To miał być historyczny dzień – na 29 marca 2019 r. NASA zaplano wała pierwszy spacer kosmicz ny, w który miały udać się dwie astronautki, bez męskiej asysty. — Jednak w ostatniej chwili przełomowe wydarzenie odwołano. Okazało się, że na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jest tylko jeden kombinezon w rozmiarze średnim pasującym na kobiety. Wszystkie pozostałe – L i XL – zostały zaprojektowane dla ich kolegów. W mediach społecznościowych zawrzało. Z astronautkami solidaryzowały się tysiące kobiet doświadczających podobnego wykluczenia. „Pracuję w karetce, gdzie wszystko – od siedzenia kierowcy po nosze – wykonane jest pod wymiar przeciętnego mężczyzny” – skarżyła się na Twitterze kanadyjska ratowniczka.
Sekundowały jej policjantki narzekające na niedopasowane kamizelki ochronne i kobiety służące w armii, dla których wciąż brak jest dopasowanych mundurów. Posypały się też inne przykłady: zbyt wysoko umieszczone półki w supermarketach, kolejki do damskich toalet, których jest zbyt mało, czy narzędzia, które nie zawsze mieszczą się w kobiecej dłoni. Spacer kosmiczny astronautek ostatecznie się odbył, ale dopiero pół roku później. – Ten przykład świetnie pokazuje, że nasz świat, choć na pozór nowoczesny, jest światem, w którym standardem jest to, co męskie – zauważa dr Monika Rosińska, socjolożka i badaczka designu ze School of Form Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. – Natomiast to, co kobiece, wciąż stanowi kłopotliwy wyjątek. „Problem obejmuje niemal wszystkie sfery życia: od transportu przez medycynę czy programowanie” – pisze Caroline Criado-Perez, autorka wydanej w zeszłym roku książki „Invisible women. Exposing Data Bias in a World Designed for Men”. Na ponad 300 stronach ta brytyjska dziennikarka i aktywistka feministyczna przytacza setki statystyk i badań, które pokazują, w jak wielu dziedzinach życia nie uwzględnia się kobiet. Podczas projektowania przedmiotów, przestrzeni publicznej czy procesów technologicznych rzadziej bierze się pod uwagę ich potrzeby, a nawet rzeczy znacznie bardziej oczywiste – rozmiary, cechy fizyczne czy fizjologię.
KOLANA POD KIEROWNICĄ
Zacznijmy od auta. Swoją przygodę jako kierowca zaczynałam na studiach od małego fiata i z tego punktu widzenia trudno nie dostrzec postępów, które poczynił przemysł motoryzacyjny od tamtego czasu, starając się projektować auta z myślą o kobietach. Wiele wprowadzonych na rynek rozwiązań, choć pomyślanych jako uniwersalne (np. system wspomagania kierownicy), znacznie częściej jest potrzebne i służy na co dzień kobietom. Ważne są dla nich pojemne bagażniki, w których bez problemu mieszczą się wózki dziecięce, systemy mocowania fotelików czy czujniki parkowania. Ale istnieją i minusy. Bo choć fotele są coraz wygodniejsze, to i tak muszę się namocować, by ustawić fotel kierowcy, żeby dosięgnąć nogami pedałów, równocześnie nie uderzając kolanami w kierownicę. Niestety, owo niedopasowanie ma znacznie poważniejsze konsekwencje niż tylko niewygoda. Już sama pozycja kobiety – to, że jej siedzenie jest przesunięte do przodu – naraża ją na większe niebezpieczeństwo w razie wypadku. Analizy przeprowadzone przez Center for Applied Biomechanics University of Virginia wykazały, że ryzyko poważnych obrażeń w przypadku kobiety jest większe
o 47 proc., a lżejszych o 71 proc. niż u mężczyzny. Wpływ na to ma odmienna od męskiej budowa kobiecego ciała: panie są zwykle niższe i lżejsze, mają inny kształt miednicy i inaczej rozmieszczone mięśnie. „Mniej mięśni na karku i górnej części tułowia sprawia, że w razie wypadku ryzyko urazu kręgosłupa rośnie u kobiet trzykrotnie” – wylicza Caroline Criado-Perez.
Jak to możliwe? Auta przechodzą przecież rygorystyczne testy bezpieczeństwa. Owszem, ale do niedawna manekiny używane w tych testach były niemal wyłącznie męskie. Gdy w 2011 r. w USA wprowadzono do testów zderzeniowych kobiecą wersję manekina – oceny bezpieczeństwa wielu aut dramatycznie spadły. Z kolei gdy w 2018 r. Astrid Linder, badaczka ze Swedish National Road and Transport Research Institute, przyjrzała się testom wymaganym w UE, odkryła, że tylko część przewiduje użycie żeńskich manekinów (i to tylko na siedzeniu pasażera). Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, gdy za kierownicę siada kobieta w ciąży. „Ponad 60 proc. kobiet w zaawansowanej ciąży nie jest w stanie zapiąć standardowych pasów” – pisze Criado-Perez. Pas zapinają więc pod brzuchem, co sprawia, że w razie wypadku uciska on macicę z czterokrotnie większą siłą niż zwykle.
Dziennikarze motoryzacyjni za oceanem krytykują poczynania producentów aut elektrycznych od Tesli po Forda, którzy swoją ofertę kierują wyłącznie do mężczyzn, co wynika nie tylko z wizerunku tych samochodów, lecz także z prowadzonych przez te firmy kampanii marketingowych. To błąd – ostrzega Mark Schirmer, szef PR-u Cox Automotive, firmy specjalizującej się w badaniach rynku motoryzacyjnego. „Kobiety są naprawdę ważne – okazuje się, że w USA mają decydujący wpływ na zakup nowego samochodu w 85 proc. przypadków” – mówi.
MÓJ TELEFON MNIE IGNORUJE
Problemy stwarza także instalowane w autach oprogramowanie. Systemy rozpoznawania głosu nawet o 70 proc. lepiej rozpoznają głosy męskie – to wyniki badań Rachel Tatman z University of Washington. Powód jest prosty – bazy danych, na których podstawie są tworzone, składają się głównie z próbek głosów męskich, nie kobiecych. Criado-Perez przytacza w książce przykład kobiety, której ford focus reagował wyłącznie na głos jej męża, nawet gdy siedział on na fotelu pasażera. Inna użytkowniczka opowiada, że gdy zgłosiła się z takim problemem do mechanika, ten poradził jej, by spróbowała wydawać komendy, obniżając nieco ton głosu. Zadziałało. To nie tylko kwestia wygody: systemy rozpoznawania głosu instalowane są po to, by ograniczyć rozproszenie kierowcy, podnosząc bezpieczeństwo. Ale gdy nie działają, efekt jest odwrotny.
Problem dotyczy też naszych smartfonów, w których instalowane są systemy rozpoznawania głosu. A także aplikacji, które nie zawsze uwzględniają potrzeby kobiet. Przykładem jest popularna aplikacja na smartfony Health, która początkowo w ogóle nie mierzyła cykli menstruacyjnych. Użytkowniczki popularnej opaski Fitbit skarżyły się, że nie rejestruje ona ruchu podczas wykonywania
takich czynności jak np. pchanie wózka dziecięcego. „Analiza 12 najczęściej używanych monitorów aktywności pokazała, że znacząco nie doszacowują zużycia energii (do 34 proc.) podczas wykonywania prac domowych” – wylicza Criado-Perez.
Męski spisek? „Nie sądzę, by w Apple celowo pominięto kobiety. Po prostu o nich zapomniano” – konkluduje brytyjska aktywistka. W firmach informatycznych Doliny Krzemowej kobiety wciąż stanowią mniejszość, dodatkowo programiści tworzą algorytmy na podstawie baz, w których dane kobiet są niedoreprezentowane. Już w 70 proc. przypadków w USA algorytmy wstępnie przesiewają CV. Czy może to zmniejszać szanse kobiet na otrzymanie wymarzonej pracy? Niestety tak. Uprzedzenia lub niedociągnięcia ludzi przenoszą się na komputery. Jedno z badań przeprowadzonych przez Carnegie Mellon wykazało, że Google znacznie częściej wyświetla oferty dobrze płatnej pracy mężczyznom.
Ale są na to sposoby. Do lat 70. XX wieku skład Orkiestry Nowojorskiej Filharmonii stanowili niemal wyłącznie mężczyźni. Dziesięć lat później liczba zatrudnionych kobiet wzrosła do 10 proc., a obecnie muzyczki stanowią niemal połowę składu. Stało się tak za sprawą tzw. ślepych przesłuchań. „Członkowie jury rekrutującego nie widzieli, kto gra, bo od kandydatów oddzielał ich ekran – płeć muzyka przestała więc mieć wpływ na podejmowane decyzje” – Criado-Perez pociesza, że metodę ślepej rekrutacji stosuje coraz więcej firm.
PRACUJ BEZPIECZNIE
Przejść przez sito rekrutacji to jedno – drugie to pracować bezpiecznie. Problem niewystarczającej ilości masek, kombinezonów czy gogli ochronnych wypłynął ostatnio w związku z epidemią COVID-19, ale odzież taka wykorzystywana jest przecież na co dzień w wielu branżach, od służb ratowniczych po budownictwo. Ta odzież szyta jest z uwzględnieniem standardowych męskich wymiarów,
a różnice w obwodach klatki piersiowej czy bioder u kobiet sprawiają, że nie leży ona dobrze na kobiecych użytkowniczkach i – co ważniejsze – nie chroni ich równie dobrze. Z raportu brytyjskiego Trade Union Congress (TUC) opublikowanego w 2017 r. wynika, że najwięcej problemów w tej kwestii raportują pracowniczki służb alarmowych – policji, pogotowia, straży pożarnej – tylko 5 proc.
z nich uznało, że odzież robocza nie ma wpływu na jakość ich pracy. Według pozostałych 95 proc. niedopasowane kombinezony i kamizelki ochronne nie tylko przyczyniają się do wzrostu ryzyka wypadku przy pracy, ale nawet śmierci. Jedna z brytyjskich policjantek ujawniła, że w wyniku permanentnego ucisku spowodowanego przez noszenie kamizelki musiała przejść operację zmniejszenia
piersi. Jej koleżanki raportowały, że z powodu urazów muszą korzystać z zabiegów rehabilitacyjnych.
Problemy mają też kobiety pracujące w innych sektorach. Powszechnie ignorowany jest problem dopuszczalnej dawki substancji niebezpiecznych, na kontakt z którymi narażeni są pracownicy wielu sektorów – od farmacji po przemysł spożywczy. Badania, na których podstawie ustalane są dozwolone limity, nie uwzględniają faktu, że zatrudnione kobiety są zwykle mniejsze, lżejsze, mają inny metabolizm, przez co wpływ niebezpiecznych substancji na ich zdrowie może być silniejszy. Są sektory, w których wpływ używanych tam substancji dopiero od niedawna stał się przedmiotem badań – przykładem są salony kosmetyczne, gdzie wykonuje się manicure i pedicure. Pracują tam głównie kobiety codziennie narażone na działanie związków toksycznych „zawartych w lakierach, żelach, zmywaczach, klejach” – wylicza Anne Rochon Ford, kanadyjska badaczka z York University w Toronto, koordynatorka organizacji Women and Health Protection. Część z nich, argumentuje, może zwiększać ryzyko nowotworu, chorób płuc, a także niepłodności, wpływając na funkcjonowanie cyklu hormonalnego u kobiet.
ZGAGA CZY ZAWAŁ?
– Zgaga, wymioty i zmęczenie – to były jedyne objawy, na które się skarżyła! – moja mama, internistka, opowiada mi o 45-latce, która niedawno trafiła na tzw. nocną pomoc w szpitalu. – Obawiam się, że większość moich kolegów dałaby jej leki na żołądek i odesłała do domu. Ale mnie coś tknęło – miałam już do czynienia z takimi nieoczywistymi objawami u innej kobiety. Zrobiłam EKG. To był zawał – relacjonuje. Nie jestem zaskoczona. Criado-Perez zdecydowała się napisać „Invisible Women” właśnie po tym, gdy odkryła, jak często kobiety z zawałem są błędnie diagnozowane.
STATYSTYKA – KOBIETOM ŻYJE SIĘ TRUDNIEJ NIEWIDZIALNOŚĆ W LICZBACH
Jest wiele dziedzin życia, w których nie bierze się pod uwagę odmiennych potrzeb kobiet i mężczyzn 2/3 – tyle czasu więcej spędza w toalecie kobieta. Aby z niej skorzystać, musi się częściowo rozebrać, często dokonać wymiany środków higienicznych, np. podpaski, lub pomóc dzieciom, które wciąż częściej chodzą do ubikacji z mamami.
23 proc. – o tyle większe szanse mają na przeżycie mężczyźni, jeśli zasłabną na ulicy i udzielana jest im pierwsza pomoc – wynika z badania przeprowadzonego w 2017 r. przez badaczy z University of Pennsylvania School of Medicine. Wynika to z faktu, że w miejscach publicznych kobietom wciąż rzadziej wykonuje się resuscytację (w warunkach domowych takich różnic brak).
Badacze tłumaczą to większym skrępowaniem mężczyzn. Resuscytacja wymaga m.in. ucisku klatki piersiowej i wtłaczania powietrza do płuc metodą usta–usta.
Od 1989 r. choroby serca są główną przyczyną zgonów kobiet w USA, ale mają one 50 proc. mniej szans niż mężczyźni, by być właściwie zdiagnozowane i przeżyć” – wylicza. Objawy zawału u kobiet są bowiem atypowe – takie, jakie miała pacjentka mojej matki. Mężczyźni odczuwają głównie ból w klatce piersiowej. Lekarze w mig ich diagnozują, przecież uczono ich tego na studiach. Problem nie dotyczy tylko objawów chorób. W podręcznikach dla studentów medycyny z USA i Europy na ponad 16 tys. obrazów i zdjęć ciała męskie stanowią trzy czwarte. Kobiety jedynie w 25 proc. są uczestniczkami badań nad chorobami układu krwionośnego, a także depresji, choć cierpią na nią znacznie częściej. Rzadziej testuje się na nich nowe leki (dotyczy to zarówno fazy klinicznej, jak i przedklinicznej, podczas której wykorzystuje się niemal wyłącznie samce np. gryzoni). „Naukowcy tłumaczą się, że kobiecy cykl menstruacyjny może wpływać na działanie leku, ale przecież te same leki podajemy potem kobietom, nie mając kompletnie pojęcia, jak one u nich działają” – pisze Criado-Perez.
To podejście powoli się zmienia, stąd wiemy, że leki potrafią działać u kobiet zupełnie inaczej; wynika to z różnic m.in. kobiecej budowy, fizjologii, metabolizmu. W niektórych fazach cyklu dawki leków powinny być u nich zmniejszane, w innych zwiększane – dotyczy to m.in. antydepresantów. Hormony wpływają też na działanie leków antyhistaminowych, antybiotyków czy leków na serce. Jak pokazały badania, jeden z popularnych leków na arytmię w pierwszej fazie cyklu może zwiększać, a nie zmniejszać ryzyko zawału serca u kobiet. „Niebranie pod uwagę obu płci w procesie badań nad lekami jest nie tylko naukowym idiotyzmem i stratą pieniędzy, jest też po prostu nieetyczne” – podsumowuje ten problem profesor Jeffrey Mogil z McGill University.
WSŁUCHAĆ SIĘ W GŁOS KOBIET
Criado-Perez zachęca do brania spraw we własne ręce. „Kiedy kobiety są włączane w proces podejmowania decyzji, w produkcję wiedzy, wtedy się o nich nie zapomina” – pisze. – Przykładem jest choćby kwestia przestrzeni publicznej, w której kobiety wciąż czują się mniej bezpieczne i to one częściej padają ofiarą przemocy. Strach przed napaścią jest ważnym czynnikiem, który sprawia, że kobiety unikają, jeśli nie nocnego miasta w ogóle to pewnych jego przestrzeni w określonych porach – mówi dr Monika Rosińska. Jednak coraz więcej miast konsultuje te kwestie z mieszkankami: np. w Malmö i Wiedniu poskutkowało to zainstalowaniem dodatkowego oświetlenia w okolicy przystanków autobusowych czy w parkach miejskich. „Miasta powinny być budowane dla nas wszystkich, ale nie są budowane przez nas wszystkich” – stwierdziła Stephanie Hegarty w raporcie wideo BBC, powołując się na opinię Col·lectiu Punt 6, kobiecego stowarzyszenia projektantek miejskich w Barcelonie. Wymieniają one m.in. problem publicznych toalet, z których kobiety korzystają częściej niż mężczyźni i nierzadko muszą do nich wchodzić z wózkami, zbyt małej liczby lokalnych skwerów i ławek. A Criado-Perez dodaje: „Kobieta prędzej zaprojektuje coś, czego sama potrzebuje. Tak jest np. w przypadku przedsiębiorczyń. Problem w tym, że mają one mniejsze szanse otrzymać fundusze na swoje projekty. (…) Gdy kilka lat temu Janica Alvarez zbierała fundusze na swój start-up Naya Health Inc., inwestorzy nie potraktowali jej poważnie. »To obrzydliwe« – twierdzili. Alvarez zaprojektowała bowiem nowy, wygodniejszy w użytkowaniu… laktator. To rynek, który w USA jest warty 700 mln dol.” – pisze Criado Perez.
Agnieszka Fiedorowicz – dziennikarka naukowa, laureatka Pióra Nadziei 2010 Amnesty International Polska dla dziennikarzy piszących o prawach człowieka