20 Lipca 1410 roku , ciągnące spod Grunwaldu wojska Jagiełły i Witolda stanęły nieopodal Przezmarka. Już z daleka widać było potężne mury krzyżackiej twierdzy. Oblana wodami jeziora Motława Wielka warownia – naszpikowana wieżami, z obmurowanym przedzamczem odciętym szeroką fosą – sprawiała wrażenie trudnej do zdobycia. Jednak oblężenie wydawało się nieuniknione. Położony na półwyspie zamek stanowił strategiczną twierdzę komturii dzierzgońskiej, zamykającą drogę do Malborka. Ale był też inny powód, dla którego szykowano się do szturmu. „Opowiadano o tym zamku, że ukryto w nim pewne bardzo ważne rzeczy oraz mnóstwo skarbów” – pisze Długosz.
Wyobraźnię głodnego łupów rycerstwa dodatkowo rozpalała wieść, że tuż przed Grunwaldem Krzyżacy ukryli w Przezmarku 13 tysięcy florenów w złocie. Było więc o co się bić. Jednak do oblężenia nie doszło. Nieoczekiwanie w królewskim obozie pojawili się Krzyżacy oświadczając, że poddają zamek. Zaskoczony Jagiełło wysłał do opuszczonej twierdzy rycerza Mroczka z Łopuchowa w towarzystwie nadwornego pisarza Jana Sochy, któremu polecił sporządzenie spisu kosztowności. Mroczek obsadził zamek załogą, Socha uwinął się ze spisem i ruszył z powrotem do króla. Nie dotarł. „Zginął w drodze zamordowany z całym swoim orszakiem, nie wiadomo czy przez swoich, czy przez wrogów” – relacjonuje Długosz. Po spisie kosztowności nie został ślad. O mord posądzono Mroczka. Ten jednak zaręczył honorem, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią królewskiego pisarza. Sąd dał mu wiarę i zamknął sprawę. Zagadka kryminalna sprzed wieków wciąż czeka na rozwiązanie.
„Pamiątką po wydarzeniach z 1410 roku jest ten portal – mówi Ryszard von Pilachowski, właściciel zamku w Przezmarku, wskazując na otwór wybity w reliktach ceglanej wieży. – To wejście do skarbca, najpilniej strzeżonego miejsca warowni. Gdy Mroczek i Socha przybyli na zamek, pierwsze kroki skierowali właśnie tutaj. Szkoda, że nigdy nie dowiemy się, co znaleźli…”.
ARCHEOLODZY Z SS
Wzmocniony masywnymi blokami kamienia portal łączył niegdyś wieżę kryjącą skarbiec ze wschodnim skrzydłem zamku. Z ceglanego sejfu zostały jedynie wysokie ośmiometrowe ruiny. Obok nich znajduje się długi na kilkadziesiąt metrów wykop. „To odsłonięte w latach 30. XX wieku fundamenty piwnic wschodniego skrzydła warowni – wyjaśnia von Pilachowski. – Tylko tyle zostało z wybudowanej w 1. połowie XIV wieku najstarszej części zamku głównego”. Z dna wykopu sterczy siedem kamiennych filarów. Podtrzymywały kiedyś krzyżowo-żebrowe sklepienia. Blizny po pięknych łukach wciąż można dostrzec na zabezpieczonych ścianach piwnic. Za nimi aż po strome zbocza półwyspu ciągnie się gęstwina drzew i krzewów, przez którą prześwituje czerwień gotyckiej cegły. Strzępy murów, potrzaskane schody, fundamenty…
„To relikty trzech pozostałych skrzydeł zamku głównego: północnego, zachodniego i południowego – mówi von Pilachowski. – W1935 roku teren półwyspu przekopali niemieccy archeolodzy. Wszystko pod okiem Heinricha Himmlera, który w okolicach Dzierzgonia z ekipą SS szukał dowodów na potwierdzenie germańskiego rodowodu tych ziem. A w Przezmarku ostrzył sobie zęby na krzyżackie złoto. Czy je znalazł? Nie wiadomo…”.
Niemcy zabezpieczyli ruiny, a część wyłuskanych z ziemi przedmiotów wystawili w jedynej „wieży jenieckiej” strzegącej przedzamcza od północnego wschodu. Archeologiczne artefakty nie poleżały tam długo. Zimą 1945 roku w Przezmarku pojawili się sowieccy żołnierze, zdemolowali wieżę, a eksponaty wyrzucili do jeziora. Po wojnie dzieci wyciągały z wody repliki krzyżackich tarcz, hełmów..
„Dno jeziora kilka lat temu przetrząsali nurkowie. Wyciągnęli trochę żelastwa z II wojny i szkielet wozu transportowego. Badania przerwano, bo na dnie zalega gruba warstwa mułu” – opowiada von Pilachowski, który w „wieży jenieckiej” urządza dziś nowe muzeum. Czworoboczną sześciopiętrową budowlę (35 metrów wysokości) wypełniają repliki uzbrojenia, obrazy, stare meble. Grube stropy wciąż podtrzymują oryginalne belki z wyciętymi w średniowieczu znakami ciesielskimi. Tuż przy wejściu w posadzce parteru wybity jest otwór prowadzący do siedmiometrowego lochu – tzw. studni straceń, w której konali skazańcy, zawieszeni na linie głową w dół.
Od tej wieży zaczęła się moja przygoda z Przezmarkiem – opowiada właściciel. – Zobaczyłem ją przypadkiem, gdy jadąc do Gdańska zjechałem z krajowej siódemki. Pewnie kościół – pomyślałem, ale we wsi w Przezmarku powiedziano mi, że to krzyżacki zamek. Można wejść? – pytam stróża. Daj pan dychę i wchodź pan… Gdy wdrapałem się na wieżę i wyjrzałem przez okno, oniemiałem… Co za pejzaż! Jezioro, wzgórza, lasy… Nie było wyjścia! W 2000 roku sprzedaliśmy z żoną dom i kupiliśmy zamek”.
Gdańscy konserwatorzy dali von Pilachowskim wolną rękę na zagospodarowanie przedzamcza. Zamiast adaptować na mieszkanie „wieżę jeniecką”, obok niej postawili dom. Przypomina zamek w miniaturze. Blankowana wieża, surowe ceglane ściany, na fasadzie napis: „Prutenicale Forum”, czyli „Pruski Targ”. Pod taką właśnie nazwą Przed krzyżackim podbojem istniała tu pruska osada handlowa. Strzegło jej warowne grodzisko. W 1274 roku Krzyżacy wymordowali załogę grodu, a w jego miejscu postawili drewniano-ziemną strażnicę. Zarządzał nią krzyżacki prokurator podlegający jednemu z najważniejszych dostojników Zakonu – wielkiemu szatnemu i komturowi Dzierzgonia w jednej osobie. W latach 1314-1331 był nim Luter z Brunszwiku (późniejszy wielki mistrz).
Wówczas to strażnicę zastąpiono murowanym zamkiem. Półwysep rozdzielono fosą na dwie części. Północną przeznaczono na przedzamcze, południową na zamek główny. Budowę rozpoczęto od wzniesienia czworobocznego muru kurtynowego (47 x 73 m). O jego wschodnią ścianę oparto trój- kondygnacyjny dom główny (jedyne skrzydło pierwszego etapu budowy). Z trzech stron zamkowego założenia strzegły wody jeziora, a od północy fosa, nad którą przerzucono zwodzony most. Prowadził na przedzamcze. Je również otoczono murem, który od północy wzmocniono trzema wieżami – jeniecką (ocalałą), bramną i cylindryczną „wieżą czarownic”.
W takim kształcie zastały zamek wojska polskie 20 lipca 1410 roku. Nazajutrz ruszyły dalej, zostawiając w warowni Mroczka z Łopuchowa. Rycerz z Wielkopolski nie zagrzał tu długo miejsca. Niebawem poddał zamek Krzyżakom, a wojska Jagiełły po nieudanym oblężeniu Malborka wycofały się z ziem zakonnych.
Wróciły tu cztery lata później. Przetoczyły się przez komturię dzierzgońską, paląc wsie i miasteczka. Zamek w Dzierzgoniu został „zniszczony tak, że nigdy nie udało się go odbudować” – zanotował Długosz pod rokiem 1414. Dzierzgoński konwent podjął wówczas decyzję o przeniesieniu swej siedziby do Przezmarka. Przeprowadzka nastąpiła jednak dopiero w 1437 roku. Czy jej przyczyną istotnie było zniszczenie warowni w Dzierzgoniu? Sprawa nie jest jasna. Ze źródeł krzyżackich wynika bowiem, że zamek ten funkcjonował nadal po 1414 roku i został spalony dopiero w 1454 roku. Zaskakujących tropów w tej sprawie dostarcza kronikarz Szymon Grunau. Według niego o porzuceniu przez konwent dzierzgońskiej twierdzy zadecydowała… klątwa.
NAWIEDZONY ZAMEK
Miał ją rzucić komtur Albrecht von Schwarzburg, który w 1410 roku, wyruszając pod Grunwald, zapytany, komu pod swoją nieobecność powierza zamek w Dzierzgoniu, odparł: „Choćby i złym duchom”. Komtur poległ pod Grunwaldem, „a na zamku takie strachy były, że nikt i wytrzymać nie mógł” i leźli tam piwnicę, upoili się winem i wyjść z niej nie mogli. Przeciwnie gdy kuchmistrz poszedł do kuchni, natrafił stajnię z końmi. A do stołu gdy bracia zasiedli, samą krew mieli na talerzach. Zawołali wtedy na pomoc komtura z Fromborka. Ale temu najgorzej poszło. Pewnego razu zastali go wiszącego u zamkowej studni za brodę, tak że mu zaledwie życie uratowali. Wiele innych jeszcze rzeczy opowiadano o tym jakby zaklętym zamku”. Czyżby zatem to interwencje sił nadprzyrodzonych zadecydowały o zmianie siedziby konwentu?
Przyczyna była zapewne prozaiczna. Zamiast naprawiać nadwerężone w 1414 r. mury Dzierzgonia postanowiono zainwestować w Przezmark. Już od połowy XIV wieku tutejszy zamek był miejscem, do którego chętnie zaglądali dostojnicy Zakonu i goście z Zachodu. Malownicze położenie, lasy pełne zwierzyny, zasobne w trunki piwnice (w 1382 r. łącznie 3500 litrów wybornego wina!) – dla kochających uczty i łowy średniowiecznych elit zamek w Przezmarku wraz z otoczeniem stanowił coś w rodzaju ekskluzywnego kurortu. Ale nie tylko. Był też znakomitym miejscem do ubijania interesów. Nie bez powodu właśnie tu znajdował się główny skarbiec komturii. Strzegła go świetnie uzbrojona załoga. W pierwszej połowie XV wieku zakonny lustrator odnotował w zbrojowni 30 tysięcy bełtów, 98 kusz, 92 sztuki broni palnej (produkowanej na miejscu!). Nic więc dziwnego, że z biegiem lat reprezentacyjny Przezmark stawał się de facto stolicą komturii. Po wojnie z 1414 r. postawiono jedynie kropkę nad i – w Przezmarku na stałe zamieszkał dzierzgoński konwent (komtur i 17 braci-rycerzy). Jednak zanim to nastąpiło, zamek rozbudowano. W latach 1414-1437 zniesiono kolejne skrzydła: północne (dom komtura), południowe (browar) i zachodnie (apartamenty gościnne). W tej formie zamek przetrwał wojnę trzynastoletnią.
KRIEGSMARINE NA WCZASACH
Kolejne zmiany architektoniczne nastąpiły już po sekularyzacji państwa zakonnego, gdy do Prus dotarła pałacowa moda z Zachodu. W1584 roku pod okiem książęcego architekta Blasiusa Berwarta gotyckie mury Przezmarka przeszły renesansowy lifting (wyremontowano wnętrza, szczytom nadano falisty kształt). Przez jakiś czas rezydowali tu książęcy urzędnicy, później zamek podupadał. Od początku XVIII wieku zaczął służyć miejscowym jako kamieniołom pełen darmowego budulca. Gdy w XX wieku warownią zainteresowały się niemieckie władze, było za późno. Pozostały ruiny i samotna wieża… Rozkwitł za to sam Przezmark, który przed wojną stał się znaną miejscowością kuracyjną.
W czasie II wojny światowej wypoczywali tu żołnierze Kriegsmarine pracujący w elbląskiej stoczni miniaturowymi łodziami podwodnymi. „Jeden z przedwojennych mieszkańców Elbląga opowiadał mi, że eksperymenty z łodziami typu Seehund przeprowadzano również w Przezmarku – mówi Ryszard von Pilachowski. – Może to wymysły. Chociaż, kto wie? Tutejsze jezioro jest miejscami bardzo głębokie…”. Zapytany o plany związane z zamkiem śmieje się: „Gdybym miał choć jeden szyb naftowy, pewnie bym go odbudował. Na razie czeka mnie remont wieży – wymiana okien i poszycia dachu, a potem bierzemy się z żoną za tworzenie bazy noclegowej na przedzamczu. Turyści są na zamku zawsze mile widziani, a niedługo będą mogli u nas przenocować”.
Warto tu zajrzeć. Zamek leży w urokliwym i niezadeptanym zakątku Mazur Zachodnich, a właściciel pasjonat, potomek kurlandzkiej szlachty (stąd „von” przed nazwiskiem) chętnie oprowadza gości po swoich włościach.
Zdaniem eksperta:
Małgorzata Jackiewicz-Garniec, autorka książek: „Zamki państwa krzyżackiego w dawnych Prusach”
i „Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich”. W 2006 roku współautorka audycji dla radiowej Dwójki: „Śladami rycerzy mnichów – zamki państwa krzyżackiego w dawnych Prusach”:
Zachował się rysunek zamku w Przezmarku z 1623 roku. Zamek jest tam potężną, czteroskrzydłową piękną budowlą, zdobioną szczytami, z wieżami, basztami, wysokimi dachami. Warownia o znakomitych walorach obronnych, oddzielona jedynie mostem zwodzonym od lądu i przedzamcza, okolona wodami jeziora. To rzeczywiście wyjątkowe miejsce i historia. Trudno oczekiwać jednak, by zamek został odbudowany, ale to, co po nim pozostało, może być – po uprzednim archeologicznym badaniu – eksponowane w stanie ciekawej trwałej ruiny.
Miejsca na półwyspie jest dość, by zapewnić atrakcje i bazę noclegową turystom. Sam zamek może stać się celem podróży, ponieważ ma ciekawą historię, wiążą się z nim legendy, a poza tym jest położony zaledwie ok. 30 km na zachód od drogi Warszawa-Gdańsk. Należy życzyć właścicielom, by starczyło im sił i środków na odsłonięcie pozostałości zamkowych murów i ożywienie tego wyjątkowego miejsca.