Chcemy ci, Kochany Czytelniku, wiernie towarzyszyć na drodze twoich podbojów sercowych i wspierać radą i podawać w stosownej chwili właściwe wskazówki dotyczące ciebie, twojej ukochanej, waszego wzajemnego stosunku – aż do dnia samego ślubu lub zerwania, bo i tak bywa – pisze we wstępie do swojej książki „Przewodnik zakochanych, czyli jak zdobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet” M.A. Zawadzki. Pozycja, wydana w 1903 r., była pierwszym męsko-damskim polskim poradnikiem dla mężczyzn.
Cieszył się on ogromną popularnością, ale jego autor długo pozostawał anonimowy. Pod pseudonimem „Zawadzki” krył się bowiem znany wówczas pisarz i dramaturg Konstanty Krumłowski (1872– –1938). Zyskał sławę jako autor niezwykle popularnego wówczas wodewilu „Królowa przedmieścia” i zapewne nie chciał sobie psuć nazwiska autorstwem popularnego poradnika. Niemniej „Przewodnik…” to prawdziwa studnia wiedzy o obyczajowości polskiej sprzed ponad stu lat.
Autor dość dokładnie precyzuje, do kogo adresuje swoje dzieło: „Zacznijmy od ciebie. Jesteś młodym człowiekiem, w pełni sił i urody męskiej. Masz co prawda skromną jeszcze posadę, ale przy twojej pilności i staranności czeka cię awans niebawem. Prezentujesz się dobrze, masz zapasik odłożonej gotówki, masz trochę długów, kilka garniturów, kilka par butów, spory zapas bielizny. A że ci się już znudził stan kawaerski i uczuwasz początkowe symptomata tęskniącego serca i chorego żołądka, postanowiłeś się przeto ożenić”.
Krumłowski namawia czytelników do powściągliwości wobec kobiet. Mężczyzna przed wiekiem musiał być skromny i w żadnym razie nie mógł prowokować. Zwłaszcza przy pierwszej wizycie u wybranki serca: „Karczemnem zachowaniem jest rozstawianie kolan w siedzącej pozycji. Wyciąganie nóg przed siebie lub zakładanie jedna na drugą. Kiwanie nogą, gestykulowanie, dotykanie kolan lub ramion osoby, z którą się mówi, podnoszenie głosu, ucieranie nosa i głośny śmiech. Nieodpowiedniem jest również bawienie się książkami lub drobiazgami na stole, bawienie się kutasem od serwety. (…) Dobór gier towarzyskich powinien być odpowiedni, to jest taki, żeby w niczem skromności i uszu panny nie raził. Powinno się unikać przypadkowego niby dotykania rękami panny na przykład przy grze w kotka i myszkę. Przy »cenzurowanym« nie pozwalać sobie na żadne nieprzyzwoite dwuznaczniki i aluzyje. Przy »sądzeniu zaś fantów« nie żądać »za karę« od panny pocałowania narzeczonego lub skazywać ją na quasi-dowcipne kary, jak »Niech stanie na głowie«, (na głowie gwoździa od podłogi). Lub »Niech stanie nago« (na kartce z napisem »go«) i tym podobne”.
Może dlatego, że autor był krakusem, radził stanowczo, by mężczyzna nie rozpieszczał kobiety finansowo. „Wstępując za sprawunkami do sklepów można rachunki chwilowo za nią regulować, za powrotem do domu powinna jednak panna natychmiast wyłożone przez narzeczonego pieniądze mu zwrócić. Ten zaś powinien bez żadnych zastrzeżeń zwrot przyjąć. Tego rodzaju zapewnienia jak »Porachujmy się później« albo »Ach, między nami to zbyteczne« – są w całem słowa znaczeniu niewłaściwe i w złem tonie. Pozatem powinien i to mieć na uwadze, że przyjemność płacenia będzie i tak po ślubie »cała po jego stronie«”.
W kontaktach autor zalecał raczej listy niż rozmowy w cztery oczy. Dlatego w poradniku znajdziemy liczne wzory korespondencyjnych oświadczyn, przeprosin, ale też zerwania narzeczeństwa. „Zdaniem naszem, zerwanie z narzeczoną najlepiej listownie przeprowadzić. Unika się przez to przykrech zarzutów, a nierzadko przykrzejszych jeszcze scen. Narzeczony powinien w liście wyrazić swój żal, że jest do tego kroku zmuszonym i upozorować dostatecznie swoje postanowienie. Pozorów takich nie zabraknie.
Młody człowiek mógł na przykład dojść do tego przekonania, że go panna nie kocha. On zaś nie chcąc brutalnie korzystać z wziętego od niej słowa, zwraca jej – etc. (…) Najlepiej powinien imię, nazwisko i osobę eks-narzeczonej wykreślić całkowicie ze swej pamięci i przeszłości. Takie zerwanie zwalnia zupełnie z obowiązku kłaniania się na ulicy”.
Proste, prawda? Bo większość rad Zawadzkiego vel Krumłowskiego była bardzo prosta, tak jak prosty był wówczas podział społecznych i obyczajowych ról między płciami. Wszak mężczyzna przełomu XIX i XX wieku był stroną sprawczą, dominującą i przebiegłą, kobieta zaś istotą bierną, naiwną i pozbawioną możliwości decydowania o sobie. „Mężczyzna w stosunku do kobiety nie powinien nigdy zapominać o swej przewadze umysłowej i fizycznej, ale z przewagi tej nie wolno mu prawie nigdy korzystać” – pisze autor, dając popis starego, dobrego, konserwatywnego szowinizmu.