Udostępniony materiał powstał w listopadzie ubiegłego roku. Tytułowy strumień powstał w okolicach Nowego Orleanu, a jego wysokość została jedynie oszacowana, dlatego możemy się spodziewać, że doniesienia na ten temat zostaną zweryfikowane. Eksperci skłaniają się ku wariantowi, w myśl którego cel obserwacji prowadzonych z pokładu ISS osiągnął wysokość przekraczającą 50 kilometrów.
Czytaj też: Fascynujące! W Pasie Kuipera odkryli układ POTRÓJNY. Drugi taki przypadek w historii
Pojawia się pytanie: z czym mamy do czynienia? Zacznijmy od tego, że wspomniane zdjęcie znajdowało się w bazie danych Gateway to Astronaut photography of Earth, gdzie dostrzegł je Frankie Lucena. Jak wyjaśnia, przeglądał bazę danych Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i zwrócił uwagę na bardzo nietypowe zjawisko uwiecznione na kilku obrazach.
Co ciekawe, podobnie jak wysokość strumienia, tak i jego lokalizacja okazuje się dość przybliżona. To ze względu na fakt, iż powierzchnia Ziemi była wtedy zasłonięta chmurami burzowymi, dlatego trzeba było opierać się na poszlakach w czasie określania miejsca, w którym występowało sfotografowane zjawisko. W oparciu o pozycję Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w czasie robienia zdjęć można przyjąć, iż cała akcja rozegrała się w okolicach Nowego Orleanu.
Strumień energii unoszący się nad Stanami Zjednoczonymi, który został uwieczniony z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, miał kilkadziesiąt kilometrów wysokości
Teraz czas natomiast na wyjaśnienie, czym były te zagadkowe światła. Odpowiedź okazuje się prosta: to wyładowania atmosferyczne. Kiedy jednak spróbujemy zrozumieć ich zachowanie, to zrobi się naprawdę ciekawie, ponieważ zamiast kierować się ku powierzchni, takie pioruny zmierzają ku górze. Dzieje się tak w konsekwencji okresowych odwróceń naładowanych warstw chmur. Przy udziale wysokich stężeń azotu w atmosferze takie wyładowania mają zwykle niebieską barwę i trwają bardzo krótko – zwykle mniej niż sekundę.
Czytaj też: Odkryto najstarszy krater uderzeniowy na powierzchni Ziemi. To wrota do wczesnej historii naszej planety
Po raz pierwszy tego typu zjawisko zarejestrowano w 2001 roku, dlatego od tamtej pory zostało ono uwiecznione zaledwie kilkadziesiąt razy. Większość takich materiałów powstało dzięki obserwacjom z orbity. Astronomowie sugerują, że w rzeczywistości podobne wyładowania mają miejsce stosunkowo często, bo przypuszczalnie nawet 1000 razy w ciągu roku.