Pora lunchu. Hinduska rodzina rozsiada się na trawie w centrum Delhi. Prowadzą zapewne rodzinny biznes, eksport ubrań lub handel biżuterią. Synowie noszą dżinsy, ojciec rozmawia przez komórkę. Zajęte dyskusją kobiety co chwila wtrącają jakieś angielskie słówko. Widać, że już dawno zamieniły pracę w domu na pracę w firmie. Jak na typowych przedstawicieli klasy średniej przystało, mają dom w jednej z lepszych dzielnic, a w nim zmywarkę, lodówkę i telewizor. Wkrótce będzie ich stać na samochód.
Jeszcze w 1985 r. 90 proc. Hindusów żyło za mniej niż dolara dziennie, a klasa średnia stanowiła mniej niż 10 proc. – dowodzą badania McKinsey Global Institute. Dziś hinduska klasa średnia stanowi ok. 20 proc. społeczeństwa i ciągle się powiększa. Indie powstają z nędzy, a Hindusi zmieniają styl życia. Więcej kupują i zamiast chować biżuterię pod materace, powierzają oszczędności bankom. Prężnie rozwijająca się gospodarka i miliony bogacących się to idealne pole do popisu dla producentów samochodów, którzy już teraz zacierają ręce.
Tych, którzy przemieszczają się na skuterach z całymi rodzinami, w Indiach nie brakuje. I to właśnie z myślą o nich powstał samochód Nano, czyli kość niezgody między Ratanem Tata, prezesem największego hinduskiego konsorcjum samochodowego, a Rajendra Pachaurim, przewodniczącym Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu. O co drą koty? Ratan Tata uznał powstanie Nano za wydarzenie na miarę lotu człowieka na Księżyc, a Rajendra Pachauri wyznał, że pojawia się w jego sennych koszmarach. Z jednej strony Tata tłumaczy, że próbuje stawić czoło zarówno aspiracjom, jak i ciągle cienkim portfelom nowych konsumentów, z drugiej Pachauri wróży upadek indyjskiej polityki środowiskowej.
Za 30 lat licząca dziś 50 mln hinduska klasa średnia stanie się największą grupą konsumentów na świecie, liczącą 580 mln ludzi. Łącznie z równie szybko bogacącymi się Chińczykami, do 2025 r. globalna klasa średnia powiększy się o ponad miliard ludzi. Będą kupować nie tylko mięso, sprzęt AGD, ale także samochody. Tym bardziej że Tata Nano ma kosztować jedynie… 2500 dolarów. Przystępna dla milionów cena spędza sen z powiek ekologom. Już dziś na 1000 mieszkańców Indii przypada 7–8 samochodów. Mimo że jest to znacznie mniej niż na Zachodzie (300–500) i tak ulice pękają w szwach. Dlatego podczas gdy przed mieszkańcami Azji stoi perspektywa wolności przemieszczania się, organizacje ekologiczne drżą na myśl o malutkich samochodach zalewających Azję. „Z punktu widzenia obecnej polityki i obowiązujących norm prawnych tanie samochody będą miały katastrofalne skutki” – twierdzi Anumita Roychowdhury z Centre for Science and Environment w New Delhi. Równanie wyprowadzone przez działaczy na rzecz ochrony środowiska jest proste. Hinduski „samochód dla mas” oznacza większe korki, większą emisje dwutlenku węgla i większe ceny ropy na światowym rynku. Już dziś w Delhi stopień zanieczyszczenia dwukrotnie przekracza granice bezpieczeństwa, a codziennie rejestruje się 1000 nowych pojazdów. „Nawet jeśli będą niewiele paliły, to ich liczba na drogach podważy tego sens” – komentuje Vivek Chattopadhyaya, specjalista od zanieczyszczeń powietrza z Centrum Nauki i Środowiska w New Delhi.
Co więcej, wypuszczenie na rynek tak taniego auta sprawiło, że konsorcja takie jak Fiat czy General Motors zaczęły pracować nad podobnym modelem. Oznacza to, że tanie samochody mogą podbić nie tylko Azję, ale i Europę. Ratan Tata zaciekle broni swojego „dziecka” i planuje, by w metropoliach takich jak Bombaj oferować Nano tylko tym, którzy nie mają jeszcze samochodu. Producenci samochodu podkreślają, że Nano zastąpi wiele zniszczonych i zanieczyszczających powietrze pojazdów. Co więcej, już dziś Tata Motors pracuje nad używaniem sprężonego powietrza jako paliwa.
Indie znajdują się co prawda w czołówce krajów emitujących najwięcej dwutlenku węgla, ale ich wkład do globalnego ocieplenia w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest dużo niższy niż na Zachodzie. Ratan Tata nie widzi nic złego w tym, że chce zarobić na aspiracji ludzi uwalniających się z biedy. Podkreśla, że nie da się zlikwidować samochodów, można jedynie zmieniać nawyki. I ma rację.