Sprawa Dogrumowej, czyli skandal z kurtyzaną w roli głównej

Największym skandalem epoki stanisławowskiej była sprawa intrygantki Dogrumowej, rozpuszczającej plotki o planowanym zamachu na samego króla.

22 kwietnia 1785 r. pod pręgierzem na rynku Starej Warszawy stanęła Maria Teresa Dogrumow. Kat zdarł z niej suknię i gorącym żelazem wypalił na łopatce znak szubienicy. Krzyki kłębiącego się tłumu zagłuszyły jęk boleści i syk smażonej skóry. Napiętnowana stała przy słupie hańby, a kat wrzucał w ogień pisma i paszkwile, które powstały w rezultacie jej intryg. Kobietę uznano za winną kłamstw, manipulacji i wywołania skandalu kompromitującego najważniejsze osoby w państwie. Było to ostatnie tego typu wydarzenie na warszawskim rynku, a pręgierz wkrótce rozebrano.

TŁOCZYSKO PRZYBYŁE Z ANGLII

Za aferą, która wstrząsnęła Warszawą, stała podrzędna intrygantka majorowa Dogrumow (tak przynajmniej ją zwano). Informacje o jej życiu to zbiór prawdziwych faktów, plotek, zmyśleń i kłamstw. Podobno pochodziła z Holandii i nazywała się Anna Maria de Neri. Współcześni – jak Jędrzej Kitowicz – utrzymywali, że była „tłoczyskiem przybyłym z Anglii”. Sama zaś rozgłaszała, że urodziła się w Wiedniu jako baronówna de Lautenburg. Tak czy inaczej, okazała się kobietą sprytną, a zdana na własne siły chwytała się najprzeróżniejszych zajęć – często mało zaszczytnych – ale zawsze utrzymywała się na powierzchni.

Karierę awanturnicy rozpoczęła młodo od… obrabowania swojej matki. Wyposażona w rodzinną biżuterię, w wieku kilkunastu lat ruszyła w świat, by wieść życie wędrownej kurtyzany. Zapewne w początkach lat 60. XVIII wieku w Amsterdamie poślubiła niejakiego Le Clerqu’a. Dla zarobku nie gardziła intrygą i oszustwem. „Żyjąc nieuczciwie z zdradzania i oszukiwania ludzi, wielorakie pełniąc przestępstwa, z których jej się sposobność jakowego zysku podawała, na koniec przedsięwziąwszy niegodziwy sposób korzyści ze zmyślania różnych fałszywych powieści i potwarzy, a mieszając najzacniejsze osoby” – pisała „Gazeta Warszawska” nr 34 z 27 kwietnia 1785.

Życie kobiety w takim położeniu nie było wcale proste. Nie raz i nie dwa, w obawie przed wierzycielami, musiała uciekać i zmieniać miejsca pobytu. Wyrzucano ją z Wenecji, Brugii, Berlina i Hamburga, gdzie powieszono jednego z jej „opiekunów”. W 1767 r. po raz pierwszy trafiła do Warszawy. Alkowiane rzemiosło nie dawało tu perspektyw na stateczny byt. Polska stolica dopiero budziła się z saskiej stagnacji i wkraczała w epokę wieku świateł. Warszawa stanowiła więc tylko etap w podróży na wschód, gdzie spodziewała się zysków, a może i życiowej stabilizacji. Po 7 latach w Rosji powróciła do Polski w 1782 r. jako żona majora Aleksandra Ugriumowa (nie wiadomo, co stało się z jej poprzednim mężem). Urodą już nie olśniewała. Jednak było w niej coś nieuchwytnego i przykuwającego uwagę. Wrażenie robiły zwłaszcza piękne, czarne i żywe oczy pod gęstymi czarnymi brwiami. Znamionowały inteligencję, a nade wszystko spryt, przebiegłość i kokieteryjność. Atuty te nie wystarczały, by otworzyć drzwi do elitarnego towarzystwa. Tylko warszawska „złota młodzież” z zapałem korzystała – z przyzwoleniem męża – z jej podstarzałych wdzięków.

OCALIĆ KRÓLA

W dotarciu do warszawskiej socjety Dogrumowej pomógł… moskiewski ambasador Otto Stackelberg. Liczył zapewne na plotki, które miała zdobywać w zaciszu alkowy. Wtedy w głowie awanturnicy pojawił się chytry plan, dzięki któremu chciała się wzbogacić. Zaczęła rozgłaszać, że w Rosji usłyszała o spisku na życie Stanisława Augusta. Wstrząśnięta tą niegodziwością przybyła nad Wisłę, by ostrzec króla. Okazało się to niełatwe. Wreszcie jej opowieści przekazał władcy Fryderyk Moszyński, królewski zausznik, wicekomendant Szkoły Rycerskiej. Monarcha uznał rewelacje za wyssane z palca, ale w dowód wdzięczności zasilił kiesę cudzoziemki.

Królewskie dukaty starczyły kalumniatorce na półtora roku. Przez ten czas żyła bez większego rozgłosu, uprawiając swoje rzemiosło. Los sprawił jednak, że znowu znalazła się w finansowej potrzebie. Z mężem pozostawała w związku dosyć swobodnym. Dlatego też związała się z pewnym Francuzem, który okazał się łotrem spod ciemnej gwiazdy. Kiedy pojawiły się kłopoty finansowe, czmychnął z miasta i zostawił metresę z pokaźną listą długów.

Przyciśnięta biedą, przypomniała sobie niegdysiejszą intrygę. Udało się raz – myślała – uda się i drugi. Uruchomiła wszystkie kanały, by koniecznie po raz wtóry „ocalić” Stanisława Augusta. Tym razem postanowiła sprawą zainteresować starostę piaseczyńskiego i królewskiego kamerdynera Franciszka Ryxa. Ten odpierał szturmy, aż wreszcie spotkał się z aferzystką. Usłyszał wówczas ostrzeżenie – poróżnieni z królem opozycjoniści Adam Czartoryski i Antoni Tyzenhauz chcą zabić króla podczas sejmu w Grodnie. Na dowód pokazała niejasnej treści autentyczny list księcia Adama oraz fiolkę z trucizną. Nie przekonało to Ryxa, ale na wszelki wypadek powiadomił o wszystkim generała Jana Komarzewskiego. Obydwaj – już w Grodnie – kilkukrotnie spotkali się z Dogrumową. Cudzoziemka starała się rozwiać wątpliwości. Na pytania o źródło wiedzy o zamachu oświadczyła, że jest metresą Tyzenhauza. Gdy zwrócono jej uwagę, że jest on przecież ciężko chory, Dogrumowa odparła bez namysłu: „Są jednak chwile, w których lubi się ze mną bawić”. Wyjawiła także, że zamachu ma dokonać niejaki Dobrowolski.

Komarzewski nie wierzył zbytnio w te rewelacje, ale na wszelki wypadek wzmocnił ochronę monarchy. Ten zaś zlekceważył ostrzeżenia i rozkazał wyciszyć sprawę oraz przegnać intrygantkę. Widząc spadające notowania, Dogrumowa wysłała liścik do prymasa Michała Poniatowskiego. Królewski brat odpisał… tyle że Komarzewskiemu. Jednak lokaj przez po-myłkę wręczył list majorowej. „Proszę cię, mój generale – mogła przeczytać – wybawże mnie od sekatury tej kobiety; odrwiła Moszyńskiego, odrwiła Ryxa i samego W Pana, teraz mnie chce odrwiwać, a to jest wielka filutka i awanturnica”. Ta odpowiedź ubodła ją, ale i zrodziła nowe pokłady energii. Zemścić się za wszelką cenę – myślała. I uknuła intrygę, w której trucicielami zostali… królewscy zausznicy.

 

JAK RYX ZOSTAŁ TRUCICIELEM

Przełom w rozwoju intrygi nastąpił, gdy aferzystka odwiedziła marszałkową Izabelę Elżbietę Lubomirską, niegdysiejszą kochankę króla, która toczyła z nim prywatną wojnę. Lubomirska uznała, że rewelacje kurtyzany mogą dokuczyć władcy. Należało tylko zadbać, aby dotarły do Czartoryskiego. Tymczasem książę został już powiadomiony o ewentualnym spisku na swoje życie przez przebywającego akurat w Warszawie Anglika Wiliama Taylora, który okazał się wspólnikiem Dogrumowej. Choć opozycjonista nie dowierzał tym sensacjom, to – namówiony przez Lubomirską – zgodził się na spotkanie z intrygantką.

14 stycznia 1785 roku Dogrumowa roztoczyła przed Czartoryskim i towarzyszącym mu Ignacym Potockim wizję spisku. Oto Ryx i Komarzewski obiecali Dogrumowej majątek, by wkradła się w łaski księcia, a następ-nie go otruła lub pchnęła nożem. Nagrodą miało być 500 dukatów i wieś. Widząc zmieszanie na twarzach słuchaczy, aferzystka zaproponowała, aby sami się o tym przekonali i uczestniczyli w spotkaniu z Ryxem. Pokazała także pakiecik z trucizną, którą miała uśmiercić księcia.

Magnaci, chcąc poddać Dogrumową próbie, zaoferowali jej niebagatelną sumę 200 dukatów, byle tylko wyrzekła się oskarżeń. Kalumniatorka, domyśliwszy się, że to test, zagrała va banque. Nie tylko nie odwołała oskarżeń, ale złożyła pisemne oświadczenie, że wszystkie jej słowa są prawdziwe. Co więcej, napisała liścik do Ryxa, w którym zapraszała go do siebie w celu wyjawienia ważnego sekretu. Pismo zostało przez nią tak sformułowane, by przekonać Czartoryskiego i Potockiego o niecnych intencjach królewskiego kamerdynera.

16 stycznia w domu Dogrumowej zjawił się Ryx. Rozmawiali o bliżej nieokreślonych zobowiązaniach, służbie dla męża majorowej, zwabieniu księcia Adama w jakieś miejsce, o konieczności dotrzymania słowa przez Komarzewskiego. Dyskusja toczyła się w taki sposób, że właściwie nic z niej nie wynikało, ale równocześnie można ją było różnorako zinterpretować. Przysłuchiwali się jej, siedzący w szafie Stanisław Kostka Potocki oraz ukryty za drzwiami Taylor. W pewnym momencie Anglik wyskoczył zza drzwi i, grożąc pistoletami, zawlókł Ryxa do pałacu księżnej marszałkowej. Tam akurat odbywało się przyjęcie, na którym był obecny odpowiedzialny za bezpieczeństwo w stolicy marszałek wielki koronny Michał Wandalin Mniszech. Potocki, wpakowawszy Dogrumową do przygodnej karety, eskortował ją w trop za Anglikiem. Oszołomiona awanturnica dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jej plan runął. Nie przypuszczała bowiem, że ukryci świadkowie nie zadowolą się podsłuchiwaniem, ale dokonają napadu na Ryxa, co może się dla niej zakończyć fatalnie.

Taylor wprowadził swego jeńca wprost do sali wypełnionej gośćmi i oświadczył, że chwytając Ryxa – udaremnił zamach na życie Czartoryskiego. Z miejsca królewski kamerdyner został aresztowany i wpakowany do zamkowej kordegardy. Komarzewski zaś, na którego także padło oskarżenie, dobrowolnie udał się do aresztu.

BATALIA SĄDOWA

24 stycznia 1785 roku przed sądem marszałkowskim rozpoczął się głośny proces. Czartoryski oskarżał Ryxa i Komarzewskiego o planowanie zamachu. Ci zaś pozwali księcia o „uczynienie sobie niewinnie zarzutu” i wmieszanie w kabałę. Nie koniec na tym. Wspólnie – Ryx i Komarzewski – pozwali Dogrumową i Taylora. Awanturnicy zarzucali po-twarz, Anglikowi zaś – jej wspieranie. Wreszcie królewski kamerdyner, już indywidualnie, pozwał Taylora, zarzucając mu napad z bronią w ręku i pogwałcenie szlacheckiego przywileju neminem captivabimus, polegającego na zakazie więzienia szlachcica bez wyroku sadowego. O współudział w uwięzieniu Ryxa został oskarżony Stanisław Potocki.

Sprawa od samego początku pachniała skandalem, więc kto tylko mógł próbował się wymigać od konieczności piastowania funkcji sędziowskich. Zwłaszcza że w gronie sędziów znalazł się jeden z opozycyjnych przywódców Ignacy Potocki, prywatnie zięć marszałkowej Lubomirskiej, przeciwko której coraz żywiej szemrała warszawska publika. Wyszło bowiem na jaw, że udzieliła schronienia kalumniatorce.

W pierwszej fazie procesu rozpatrzono skargę Ryxa, który domagał się, aby go zwolniono z aresztu, a na jego miejsce posadzono najbardziej winnych – Dogrumową i Taylora. Starosta piaseczyński faktycznie został z czasem uwolniony, intrygantka zaś trafiła do aresztu, którego uniknął Anglik po wpłaceniu kaucji przez Czartoryskiego. Kolejnym etapem batalii sadowej był wniosek Ryxa i Komarzewskiego o wyłączenie od świadkowania awanturnicy i jej kompana pod pretekstem, że nie można być świadkiem we własnym procesie. Wyłączony został także Potocki jako spokrewniony z księciem Adamem. Była to prawdziwa klęska Czartoryskiego, który na dodatek nie pojawił się w sądzie i w ten sposób umożliwił trybunałowi wydanie wyroku zaocznego. Co więcej, obrażony wyjechał z Warszawy.

 

Afera poruszyła nie tylko warszawską socjetę, ale także zagraniczne dwory, zwłaszcza wiedeński – Czartoryski był wszak poddanym austriackim i szefem gwardii galicyjskiej. Na dodatek był zięciem spokrewnionego z Hohenzollernami Ludwika Wirtemberskiego. Kurierzy pędzili więc pomiędzy Warszawą a stolicami zaborców, wioząc nie tylko histeryczne listy księcia Adama, ale i wyraźne instrukcje dla dyplomatów rezydujących nad Wisłą. Krążyły też wzajemne pomówienia.

21 kwietnia sąd wydał wyrok. Zupełne – no może nie całkiem zupełne – zwycięstwo od-nieśli w tym sporze stronnicy króla. Dogrumowa została uznana za winną rozpętania intrygi, skazana na piętnowanie i dożywotnie więzienie. Karę najpierw odbywała w warszawskiej prochowni, później odesłano ją do gdańskiego cuchthauzu, skąd uwolnili ją Prusacy, anektując miasto. Kalumniatorką zaopiekowali się wówczas Czartoryscy, którzy zresztą i wcześniej zasilali ją pieniędzmi. Na łożu śmierci miała wyznać, że Ryx naprawdę chciał otruć generała ziem podolskich.

EPILOG SKANDALU

Lepszy los czekał innych uczestników afery. Taylora skazano zaledwie na pół roku w wieży, Potockiego uwolniono od kary, a Czartoryskiego od zarzutów, z zastrzeżeniem zapłacenia grzywny. Pomimo tego cała sprawa skompromitowała obóz Czartoryskich, a najbardziej samego generała ziem podolskich i jego siostrę marszałkową Lubomirską. Zdając sobie z tego sprawę, książę Adam zrezygnował z komendantowania Szkole Rycerskiej i wyjechał podreperować nerwy do Karlsbadu. Na Warszawę się obraził i osiadł na dłużej w Puławach. W ślad za bratem ruszyła księżna marszałkowa Lubomirska, by na obczyźnie trawić żółć i niechęć do koronowanego „Ciołka” oraz dochody. Afera wywołana przez cudzo-ziemską intrygantkę zaangażowała nie tylko czas, ale i potężne środki. Sama księżna Lubomirska miała na sprawę wydać olbrzymią sumę 70 tysięcy dukatów. Czartoryski wyłożył ponoć 36 tysięcy. Natomiast wzbogacili się drukarze, księgarze i gazeciarze. Największym jednak beneficjentem okazał się Ignacy Potocki, który za zaangażowanie otrzymał od teściowej pałac wartości 30 tysięcy dukatów.

Skandal znalazł epilog na sejmie 1786 roku, nieprzypadkowo nazwanym „dogrumowskim”. Zjednoczona opozycja bezpardonowo atakowała Stanisława Augusta. Gardłowanie i oskarżenia zdominowały obrady i upokorzyły monarchę.

W ten sposób zakończyła się sprawa tyle banalna, ile wstydliwa i rozdmuchana do granic absurdu. Pękający z hukiem balon nie oczyścił atmosfery. Przegrani byli wszyscy. Czartoryski, marszałkowa Lubomirska, Potoccy zostali ośmieszeni i narażeni na niemałe wydatki. Politycznie poturbowany został król i jego stronnicy. Główna sprawczyni zaś na długie lata stała się pensjonariuszką więzienia. A być może do całej sprawy by nie doszło, gdyby nie zabrakło jednej, ale bardzo ważnej cechy u autorów tej tragikomedii – rozsądku.