejska. Za to Nicefor współpracował ze słynnym syberyjskim „konkwistadorem” Jerofiejem Chabarowem, który w tym czasie organizował krwawe wypady łupieżcze na plemiona nad Amurem (1649–1653), a także rozwijał akcję kolonizacyjną i rolnictwo nad Jenisejem. Polak stał się jego wiernym asystentem – „umiejętnym wykonawcą woli Chabarowa”, jak pisał Dubiecki. Być może wziął nawet udział w jednej z jego łupieżczych wypraw. Wtedy mógł poznać mandżurskie tereny, z którymi później związał swój los. Niewykluczone też, że zaznajomił się z nimi, gdy z batem w ręku jako sługa carski gonił syberyjskich uciekinierów. Z pewnością nie sądził, że wkrótce stanie się jednym z nich.
Około 1652 r. Nicefor Czernichowski został mianowany nadzorcą warzelni soli w Ust-Kutsku nad Leną. Jako sprawny administrator zyskiwał na znaczeniu, z Polakiem liczyli się też wysocy przedstawiciele carscy. Żyjąc dostatnio, tylko obserwował gromady kolejnych awanturników, którzy niesieni chęcią zysku budowali łodzie i wyruszali nimi na dzikie wschodnie rubieże w poszukiwaniu syberyjskiego El Dorado. Tam czekać miało na nich nowe życie.
Jak się okazało, czekało także na Nicefora. Zdecydowały o tym wydarzenia, które rozegrały się w lipcu 1660 roku w Kireńsku nad Leną…
GWAŁT I ROKOSZ
Na wielki doroczny targ przybył tam wojewoda ilimski Ławrientij Obuchow. W Kireńsku zjawił się też Czernichowski. Targ był nie tylko wydarzeniem handlowym, ale także czasem składania carskiemu woje-wodzie jasaku (podatku), przeprowadzania spraw sądowych i załatwiania najważniejszych problemów lokalnych.
U boku Nicefora pojawiła się na targu albo siostra (byłaby to jedyna informacja o dalszych losach członków rodziny Polaka), albo żona. Tak czy owak, wszystkie źródła są zgodne w jednej kwestii: była młodą piękną Polką, która przyciągnęła uwagę Obuchowa. Patrzący na nią z pożądaniem wojewoda nie miał zamiaru nikogo pytać o zdanie. Porwał kobietę i zgwałcił. Czernichowskie-go zlekceważył, mając go za zwykłego szaraczka. I zanim się obejrzał, musiał zmierzyć się z… rokoszem z Polakiem na czele!
Wysokie podatki, wyjątkowa brutalność wojewody i jego chciwość – wszystko to doprowadziło do buntu ludności. Pałający żądzą zemsty Nicefor wykorzystał te gniewne nastroje i zorganizował zbrojną rebelię. Obuchowa – uciekającego z porwaną kobietą – dopadł, gdy ten był już na swoim statku na Lenie, szykując się do odpłynięcia.
Syberyjską noc rozproszyły huki wystrzałów i błysk ostrzy. Rozpoczęła się śmiertelna „walka ścigających z uprowadzającymi, zawiązana na łodziach” – jak ją opisywał Dubiecki, biograf Nicefora. Załoga statku Obuchowa broniła się wytrwale, lecz nie mogła powstrzymać gniewu Polaka i grupy pościgowej. Po zażartej walce obrońcy padli, a od śmiertelnego ciosu nie uchronił się także wojewoda. Gdy następnego dnia promienie słońca rozjaśniły miejsce starcia, ciała Obuchowa i załogi stały się pokarmem dla dzikiego syberyjskiego ptactwa. Nie wiadomo, co stało się z kobietą. W obliczu zamordowania carskiego wojewody kronikarzy mało interesował jej los.
Zgon wojewody, wedle opisu Dubieckiego, „sprowadzić mógł na Czernichowskiego srogą pomstę za gwałt [złamanie prawa], rokosz i mężobójstwo. Nie pytano by się o powód targnięcia się na wojewodę […], ale obyczajem wieku i społeczeństwa ówczesnego, wzniesiono by dlań rusztowanie [szubienicę]”. Bunt i zabójstwo carskiego przedstawiciela nie mogły ujść płazem rokoszanom. Mieli do wyboru: zostać i czekać na karę śmierci lub uciec na wschód. Wybrali to drugie rozwiązanie. Zaopatrzyli się w potrzebne do przeżycia materiały i zbudowali solidne łodzie. Do okrzykniętego wodzem Nicefora i jego osiemdziesięciu czterech awanturników przyłączył się także kireński mnich Hermogenes. Przed wyprawą szlachcic dostał jeszcze od tamtejszego klasztoru świętą ikonę.
Gdy skończyły się już pożegnania i modlitwy, buntownicy zepchnęli łodzie do rzeki i wyruszyli w drogę do Mandżurii. Prowadzeni przez Nicefora dopłynęli wiosną 1661 r. do małego fortu nad Amurem, założonego przez Chabarowa, a nazwanego Ałbazin. Lecz zastali tylko jego zgliszcza. Nicefor postanowił założyć tam nową osadę. Na początek wbili w ziemię drewniany krzyż.
JAKSA – ZAPOMNIANE PAŃSTWO
W ciągu kilku lat na nadamurskim pustkowiu wyrosło niepodległe państwo. Nazwano je Jaksa, a jego władcą został Czernichowski. Nazwę zaczerpnięto z zawołania polskiego szlachcica albo z przezwiska jednego z jego bliskich współpracowników.
„Ostrożek to drewniany, w czworobok zbudowany, a stoi nad stokiem stromym ku rzece, na którą patrzą dwie wieżyce gródka; z przeciwległej zaś strony, od gór do lądu, jeno jedna strażnicza baszta go broni. Ta ostatnia posiada bramę, tworzącą jedyne wejście do forteczki. Brama ma nad sobą izbę sądową, nad którą mieści się czatownia. Inne dwie wieżyce […] posiadają pokoje mieszkalne, a ich szczyty są również obronne […], skąd snadnie odpierać można wroga – tak opisywała Ałbazin relacja przywołana przez Dubieckiego. – Zewnątrz stały koszary dla tych, co stale obowiązani byli składać załogę gródka, i z czasem około wałów obronnych powstało sioło, które liczyło około czterdziestu dymów. Forteczkę dokoła obiegały szańce […] i fosa jej strzegła. Długość ostrokołów gródka wynosiła sto dwadzieścia sześć stóp wzdłuż, a dziewięćdziesiąt jedna wszerz. Opat Hermogenes urządził wśród zewnętrznych obwarowań kapliczkę, a nawet później fundował monaster na ościennem uroczysku”.
Malutka osada rozrosła się więc w miasteczko. W pobliżu powstawały inne osiedla, pola, „gdzie falowały kłosy zboża” i ogrody, które „dawały warzywo różnorodne”. Otoczona szańcami i fosą forteca górowała nad terenem, zapewniając obronę przed najeźdźcami. Lecz na razie u bram Jaksy pojawiały się jedynie… szczepy tubylców chcących dołączyć do wspólnoty Sarmaty! Rozwijające się rolnictwo i rzemiosło, spokój i dostatek zachęcały do osiedlania się tam nawet ludy, które wcześniej tyle wycierpiały od kolonizatorów. Przyczyna sukcesu tkwiła w nastawieniu Nicefora – nie liczył na szybki zysk i powrót do kraju jak Chabarow. Dorzecze Amuru stało się jego nowym domem, myślał o rozwoju Ałbazinu i zamożności osadników.
W Jaksie Nicefor sprawował rządy w zasadzie nieograniczone: był najwyższym sędzią, organizował siłę zbrojną, pobierał jasak. Razem z Hermogenesem ułożył nawet kodeks praw, który obowiązywał w państwie. Wraz z rozwojem Jaksy rosła sława jego władcy. Dotarła nawet do Europy (państwo Jaksa widnieje jeszcze na XVIII-wiecznej francuskiej mapie). Polakiem zainteresowały się także sąsiednie Chiny, które zaakceptowały jego działalność na swoim pograniczu. Czernichowski zdobył szacunek Chińczyków swym zaangażowaniem. Nazywali go „mądrym chanem” i… nawiązali z Jaksą stosunki dyplomatyczne – prowadzone po polsku! Być może stali za tym polscy misjonarze, którzy przebywali w Chinach. Co prawda najsłynniejszy z nich – Michał Boym nie żył już wtedy od kilkunastu lat (zmarł w 1659 r.), ale nie można wykluczyć, że wśród Chińczyków przebywali jeszcze inni jezuici pochodzący z Rzeczypospolitej.
CUDOWNE ZNIKNIĘCIE
Sława byłego poddanego dobiegła na-wet do uszu cara, który przypomniał sobie o Czernichowskim. Od przełomu lat 60. i 70. przy pomocy pośredników negocjował z władcą Jaksy, by ten podporządkował swe państwo Rosji w zamian za przebaczenie i sowite wynagrodzenie. Niektóre źródła twierdzą, że od 1669 r. Nicefor przesyłał do pobliskiej osady rosyjskiej – Nerczyńska – drobne podarunki mające załagodzić stosunki z Moskwą.
Kontakty Polaka z carem nie spodobały się Chinom, których wojska w 1670 r. stanęły u bram Jaksy.
Jednak ku zdumieniu całego świata malutkie państewko wytrzymało oblężenie, a zrezygnowani Chińczycy wrócili do siebie z niczym. Jednak wobec rosnącego zagrożenia chińskiego i dalszej ekspansji Rosji, Nicefor przystał na warunki cara i zgodził się na włączenie Jaksy w granice państwa moskiewskiego. W 1672 r. car przyjął jego hołd, a następnie… skazał Nicefora na karę śmierci. Musiał to zrobić dla porządku – dwa dni później ułaskawił Polaka. Czernichowski został mianowany wicewojewodą Jaksy. Tak zabójca carskiego wojewody w chwale wrócił do łask monarchy.
Od tej pory Nicefor znika z kart historii. Wiemy tylko, że w 1675 r. poprowadził zwycięską wyprawę przeciwko Chinom. Co się z nim potem stało? Zmarł czy wrócił do Moskwy? A może do Rzeczypospolitej? Nie wiadomo.
Nie przepadła pamięć o nim. Na chińskich mapach jeszcze jakiś czas pojawiała się nazwa „Jaksa”, zaś oblegając Ałbazin w 1685 r., Chińczycy napisali list z propozycją kapitulacji… po polsku. A jeszcze dziś w świątyni w Ałbazinie można pomodlić się przed obrazem Matki Boskiej, który przed wiekami opat kireńskiego klasztoru wręczył polskiemu szlachcicowi…