Na początek warto tutaj wskazać, że w centrum badań prowadzonych przez naukowców znajdowała się Mgławica Ślimak odległa od nas o około 650 lat świetlnych. Jest to jedna z licznych znanych mgławic planetarnych. Obiekty tego typu nie są niczym innym, jak przejawem jednego z ostatnich etapów ewolucji gwiazdy podobnej do Słońca. Po przejściu przez stadium czerwonego olbrzyma gwiazda taka odrzuca swoje zewnętrzne warstwy, pozostawiając po sobie jedynie dawne jądro, które na tym etapie staje się białym karłem. Odrzucone zewnętrzne warstwy gwiazdy oddalając się od białego karła, tworzą piękną, aczkolwiek krótkotrwałą mgławicę wokół niego. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z mgławicą skatalogowaną jako Mgławica Ślimak, która ewoluuje wokół białego karła skatalogowanego jako WD 2226-210.
Nie byłoby w tym układzie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w przeciwieństwie do większości znanych białych karłów, ten konkretny stanowi źródło zagadkowego wysokoenergetycznego promieniowania rentgenowskiego. Sygnał ten odkryto po raz pierwszy w 1980 roku i od tego czasu jest on obserwowany bezustannie.
Czytaj także: Ziemia zamieni się w pył, który będzie świecił w podczerwieni przy gasnącym białym karle. Tak wygląda nasza przyszłość
W latach osiemdziesiątych jednak nie mieliśmy odpowiednich instrumentów, ani wiedzy, które pozwoliłyby nam ustalić, jaki proces odpowiada za ten sygnał. Na przestrzeni czterech dekad jednak wiele się zmieniło. To właśnie dane z nowoczesnych obserwatoriów, takich jak Chandra czy XMM-Newton pozwoliły naukowcom rozwiązać jego zagadkę. Wyniki badań za ich pomocą opublikowano właśnie w artykule naukowym zamieszczonym na łamach periodyku Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.
W swojej pracy naukowcy wskazują, że źródłem nietypowego sygnału rentgenowskiego są szczątki planety opadające na powierzchnię białego karła.
Warto tutaj podkreślić, że nawet aktualnie wokół białego karła krąży planeta wielkości Neptuna. Badania wskazują, że okrąża ona karła w czasie niespełna trzech dni. Okazuje się jednak, że jeszcze bliżej białego karła znajdowała się niedawno planeta o rozmiarach Jowisza. Owszem, pierwotnie miałaby ona znajdować się znacznie dalej od gwiazdy, ale w skutek interakcji grawitacyjnych z innymi obiektami układu mogła zbliżyć się do białego karła na tyle, że jego intensywne oddziaływanie grawitacyjne po prostu rozerwało ją na strzępy, pozostawiając na orbicie szczątki, które od tego czasu stopniowo opadają na powierzchnię gwiazdy, emitując przy tym promieniowanie rentgenowskie.
Czytaj także: Tak swoje życie zakończy kiedyś Słońce. Teleskop Jamesa Webba obserwuje barwne szczątki gwiazdy
Wychodzi zatem na to, że obserwując Mgławicę Ślimak, astronomowie obserwują na żywo niszczenie szczątków dawnej planety, które stopniowo opadają na powierzchnię pozostałości po dawnej gwieździe podobnej do Słońca, która przeszła w stadium białego karła, pozostawiając po sobie mgławicę planetarną.
Dane obserwacyjne z 1992, 1999 i 2002 roku wskazują, na subtelną okresową zmianę sygnału, która pojawia się co 2,9 godziny. To tylko dodatkowy dowód na to, że szczątki planety krążą w naprawdę małej odległości od białego karła.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że opisywany tutaj biały karzeł przypomina dwa inne znane obiekty tego typu, które także emitują promieniowanie rentgenowskie. W obydwu przypadkach białe karły pozbawiają materii krążące wokół nich planety. Wychodzi zatem na to, że może to być proces znacznie częstszy niż się dotychczas wydawało.