Gwiazdy, które zniknęły: 100 tajemniczych przypadków na przestrzeni dekad

Spoglądając na nocne bezchmurne, bezksiężycowe i rozgwieżdżone niebo z miejsca oddalone od jakiejkolwiek miejskiej łuny, możemy odnieść wrażenie, że spoglądamy na niezliczone tysiące gwiazd. Wbrew pozorom jest to złudzenie, bowiem w idealnych warunkach i przy założeniu, że mamy sokoli wzrok, możemy dostrzec maksymalnie kilka tysięcy gwiazd z danego miejsca. Obserwowane tak niebo na przestrzeni ludzkiego życia praktycznie się nie zmienia. Czy aby na pewno?
Gwiazdy, które zniknęły: 100 tajemniczych przypadków na przestrzeni dekad

Gwiazdy pozostają w wiecznym ruchu. Każda gwiazda przemieszcza się z jakąś prędkością i w jakimś kierunku. Siłą rzeczy gwiazdy te przemieszczają się bezustannie względem siebie, jednak odległości do nich z Ziemi są na tyle duże, że tego ruchu nie jesteśmy w stanie zauważyć na przestrzeni ludzkiego życia. Wielki Wóz, Orion, czy Kasjopea zasadniczo tak samo wyglądają przez całe nasze życie.

Nie zmienia to jednak faktu, że niebo jednak się zmienia. Doskonałym przykładem tego będzie pociemnienie Betelgezy, jednej z najciekawszych i najjaśniejszych gwiazd nocnego zimowego nieba. Od października 2019 do lutego 2020 roku gwiazda znacząco straciła na swojej jasności. Był to największy od stu lat spadek jasności tej gwiazdy. Choć do końca jeszcze nie ustalono, jaki proces odpowiadał za spadek jasności (część naukowców uważa, że gwiazdę przesłonił gęsty obłok wyemitowanego przez nią pyłu, a część, że gwiazda tak naprawdę jest układem podwójnym), to przypadek ten pokazał nam, że gwiazdy nie są tak niezmienne, jak się nam wydawało.

Czytaj także: 10 000 lat temu eksplodowała gwiazda. Pozostałości po niej wyglądają tak

Okazuje się jednak, że zmian na niebie jest znacznie więcej. Zespół naukowców pracujących w zespole VASCO (Vanishing and Appearing Sources during a Century of Observations) postanowił porównać zdjęcia nieba wykonane w Obserwatorium Marynarki Wojennej USA od 1949 roku ze zdjęciami wykonanymi w ramach przeglądu nieba Pan-STARRS w latach 2010-2014. Głównym celem było znalezienie obiektów, które zostały zarejestrowane na zdjęciach z pierwszej połowy XX wieku, a których nie ma już na zdjęciach z XXI wieku.

Zadanie wbrew pozorom nie było łatwe. Jakby nie patrzeć, niebo na przestrzeni stulecia było obserwowane za pomocą licznych obserwatoriów zlokalizowanych w różnych miejscach i co ważne zdolnych dostrzec gwiazdy o różnych jasnościach.

Oprogramowanie wykorzystane przez badaczy do porównania zdjęć pierwotnie znalazło 150 000 potencjalnych gwiazd, które zniknęły na przestrzeni sześciu dekad dzielących obserwacje. Dokładniejsza analiza obejmująca potwierdzenie za pomocą danych z innych teleskopów zmniejszyła tę liczbę do 23 667 gwiazd.

Tak opracowany zestaw potencjalnych znikających gwiazd musiał być następnie ręcznie przeanalizowany przez naukowców, którzy znacznie lepiej od oprogramowania wyłapują efekty będące wynikiem nieprawidłowego działania kamery oraz innych błędów. Pieczołowita i czasochłonna analiza pozwoliła ograniczyć liczbę brakujących gwiazd do około stu.

Owszem, istnieje różnica między 150 000 a 100 gwiazd, ale jednak wciąż: sto gwiazd, które istniały w połowie XX wieku, już nie ma na nocnym niebie. Powstaje zatem pytanie o to, gdzie się one podziały.

Możliwości jest wiele. Badacze wskazują, że pierwotnie zarejestrowane gwiazdy mogły być efektem chwilowego soczewkowania grawitacyjnego, mogły być eksplozjami supernowych, lub też błyskami promieniowania gamma. Możliwe także, że owe „gwiazdy” w rzeczywistości były akurat jedynie przelatującymi w polu widzenia teleskopu planetoidy.

Czytaj także: Ponad 70 lat temu na niebie pojawiły się trzy obiekty, które w pewnym momencie zniknęły. Co dostrzegli wtedy astronomowie?

Nie zmienia to faktu, że część z tych gwiazd mogła zakończyć swoje życie w wyniku kolapsu grawitacyjnego, bez eksplozji supernowej. Powszechnie przyjmuje się, że takie zdarzenia są niezwykle rzadkie, jednak mamy dowody także na to, że od czasu do czasu gwiazda nie eksploduje, a cała jej masa zapada się bezpośrednio do stadium czarnej dziury.

Dowodem na taki stan rzeczy może być chociażby układ VFTS 243 znajdujący się przy zewnętrznej krawędzi Drogi Mlecznej. Mamy tam do czynienia z gwiazdą ciągu głównego i czarną dziurą o masie gwiazdowej, które okrążają wspólny środek masy w czasie 10,4 dni. Po odkryciu tego układu podwójnego naukowcy poszukiwali szczątków gwiazdy, która mógł eksplodować jako supernowa, pozostawiając po sobie widzianą obecnie czarną dziurę. Nic takiego jednak nie znaleziono. Skoro szczątków gwiazdy nie ma, to znaczy, że musiała ona w całości zapaść się do czarnej dziury.

Wszystko wskazuje na to, że przynajmniej część ze zidentyfikowanej przez naukowców setki brakujących gwiazd właśnie w ten sposób zniknęła z nocnego nieba. Czemu tego procesu nie zauważyliśmy? Badacze wskazują, że gdybyśmy obserwowali taki układ w momencie kolapsu do czarnej dziury, zauważylibyśmy jedynie, że w jednej chwili gwiazda jest, a w drugiej już jej nie ma. Nie byłoby żadnej eksplozji, żadnych fanfar. Istniejąca chwilę wcześniej gwiazda po prostu zniknęłaby w ciszy z nocnego nieba.