Jeśli coś mu się stało, rozpieprzę ci łeb! – 33-letnia Agnieszka R., niewysoka blondynka ostrzyżona na pazia, matka 13-letniej dziewczynki, nie żartuje. Przystawia trzymany w dłoni pistolet do głowy
Beaty K. Agnieszka jak szalona od dwóch dni szuka męża lub choćby informacji, czy żyje. Adam Ch. ps. Świnia (zwany też Pryszczatym lub Złotym) należał do gangu wołomińskiego. Był człowiekiem Jacka Klepackiego, czyli Młodego Klepaka, a gdy ten został zastrzelony w 2002 r. w Mikołajkach – Roberta R., Rudego, który przejął schedę po wołomińskich. Świnia miał na swoim koncie udział w porwaniach, wymuszenia rozbójnicze, haracze i handel narkotykami. Dzięki temu ostatniemu wyrobił sobie pozycję. Mały osiedlowy sklepik spożywczo-monopolowy niedaleko ronda Wiatraczna, który z Agnieszką wzięli w ajencję, szybko stał się centrum hurtowej dystrybucji narkotyków. Piwnicę pod sklepem Świnia przerobił na ośrodek dowodzenia. Urządził tam gabinet z biurkiem, kanapą i ścianą monitorów przekazujących obraz z kamer zamontowanych w sklepie na górze. Na wypadek szturmu – czy to konkurencji, czy policji. Pod ręką znajdowała się też szafa z bronią. Według późniejszych ustaleń śledczych dwa razy w tygodniu na zapleczu sklepu wydawano dilerom podzielone na porcje narkotyki. Tam też odbierano od nich utarg. Świnia prowadził skrupulatnie księgi przychodów i rozchodów. Ostatni zapis pochodzi z dnia, kiedy zniknął – 5 sierpnia 2004 roku. Wynika z niego, że tego dnia kupił narkotyki za 10 tys. euro. Nigdy ich nie odnaleziono. Na narkotykach, zdaniem śledczych, małżonkowie dorobili się majątku szacowanego na 400 tys. zł. Mieli dwa mercedesy i audi. Agnieszka R. nie tylko wiedziała, czym zajmuje się jej mąż, ale pomagała mu w przestępczej działalności. Wynajmowała mieszkania służące jako magazyny narkotyków, wydawała towar dilerom, odbierała od nich pieniądze, rozliczała podwładnych męża z haraczy.
Przyjaciele aż po grób
Najbliższym przyjacielem Świni był znacznie starszy Wiesław B. ps. Gruby. Razem z żoną Grażyną
(była urzędniczką w prokuraturze) prowadził w pobliżu sklep papierniczy. Potem rozszerzył działalność o zakłady wyścigów konnych. Świnia wstawił do jego sklepu swoje automaty do gry. Wiesiek był na każde zawołanie zarówno Adama, jak i Agnieszki. Jeździł po towar do sklepu, odwoził i przywoził ze szkoły ich córkę. Razem jeździli na wczasy nad morze, razem urządzali grille. Wieśka powszechnie uważano w środowisku za „żołnierza” Adama. Według ustaleń prokuratury uczestniczył w handlu narkotykami, wymuszeniach, ściąganiu haraczy. Wszystko szło gładko do listopada 2003 roku, kiedy to policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali ich bossa – Rudego. Na swoich zastępców na wolności Rudy namaścił Roberta B. ps. Jogi i Jacka K. ps. Citek. Wtedy zaczęły się nieporozumienia, różne „kwasy” i niesnaski. – Zmiana w kierownictwie grupy przestępczej to zawsze niebezpieczny moment, kończący się nierzadko krwawą wojną o schedę, o lepsze miejsce w szeregu, wreszcie o przywództwo. Jest zmiana, jest ruch, cos można ugrać – tłumaczy policjant z Centralnego Biura Śledczego. I tak się właśnie stało. W gangu wołomińskim zaczęto podejrzewać, że Świnia nie wywiązuje się ze zobowiązań dotyczących podziału zysków z przywódcami, że zaczyna tworzyć własna grupę, chce samodzielności. Nie spodobało się to szefostwu. Rudy w grypsie z białostockiego aresztu wydał Citkowi jasne dyspozycje. Napisał: „jechać z kurwa”. Wyrok został wydany. W czwartek 5 sierpnia 2004 r. Adam Ch. zadzwonił pod wieczór do Agnieszki. Był pod centrum handlowym Promenada. Powiedział, że czeka na Uchala I Małpę – wołomińskich gangsterów, że pogada z nimi i wróci do domu. Kiedy nie pojawił się do godziny 22, Agnieszka zaczęła się niecierpliwić. Zadzwoniła do męża, ale nie odebrał. Wysłała SMS, żeby oddzwonił. Po chwili numer męża wyświetlił się na jej komórce, ale po drugiej stronie usłyszała głos Pawła N. ps. Niedźwiedź. Powiedział jej, że są w mieszkaniu na Gocławiu (jednym z tych, które wynajmowali na magazyn narkotyków), i że Adam śpi. Za dużo wypił. Jednak Świnia nie
wrócił na noc i nie zadzwonił następnego dnia. – Wiedziałam już wtedy, że musiało się coś stać. W ciągu 13 lat nigdy nie zdarzyło się, by Adam nie odezwał się przez całą noc i pół następnego dnia – tłumaczyła później Agnieszka. Wiedziała, że poprzedniego wieczoru z mężem byli jego zaufani „żołnierze”: Niedźwiedź i Kamieniak, a także najbliższy przyjaciel męża – Wiesiek B. I do nich po kolei zaczęła dzwonić. Ale wszyscy mieli wyłączone komórki! Pomyślała wtedy, że mąż został najprawdopodobniej zatrzymany przez policję. Pojechała więc na komendę, ale tam nic o Adamie Ch. nie wiedzieli. Gdy wróciła, na zapleczu sklepu czekał już Wiesiek. Przyznał, że był z Adamem pod Promenadą, ale nic więcej nie pamięta. Nie wiedział, jak wrócił do domu, i skąd się wziął u niego pistolet Adama. Wyrwała mu go. Wiesiek starał się uspokoić kobietę, sugerując jednocześnie, że w grę może wchodzić kochanka. Na przykład ich wspólna znajoma, zatrudniona w skarbówce Beata K. Wkrótce doszło do spotkania obu pań. To wtedy Agnieszka przystawiła Beacie pistolet go głowy: – Jeśli stało się coś, rozpieprzę ci łeb. Agnieszka nie miała pojęcia, że Beata była świadkiem egzekucji jej męża. A było tak: po spotkaniu w Promenadzie towarzystwo poszło do wspomnianego
mieszkania na Gocławiu, panowie sporo wypili, i gdy Świnia zasnął, Wiesiek wyciągnął broń i zaczął
do niego strzelać. Bo to jego Citek wyznaczył na egzekutora. Beata widziała, jak Adam leży na łóżku, charcząc. Wiesiek złapał się za głowę, nie wiedział, co robić, wcisnął broń w dłoń Niedźwiedzia, który dobił szefa. A potem do mieszkania weszło dwóch ludzi i zabrali ciało. Oczywiście ani Beata, ani Wiesiek nie powiedzieli tego Agnieszce. W niedzielę 8 sierpnia 2004 r., w trzy dni po zniknięciu Adama Ch., jego 27-letni brat Grzesiek, rolnik prowadzący gospodarstwo rodziców pod Mińskiem Mazowieckim, postanowił wybrać się do bratowej i dowiedzieć się, co dzieje się z bratem. Piechotą doszedł do szosy i złapał autobus do Warszawy. „Jak wyjeżdżałem z domu, powiedziałem, że wrócę autobusem na obrządek koni, to znaczy około godziny 21” – relacjonował
potem śledczym. Gdy przyjechał, na zapleczu sklepu była już jego bratowa. Wszyscy płakali, czując, że z Adamem stało się coś złego. Przybiegł też Wiesiek. Powiedział, że właśnie dostał SMS z żądaniem okupu za Adama. Chcą 2 miliony złotych. Gdy wyszedł, Agnieszka zadzwoniła po Uchala i Małpę. Przyjechali, wezwali Wieśka, zeszli z nim do piwnicy i przeprowadzili własne śledztwo. Po zakończeniu „sesji” powiedzieli Agnieszce, żeby nie miała złudzeń – jej mąż nie żyje, zabił go Wiesiek, ale nie wie, gdzie jest ciało. I że za egzekucją stoi szef, czyli Citek. Uchal i Małpa zadeklarowali, że spróbują dowiedzieć się czegoś więcej o tragedii, a ona ma pilnować Wieśka, żeby nie uciekł.
Walka na młotek i korbę
Kiedy poszli, Agnieszka zbiegła na dół. Potem powiedziała sprzedawczyni, że z pistoletu męża chciała zastrzelić Wieśka, ale broń okazała się niesprawna. Związała Wieśkowi ręce tym, co znalazła pod ręką – elastycznym opatrunkiem lekarskim. – Cały czas powtarzałam, że przecież jest jego przyjacielem, przecież dopiero co tłumaczył mojej córce, że wszystko będzie dobrze, że tato wróci. Ale nie chciał ze mną rozmawiać – Agnieszka na wspomnienie tamtej rozmowy zaczyna płakać. Powtarzał tylko, żeby przyjechał Citek, Małpa i Uchal. Liczył zapewne, że jeszcze wyjdzie z opresji, że Citek jako przywódca i zleceniodawca egzekucji go ochroni. Przecież on tylko wykonywał polecenie, tak bywa w gangsterskim świecie. Agnieszka wróciła na górę. Strasznie płakała, a Grzegorz, brat Adama, starał się ją uspokoić, choć i jemu z oczu płynęły łzy. Postanowił sam porozmawiać z Wieśkiem. Gdy zszedł na dół, zobaczył Grubego, który uwolnił się z bandaży. Stał w drzwiach „gabinetu” swego nieżyjącego przyjaciela i mierzył ze strzelby w głowę Grześka. Ten drugi
poczuł uderzenie kuli w skroń, krew zalała mu oczy. Odwrócił się i pognał z powrotem na górę, do łazienki, obmył oczy. Na szczęście kula tylko go drasnęła. Od tego momentu wszystko wymknęło się spod kontroli. Agnieszka mówiła później, że gdy zobaczyła zakrwawionego szwagra, coś w nią wstąpiło. Pracownica sklepu zeznała, że Agnieszka kazała sobie podać z zaplecza młotek. Była roztrzęsiona, ciągle powtarzała: – Jak przyjaciel mógł zabić przyjaciela? Rzuciła ekspedientce, żeby
nikogo nie wpuszczała do sklepu, i zbiegła na dół. Wiesiek był już na schodach, chciał uciekać. Dopadła go tam. – Nie wiem, co wtedy myślałam, chyba chciałam od niego wydobyć za wszelką cenę, co się stało. Zaczęłam szarpać Wieśka, chociaż to kawał chłopa. Wykrzyczałam, że wiem, że Adam nie żyje, żeby mi powiedział, gdzie jest ciało – opowiadała, płacząc. Wiesiek złapał ją za ramiona. Zwarli się w morderczym uścisku. – Zapewnił, że nigdy go nie znajdę. Wtedy na dół znowu zbiegł Grzegorz. – Bałem się Wieśka, wiedziałem, ze ma bron, ale chciałem pomóc Agnieszce – zeznał. – Krzyczał do niego, żeby mnie puścił. Nie widziałam, czym go uderzył, ale Wiesiek się przewrócił – opisuje ten moment Agnieszka. To, co wydarzyło się potem, Agnieszka pamięta jak przez mgłę. Wiesiek ciągle trzymał w ręku strzelbę i walił kolba Grzegorza. Ten z kolei tłukł go młotkiem. W końcu kobieta złapała egzekutora za ramie. Po jakimś czasie walka ustała. Gdy Wiesław B. walczył o życie w piwnicy, na górę, czyli do sklepu, przyszła jego zona Grażyna. Teraz ona szukała swojego męża. Chciała zejść na dół, ale sprzedawczyni zagrodziła jej drogę, tłumacząc, że „tam nikt nie może wejść”. Gdy w końcu Agnieszka wróciła do sklepu, powiedziała do
ekspedientki: – Już po nim. Miała zakrwawione ręce, buty i nogawki spodni. – Nie myślałam wtedy, żeby zadzwonić na policję i powiedzieć, co się stało. Chciałam tylko ukryć ciało, żeby nikt się nie dowiedział – tłumaczyła Agnieszka w śledztwie. Zadzwoniła po szwagierkę, żeby przywiozła dla niej czyste ubrania i kołdrę do owinięcia zwłok. Sprzedawczyni poleciła zmyć krew z podłogi oraz schodów i pomóc w zapakowaniu ciała. Szwagierkę postawiła za lada, żeby obsługiwała klientów. Ekspedientka zeznała później, że gdy targały razem z Agnieszką ciało Wieśka na górę, ten jeszcze żył, charczał. Biegli przyznali, że mógł żyć jeszcze co najmniej trzy godziny po ataku i istniała szansa na uratowanie go. Mordercy owinęli krwawiąca głowę ofiary workiem foliowym, zawinęli ją w kołdrę i okleili jeszcze taśmą klejącą, po czym wepchnęli do stojącego pod sklepem sportowego mercedesa. Agnieszka ruszyła z „pakunkiem” przez Warszawę do gospodarstwa Grzegorza. On dotarł tam wcześniej, taksówka. Przyznała potem, że przez całą drogę tłukła pięściami owinięte w kołdrę ciało zabójcy jej męża. Jeszcze tej samej nocy Grzegorz zaprzągł konie do furmanki, zabrał ciało i wywiózł na łąkę, gdzie stała szopa, w której latem trzymał konie. Tam wykopał dół głęboki na dwa metry, do którego wrzucił nagie ciało Wiesława B. i przysypał je suchym wapnem i ziemia. Następnego dnia, w poniedziałek, policja znalazła w lesie pod Zambrowem spalone ciało Adama Ch. Nie nadawało się do identyfikacji. Wkrótce Grzegorz nie wytrzymał presji – przyznał się do wszystkiego i wskazał miejsce zakopania zwłok Wiesława. „Ja nie mogłem z tym żyć. Chciałem, żeby Wiesiek miał swoje miejsce na cmentarzu. Kładąc się spać i wstając rano, miałem to wszystko przed oczami” – płakał podczas składania zeznań. W czasie procesu w ostatnim słowie Agnieszka przeprosiła za całe zło, jakie wyrządziła. – Zdaje się na łaskę sądu – zakończyła. Obrona utrzymywała, że to był wypadek, nieszczęśliwy finał bójki. Z kolei prokuratura utrzymywała, że chodziło o zabójstwo, z zamiarem i realizacją. Oskarżyła nie tylko Grzegorza, ale i jego bratowa Agnieszkę R. o dokonanie zabójstwa Wiesława B. Skład sędziowski, któremu przewodniczyła sędzia Barbara Piwnik, uznał, że do skazania za zabójstwo musi być zamiar zabójstwa. A w tym przypadku, zdaniem sędziów, tak nie było. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym Agnieszka R. dostała 6,5 roku wiezienia, zaś jej szwagier Grzegorz, nazwany przez sędzię „najtragiczniejsza postacią tej historii” – 4,5 roku. Sprzedawczyni za pomoc i zacieranie śladów została skazana na 3 lata i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Wyrok zaskarżyły obie strony. W lutym 2012 roku sad apelacyjny zdecydował, ze sprawa dotycząca zabójstwa Wiesława B. ma trafić na wokandę jeszcze raz.