Na podstawie dostępnych danych o liczbie zakażonych, Centrum przygotowało prognozę dalszego rozwoju epidemii koronawirusa w Polsce. Z modelu przygotowanego przez zespół pod kierunkiem dr. Rakowskiego wynika, że maksymalna dzienna liczba zakażonych przypadnie 26 listopada i osiągnie 26,2 tys. przypadków – podaje “Dziennik Gazeta Prawna”. Znaczne wzrosty będzie widać już wcześniej, bo np. 22 listopada liczba nowych zakażeń – zgodnie z modelem – wyniesie 25 tys.
Model przygotowany przez specjalistów UW nie uwzględnia jednak odbywających się od kilkunastu dni protestów, związanych z ogłoszeniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego prawa aborcyjnego. Jak podkreśla dr Rakowski trudno jest stworzyć nowy model uwzględniający strajki, a to przez wzgląd na brak odpowiednich danych, dotyczących m.in ich liczebności czy mających tam miejsce zachowań (np. przestrzegania nakazu noszenia masek).
W ocenie Rakowskiego protesty mogą zawyżyć obecną prognozę do ok. 29 tys. przypadków w swoim dziennym maksimum – zależy to zarówno od warunków atmosferycznych, jak i tego, czy gromadzący się będą korzystali z maseczek – podaje PAP.
DGP z kolei podaje, że w związku z protestami dzienne maksimum może wynieść nawet 31 tys. nowych przypadków. Rzeczywiście liczba 31 tys. przypadków pojawia się w modelu Centrum pokazującym prognozy rozwoju epidemii przy “wyższej transmisyjności w miejscach publicznych”, jednak członkowie zespołu podkreślają, że “stwierdzenie, że z modelu ICM UW wynika, iż protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę stwierdzonych przypadków z 25 tys. na 31 tys.” jest całkowicie nieuprawnione.
– Nie jesteśmy metodologiczne przygotowani, żeby wziąć pod uwagę w naszym modelu tego typu zgromadzenia w sposób odpowiedzialny – podkreślił dr Rakowski.
Dr Rakowski dodał też, że przygotowane przez uniwersyteckie centrum prognozy nie są idealne, a rzeczywiste liczby zakażeń zależeć będą od decyzji i działań podejmowanych nie tylko przez rządzących, ale też przez społeczeństwo.
– Ta liczba uzależnione jest od decyzji politycznych i działań społecznych, a nie tylko naturalnego rozprzestrzeniania się wirusa. Będzie się kształtować inaczej, gdy zmienią się obostrzenia – wyjaśnia.
To nie koniec protestów
Szacowane przez naukowców i media wzrosty przypadków zakażeń związanych z protestami są bardzo dalekie od politycznych zapowiedzi. Politycy Prawa i Sprawiedliwości apelując do protestujących o zaniechanie masowych manifestacji, twierdzili, że marsze i strajki przyczynią się do wzrostu liczby zakażeń do nawet 200 tys. przypadków dziennie.
– Szczególny apel kieruję do uczestników ostatnich protestów i opozycji. Proszę o to, abyśmy usiedli do rozmów. Niech nasze spory nie toczą się na ulicach i niech nie będą przyczyną kolejnych zachorowań – mówił premier Mateusz Morawiecki w opublikowanym niedawno oświadczeniu.
Rządzący sugerują też, że protesty mogły zniweczyć wprowadzone do tej pory obostrzenia, jak zamknięcie szkół czy gastronomii. Niewykluczone, że w najbliższych dniach podjęta zostanie decyzja o całkowitym lockdownie.
Organizatorki protestów podkreślają, że rządzący chcą obarczyć protestujących winą za rosnącą liczbę zachorowań.<
– Ta sytuacja obciąża rządzących. Ludzie uznali, że istnieje coś ważniejszego niż zdrowie i życie. Ja też wolałabym siedzieć w domu. Rząd ma prostą receptę, tzn. jeśli spełni nasze postulaty, nie będziemy musieli wychodzić na ulice – mówi cytowana przez DGP Klementyna Suchanow ze Strajku Kobiet.
Mimo tych deklaracji, organizatorki Strajku Kobiet zapowiedziały, że będą szukać nowych form protestów tak, aby nie doprowadzić do rozprzestrzeniania się koronawirusa. Jedną z tzw. „bezpiecznych” form mogą być strajki samochodowe, które miały już miejsce w kilku polskich miastach. Uczestnicy protestów masowo zjeżdżają samochodami w centrum miasta, blokując ruch w kluczowych punktach.
Choć oficjalnie zgromadzenia powyżej 5 osób są niedopuszczalne (cała Polska jest bowiem w czerwonej strefie), a odległości między zgromadzeniami muszą wynosić co najmniej 100 metrów, oprócz kolejnych Strajków Kobiet planowany jest także Marsz Niepodległości w Warszawie. Organizatorzy marszu nie otrzymali oficjalnego zezwolenia od władz miasta, jednak zapowiedzieli, że marsz i tak się odbędzie, tak samo jak odbyły się protesty prokobiece”
– Kilkaset tysięcy ludzi wyszło w całej Polsce na ulice i nie widzieliśmy działań policji przeciwko nim, a ich ochronę. Liczymy na to samo – mówił Robert Bąkiewicz, jeden z organizatorów Marszu Niepodległości.