Google proponuje Grekom i Nowozelandczykom system Android Earthquake Alerts System wykrywający trzęsienia ziemi. Rozwiązanie bazuje na danych z ich telefonów z systemem Android. System wykorzystuje akcelerometry – wbudowane w smartfon czujniki wykrywające ruch, np. obracanie telefonu. Akcelerometry mogą też odczytywać drgania towarzyszące zjawiskom geologicznym. W tym przypadku te, które poprzedzają niszczycielskie trzęsienia ziemi.
Czujniki w laptopach
Pomysł by korzystać z wbudowanych w przenośną elektronikę akcelerometrów nie jest ani nowy, ani ograniczony do telefonów komórkowych. Informacje z przetwornika mierzącego własny ruch wykorzystują także laptopy, np. w celu odcięcia napięcia od dysku twardego w przypadku upuszczenia urządzenia.
W 2010 roku naukowcy z uniwersytetów Kalifornijskiego i Stanforda stworzyli na bazie przenośnych komputerów eksperymentalną sieć wczesnego ostrzegania o nazwie Quake-Catcher Network. Urządzenia były w stanie wyłapywać wstrząsy o magnitudzie 4 (dawna nazwa to stopnie w skali Richtera) oraz mocniejsze.
Dekadę później uznano, że łatwiej zbierać dane ze smartfonów – choćby dlatego, że więcej ludzi z nich korzysta i są włączone praktycznie non-stop.
Ostrzeżenie może uratować ludzkie życie
Wybór Grecji i Nowej Zelandii też nie był przypadkowy. Te kraje leżą w strefie dużej aktywności sejsmicznej. Ostatnio na początku marca środkową Grecję nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie powyżej 6, a Nową Zelandię (dokładnie wyspy Kermadec) seria trzech o sile od 7,2 do 8.
Oba kraje w ostatnich dekadach przeżyły z powodu trzęsień ziemi prawdziwe tragedie. Na budynkach w nowozelandzkim Christchurch nadal widoczne są ślady po kataklizmie z 2011 roku, w którym zginęło 185 osób. Grecy w żywej pamięci mają trzęsienie w Atenach z 1999 roku, kiedy liczba ofiar śmiertelnych sięgnęła 150.
System Android Earthquake Alerts System działa w Stanach Zjednoczonych od zeszłego roku. W tym czasie wykrył 1000 trzęsień ziemi, część jednak błędnie. Zanim dobrze go skalibrowano zdarzało się, że bardzo silne trzęsienia ziemi w innej części świata brał za lokalne wydarzenie. System ponoć mylił się też przy szczególnie silnych burzach z piorunami.
Nie trzeba instalować aplikacji
Zamiast kazać ludziom ściągać osobną aplikację, Google wbudowało funkcję wykrywania wstrząsów bezpośrednio do Androida. Zostanie ona włączona do łatki systemowej ściąganej na wszystkie telefony. Dzięki temu zarówno mieszkańcy Kalifornii, jak i Grecy czy Nowozelandczycy będą otrzymywać na telefonach pełnoekranowe ostrzeżenia o nadciągających wstrząsach.
Oprócz tego na ekranie pojawi się informacja o ich sile oraz czasie dostępnym na znalezienie schronienia. Tego czasu nie będzie dużo – mówimy tu raczej o wejściu pod stół jadalny czy wskoczeniu do wanny niż o opuszczeniu budynku.
W USA przy projekcie Android Earthquake Alerts System partnerami Google byli eksperci z United States Geological Survey (USGS) oraz twórcy aplikacji ShakeAlert, która pozwala dane z sieci czujników USGS przekazywać lokalnie. USGS tworzył swój system kilkanaście lat kosztem 60 mln dolarów, posługując się danymi z sejsmografów. W Kalifornii i Oregonie działa on od trzech lat. Roczna obsługa kosztuje 30 mln dolarów.
System tańszy, ale czy skuteczny?
Projekt Google ma być tańszy, bo oparty na już istniejącej, rozproszonej technologii. Takie podejście ma jednak swoje wady. Android Earthquake Alerts System sprawdzi się tam, gdzie znajduje się dużo ludzi korzystających ze smartfonów. Tymczasem np. w Nowej Zelandii większość obywateli mieszka w kilku miastach na wybrzeżu, więc spora część kraju nie będzie monitorowana.
Kolejna sprawa, na którą zwracają uwagę eksperci, to brak informacji z obszaru będącego epicentrum wielu trzęsień ziemi, czyli dna morskiego. Takie wstrząsy mogą prowadzić do powstania fale tsunami, które dotrą do miasta bez ostrzeżenia.
– Każdy system wczesnego ostrzegania musi być projektowany tak, by to uwzględniać. Cięcie kosztów proponowane przez Google’a brzmi świetnie, ale ten system musi być dogłębnie zweryfikowany. Jako była urzędniczka publiczna i nowozelandzki naukowiec chciałabym zobaczyć rzetelne badania jego skuteczności – skomentowała dla „Science” sejsmolożka Caroline Francois-Holden, do niedawna pracująca w nowozelandzkim instytucie geologicznym, GNS Science.
Tymczasem wciąż nie wiadomo, na ile skuteczna jest metoda oparta na telefonach z Androidem w porównaniu z tradycyjnymi sejsmografami.