Preparat stworzony w laboratorium niemieckiej firmy farmaceutycznej według jej założyciela po pół roku stał się nieco mniej skuteczny. Chodzi jednak o zejście z poziomu 95 do 91 proc., a trzecia dawka szczepionki miałaby podnieść skuteczność do niemal 100 proc. Te same dane z nowych testów klinicznych prezentował na początku kwietnia. Od dawna też spekulowano, że szczepienie na COVID-19 być może trzeba będzie okresowo powtarzać, tak jak w przypadku grypy sezonowej.
W tle mamy też kryzys wywołany opóźnianiem dostaw do UE „oksfordzkiej” szczepionki firmy AstraZeneca (spór koncernu z władzami w Brukseli znajdzie swój finał przed sądem). Uczestniczący w rozmowie z prezesem BioNTech dziennikarze usłyszeli, że „trzeci zastrzyk powinno się podać 9 do 12 miesięcy po pierwszym”, a „każdy kolejny co roku, lub co 18 miesięcy”.
Warto pamiętać, że jeszcze w lutym skuteczność „klasycznej” (w przeciwieństwie do tych mRNA) szczepionki wektorowej stworzonej przez naukowców z Oksfordu przez zachorowaniem na COVID-19 określana była na 60 proc. (po 2 dawkach w grupie wiekowej 18-55 lat). Z kolei ogólną skuteczność jednodawkowego środka firm Janssen/Johnson&Johnson w zapobieganiu umiarkowanemu do ciężkiego przebiegu COVID-19 w tym samym miesiącu określono na 66 proc. Preparat ten, jak ogłosił 29 kwietnia szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, był dostępny w długi weekend majowy w kontenerowych punktach szczepień w każdym mieście wojewódzki dla każdego („z ulicy”) kto skończył 36 lat.
Szczepionki różnią się też cenami. Jeżeli wierzyć w dane opublikowane „niechcący” przez belgijską sekretarz stanu ds. budżetu, Evę De Bleeker, to preparat AstraZeneca kosztował UE w grudniu równowartość 8 zł, Johnson & Johnson 32 zł, Sanofi/GSK 34 zł, CureVac 45 zł, BioNTech/Pfizer 55 zł, a Moderny 68 zł. Wpis na Twitterze bardzo szybko skasowała, ale w sieci nic nie ginie.
Współzałożyciel BioNTech podał więcej dobrych wiadomości. Przekonywał np., że Europa ma szansę „uzyskania w lipcu, a najpóźniej do końca sierpnia” odporności grupowej. Nie wyjaśnił, czy – tak jak większość ekspertów – rozumie on ją jako zaszczepienie 70 proc. populacji. Wspomniał co prawda, że owa odporność nie dotyczy dzieci, ale w końcu szczepionki na SARS-CoV-2 zazwyczaj dopuszcza się od 16 roku życia.
Odporność grupowa (zbiorowiskowa, populacyjna) ma miejsce, gdy wirus przestaje się rozprzestrzeniać, gdyż trafia na osoby, które są na niego odporne. Kiedy odpowiednio duża część populacji zachoruje i wyzdrowieje, epidemia powinna wygasnąć – jak ognisko, do którego nikt nie dorzuca drewna. Nie każdy musi mieć przeciwciała, by uniknąć zachorowania.
Jego optymizm wynikać z faktu, że szefująca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zwiedzając fabrykę Pfizera w belgijskim Puurs ogłosiła, że dzięki umowie z tym właśnie koncernem UE chce zabezpieczyć dla swoich obywateli 1,8 mld dawek szczepionki mRNA. Dostawy z tego trzeciego już kontraktu na szczepionkę BioNTech/Pfizer ruszyłyby w tym roku i wpływałyby co miesiąc do unijnych magazynów aż do 2023 roku. Sama von der Leyen też wspomniała o odporności grupowej, wskazując 70 proc. dorosłej populacji jako cel osiągalny pod koniec lipca, a nie września, jak dotąd zakładano.
Dziennik „Times of Israel” wyłapał z tego samego wywiadu z Ugurem Sahinem ważny (dla Izraela szczególnie, bo cały kraj szczepiono środkiem z laboratorium BioNTech) wątek zmutowanej odmiany koronawirusa siejącej spustoszenie w Indiach (B.1.617). – Nadal testujemy nowy szczep z Indii, ale już teraz wiemy, że zawiera on mutacje, na które nasza szczepionka daje odporność, więc tutaj mam pewność, że będzie ona skuteczna. Szczepionka została sprytnie stworzona i jest w stanie zatrzymać nowe mutacje wirusa. A jeżeli trzeba będzie ją wzmocnić, zrobimy to – przekonywał prezes BioNTech.