Cała akcja wydarzyła się w obrębie wulkanu Kavachi zlokalizowanego na Wyspach Salomona u wybrzeży Papui Nowej Gwinei. A jako że w pobliżu tego podwodnego obiektu chętnie chroniły się rekiny – w szczególności przedstawiciele dwóch różnych gatunków – to nietrudno wyobrazić sobie scenariusz rodem z Hollywood.
Scenariusz rodem z Hollywood nam nie grozi
W rzeczywistości jednak, jeśli komukolwiek grozi w związku z tym zagrożenie, to nie ludziom, lecz samym rekinom. Naukowcy nie są pewni, jaki los może je czekać w następstwie erupcji. Oba gatunki zamieszkiwały okolice krateru od poprzedniej erupcji Kavachi, która miała miejsce w 2014 roku. Ta najnowsza rozpoczęła się 19 maja, a być może nawet wcześniej. Potwierdzają to zdjęcia wykonane przez satelitę Landsat, na których widać ogromne podwodne pióropusze wydobywające się z wulkanu.
O obecności rekinów w tych okolicach poinformowali naukowcy związani z wyprawą z 2015 roku którzy wśród licznych tamtejszych gatunków zidentyfikowali też żarłacze jedwabiste i głowomłoty pospolite. Od scenariusza, w którym rekiny zostają wyrzucone nad wodę, by następnie terroryzować okolicznych mieszkańców istnieje co najmniej kilka bardziej prawdopodobnych. Do takowych zalicza się między innymi wizja, w której rekiny – wyczuwając zagrożenie – po prostu zmieniły miejsce swojego bytowania.
Jeden z najaktywniejszych wulkanów na Pacyfiku
Kavachi to jeden z najaktywniejszych wulkanów na Pacyfiku. Jego aktywność doprowadziła na przestrzeni dekad do powstania szeregu krótkotrwałych wysp, które zazwyczaj znikają w ciągu kilku lat. Pierwsza odnotowana tam erupcja miała miejsce w 1939 roku, a sama nazwa – Kavachi – miała oddawać cześć bogu mórz czczonemu przez ludy Gatokae i Vangunu. Poza wspomnianymi już rekinami w okolicach wulkanu zidentyfikowano również płaszczki z gatunku Hexatrygon bickelli oraz ryby z rodziny lucjanowatych. Poza tym nie można pomijać licznych mikroorganizmów przystosowanych do życia w środowisku bogatym w siarkę.
W gronie podwodnych wulkanów największy w ostatnim czasie rozgłos bez wątpienia zyskał Hunga-Tonga-Hunga-Ha’apai. Jego styczniowa erupcja doprowadziła do wyrzucenia wysokiego na około 20 kilometrów słupa pyłu oraz pojawienia się dwumetrowych fal tsunami. Sygnały towarzyszące tym wydarzeniom rozprzestrzeniły się po całej Ziemi, a szczególnie imponujące okazały się materiały ukazujące je z perspektywy kosmosu.