Starość to nie jest wcale okres, który definiują choroby czy samotność. Przez 30 lat pracy naukowej przeprowadziłem rozmowy z setkami osób, które dożyły setnych urodzin, i niemal wszystkie są dowodem na to, że starość może być naprawdę szczęśliwa” – mówi Peter Martin, profesor gerontologii z Iowa State University, który poświęcił karierę dochodzeniu, dlaczego osoby w podeszłym wieku są zwykle bardziej pozytywnie nastawione do życia niż trzydziesto- czy czterdziestolatkowie.
Przez kilka ostatnich dekad uzbierało się sporo badań naukowych dowodzących, że starość to czas szczęśliwy. W analizie przeprowadzonej na grupie ponad 32 tys. dorosłych Amerykanów odsetek tych, którzy uważają się za bardzo szczęśliwych, pośród osób około dwudziestki wynosił 28 proc., wśród nieco starszych, tych między 28. a 37. rokiem życia – 31 proc., a w grupie 68–77-latków – aż 38 proc.
Nawet w bardzo podeszłym wieku jest miejsce na zadowolenie z życia. Kiedy naukowcy przeprowadzili rozmowy z 91 niemieckimi stulatkami, okazało się, że choć zdecydowana większość (ponad 80 proc.) potrzebowała stałej opieki pielęgniarskiej, ponad 70 proc. zadeklarowało, że przez większość czasu czują się szczęśliwi. Niemieccy stulatkowie często też się śmieją – tak twierdziło 68 proc. z nich. Inne badania wykazały, że w siódmej i w ósmej dekadzie życia rzadziej poddajemy się lękom i obawom niż w trzeciej, za to częściej niż osoby w wieku średnim czujemy pogodę ducha i częściej dajemy się życiu pozytywnie zaskakiwać.
Stuletni maratończyk
Fauja Singh zaczął biegać w maratonach w wieku 89 lat. Urodzony w 1911 roku mężczyzna jako pierwszy stulatek na zawodach pokonał dystans 42 km i 195 m (w Torotno w roku 2011). Jego rekord to 5 godzin i 40 minut. Początkowo umawiał się ze znajomymi (też dobrze po siedemdziesiątce) na bieganie w niedzielne poranki, potem przyszedł czas na starty za granicą. Fauja Singh wierzy w zdrowy styl życia, a bieganie daje mu radość.
Pogodzeni i zrównoważeni
Prof. Andrew Oswald z University of Warwick w Wielkiej Brytanii przeanalizował dane setek tysięcy osób z 72 krajów – od Iraku i Azerbejdżanu po Stany Zjednoczone, Norwegię oraz Polskę – i zauważył, że praktycznie wszędzie wykres zadowolenia z życia przypomina literę U. Jesteśmy w miarę szczęśliwi we wczesnej dorosłości, przeżywamy kryzys wieku średniego i dołek szczęścia gdzieś koło pięćdziesiątki (to spód litery U), po czym nasze poczucie zadowolenia z życia zaczyna rosnąć i pnie się tak aż do końca siódmej dekady. Jak duża jest różnica w odczuwaniu szczęścia pomiędzy przeciętnym czterdziestolatkiem a przeciętnym siedemdziesięciolatkiem? „Naprawdę spora” – mówi Oswald. „W skali siedmiopunktowej jest to od pół do całego punktu. To dużo. Tyle najczęściej kosztuje nas utrata pracy czy separacja z małżonkiem”.
Co powoduje, że w połowie życia czujemy najmniej radości, za to z wiekiem nasze poczucie szczęścia idzie w górę? Zgodnie z klasycznym wytłumaczeniem tego zjawiska na starość uczymy się lepiej radzić sobie z emocjami i codziennym stresem, skupiamy się na tym, co w życiu naprawdę ważne, oraz godzimy się z tym, co nas spotkało. „W wieku średnim ludzie nagle zdają sobie sprawę, że nie osiągną wszystkiego, czego chcieli. Że nie będą prezesem firmy ani gwiazdą futbolu. A to boli. Później jednak powoli akceptujemy rzeczywistość, odkładamy na bok nierealne oczekiwania i dzięki temu stajemy się szczęśliwsi” – tłumaczy Oswald.
Co więcej, osoby starsze, zdając sobie sprawę z tego, że nie zostało już im zbyt wiele czasu, koncentrują się na tym, co daje im radość już teraz, zamiast skupiać się na zadaniach i planach długoterminowych, które niekoniecznie mogą wywoływać poczucie szczęścia (takich choćby jak pracowanie na emeryturę). Poza tym na starość lepiej radzimy sobie z emocjami. Uczeni z Max Planck Institute for Human Development w Berlinie zaprosili do swojego laboratorium kilkadziesiąt osób – zarówno młodych (20–30 lat), jak i starszych (70–80 lat) – i z każdą przeprowadzili aż 45 godzinnych sesji, podczas których pytali o wydarzenia danego dnia i związane z tym uczucia. Okazało się, że starsi ludzie reagują na to, co spotyka ich w życiu, mniej emocjonalnie – nie tylko nie zamartwiają się tak problemami, ale i nie ekscytują pozytywnymi zdarzeniami. Innymi słowy, są bardziej zrównoważeni. Jeśli już coś przykrego im się przytrafia, lepiej sobie z tym radzą i nie ulegają tak mocno negatywnym emocjom jak osoby młodsze.
Więcej lat, mniej stresu
Z latami zmniejsza się też ilość codziennych stresów, z którymi trzeba sobie radzić. Choć na starość martwią nas na przykład problemy zdrowotne, nie ma już tylu utrapień z dziećmi czy pracą. Emeryci nie są już tak zabiegani jak młodsze osoby, nie mają też tylu zobowiązań. A to się liczy. Badanie przeprowadzone na ponad tysiącu Amerykanów wykazało, że najwięcej stresujących zdarzeń przytrafia się młodym kobietom w wieku 25–39 lat, które muszą stawiać czoło trudnościom i nerwówkom niemal co drugi dzień. Najmniej powodów do zdenerwowania mają mężczyźni po sześćdziesiątce (coś stresującego przytrafia się im średnio raz na cztery dni).
W późniejszych dekadach życia mamy też więcej wpływu na to, z kim spędzamy czas. Nie trzeba tolerować złośliwego szefa czy znosić niemiłej wychowawczyni dziecka. Laura Carstensen, profesor psychologii ze Stanford University, zauważyła też, że z wiekiem stajemy się coraz bardziej wybredni w wyborze ludzi, którymi się otaczamy. A dzięki temu spada ilość codziennych konfliktów i negatywnych uczuć. Emeryci wolą przebywać z osobami, które już dobrze znają i wiedzą, czego się po nich spodziewać. Carstensen przywołuje wypowiedź pewnego rezydenta domu starców, która jej zdaniem dobrze ilustruje stosunek emerytów do szukania nowych znajomości: „Nie mam czasu na tych wszystkich innych ludzi. Jeśli mam kilka chwil dla siebie, wolę sobie odpocząć”.
Z badań Carstensen wynika też, że osoby w podeszłym wieku (te, które nie mieszkają w domach starców) mogą się pochwalić większą liczbą przyjaciół niż ludzie od nich młodsi: przeciętny osiemdziesięciolatek miał około ośmiu zaufanych przyjaciół, a typowy czterdziestolatek – tylko pięciu. Osiemdziesięciolatkowie spędzają również więcej czasu ze swoimi przyjaciółmi – umawiają się z nimi średnio trzynaście razy w miesiącu, a czterdziestolatkowie – osiem razy.
Króliczki tak, szpital nie
Przy kawie czy herbacie osoby starsze wolą też wspominać rzeczy pozytywne zamiast rozpamiętywać przykrości i tragedie. W 1987 roku Carstensen przeprowadziła wywiady z trzystoma zakonnicami w wieku od 33 do 88 lat – pytała je o uczucia, o codzienność zakonu, o stosunki z innymi siostrami.
Czternaście lat później Carstensen ponownie odwiedziła zakonnice, tym razem prosząc je o relacjonowanie wspomnień z 1987 roku. Co się okazało? Otóż najstarsze z sióstr pamiętały przeszłość w dużo bardziej różowych barwach niż te młodsze. Na efekt różowych okularów u emerytów nie trzeba nawet długo czekać. W innym eksperymencie, opisanym w 2003 r. w piśmie „Journal of Experimental Psychology”, trzem grupom osób (młodych: 18–29 lat, w wieku średnim: 41–53 lat, i w starszym: 65–80 lat) pokazano na ekranie komputera 32 obrazy przedstawiające rzeczy pozytywne, np. słodkie króliczki czy dziecko z mewami na tle zachodu słońca, oraz negatywne: rozbity samolot, parę w szpitalu. Po piętnastu minutach od zakończenia prezentacji poproszono uczestników eksperymentu o przywołanie jak najwięcej zapamiętanych obrazów. Wynik potwierdził to, co Carstensen zauważyła wcześniej w rozmowach z zakonnicami: im ktoś był starszy, tym lepiej pamiętał radosne obrazy, a szybciej zapomniał te smutne. A więc króliczki – tak, szpital – nie.
Na dodatek, jak zauważył Derek Isaacowitz, profesor psychologii na North Eastern University w Bostonie, to że osoby starsze koncentrują uwagę bardziej na rzeczach pozytywnych niż na negatywnych można dostrzec w ich oczach. „Śledziliśmy ruch gałek ocznych u osób w różnym wieku i zaobserwowaliśmy, że ludzie starsi patrzą krócej na nieprzyjemne obrazy” – mówi Isaacowitz. Do eksperymentu Isaacowitz zaprosił grupę ludzi młodych (18–21 lat) i starszych (57–84 lat), po czym pokazywał im twarze przedstawiające różne emocje. Okazało się, że starsi mniej skupiali się na wizerunkach pełnych złości czy strachu – zwyczajnie odwracali od nich wzrok.
Na hedonistycznej bieżni
Jak to się jednak dzieje, że ludzie w starszym wieku nie tracą poczucia szczęścia mimo kiepskiego zdrowia czy ograniczonych finansów? Kluczem do zagadki jest porównywanie się z innymi. Jak wiemy z licznych badań nad zadowoleniem z życia, porównywanie się do znajomych czy sąsiadów sprawia, że rzeczy materialne dają nam dużo mniej satysfakcji, niż się spodziewamy. Zawsze znajdzie się w końcu ktoś, kto ma bardziej luksusowy samochód, nowszą kuchnię czy większy dom (noblista Daniel Kahneman nazwał to efektem hedonistycznej bieżni).
Hedonistyczna bieżnia działa jednak i w przeciwnym kierunku. Jeśli wszyscy wokół nas mają liche zdrowie i niską emeryturę, nie odczuwamy tych problemów aż tak boleśnie. I tak choćby z badań opisanych w 2007 roku w piśmie „The Journals of Gerontology” wynika, że ludzie młodzi dużo bardziej niż starsi cierpią psychicznie, jeśli mają przewlekłe problemy ze zdrowiem. Trudno w końcu leżeć w szpitalu, kiedy znajomi wychodzą na imprezy. Poza tym naukowcy tłumaczą poczucie radości stulatków tym, że czują się oni dumni, że przeżyli tyle lat, dużo więcej niż inni. Że byli, w pewnym sensie, twardsi.
Możliwe też, że umiejętność koncentrowania się na pozytywnych aspektach codzienności i wynikające z tego poczucie radości życia jest nie tylko kwestią psychologii, ale i fizjologii. Sugerują to wyniki niedawnego badania, które zaskoczyły wielu uczonych: szympansy, goryle i orangutany również przeżywają kryzys wieku średniego, a na starość stają się szczęśliwsze. Nikt oczywiście nie kazał małpom wypełniać psychologicznych testów. Stan psychiczny ponad pół tysiąca zwierząt z kilkudziesięciu różnych ogrodów zoologicznych oceniali ich opiekunowie. „Albo małpy również są w stanie z upływem lat pogodzić się z tym, że nie osiągnęły w życiu tego, co chciały – choćby z tym, że nie są samcem alfa – albo szczęśliwa starość ma podłoże biologiczne” – tłumaczy Andrew Oswald, współautor badania. Na razie naukowcy nie orientują się jeszcze, jakie zmiany w naszych mózgach mogłyby prowadzić do rosnącego z wiekiem poczucia radości.
Skoro jednak wiemy, że na stare lata stajemy się szczęśliwsi, czy możemy czegoś na-uczyć się od seniorów i zaaplikować to choćby podczas kryzysu wieku średniego? Peter Martin uważa, że trzydziesto- czy czterdziestolatkowie powinni przywiązywać mniejszą wagę do rzeczy i wydarzeń, które odciągają od tego, co się naprawdę w życiu liczy – czyli od rodziny i przyjaciół. Innymi słowy – nie warto przejmować się drobiazgami (choćby związanymi z kupowaniem różnych rzeczy). Jak mówi gerontolog Peter Martin, zamiast w lepszy samochód lepiej zainwestować w lepszy plan emerytalny.
To, co jednak najbardziej może nam dodać otuchy i sił na przetrwanie dołka wieku średniego, to sama świadomość, że z upływem lat poczucie szczęścia zwykle rośnie. „Myśl, że im będę starszy, tym pewnie będzie lepiej, napawa mnie optymizmem” – przyznaje psycholog Derek Isaacowitz, czterdziestokilkulatek.