Nie korzystamy z introspekcji, czyli patrzenia do wewnątrz, jako źródła wiedzy, bo nie mamy takiego zwyczaju. Nie uczy się jej w szkole, nie ufamy samym sobie, nie ma w nas impulsu studiowania życia wewnętrznego. Jeśli chcemy się czegoś o nim nauczyć, zdajemy się na specjalistów. Boimy się introspekcji, bo bezpośrednia wiedza, która jest jej efektem, może uderzać w nasze urojenia. Może się okazać, że krajobraz naszego umysłu nie jest tak piękny, jak byśmy chcieli. Czy to jednak nie paradoks, że o czymś nam najbliższym, o naszej świadomości, dowiadujemy się od innych?
W mojej szkole filozofii dostrojenia do procesu życia największe odkrycia to wynik działania umysłu, który kieruje się na siebie samego w zrelaksowany, zaciekawiony sposób. Siła tych odkryć jest nieporównywalnie większa niż moc nawet najbardziej inspirujących czy przekonujących teorii albo ćwiczeń.
Jak działa introspekcja
Introspekcję uprawiali Platon i Arystoteles, doktorzy Kościoła i mistycy, Kartezjusz i Spinoza. Z zapałem oddawali się jej brytyjscy empiryści (John Locke, George Berkeley i David Hume), wybitni psycholodzy, tacy jak Wiliam James, i psychoterapeuci (w tym Freud). Kultura Wschodu oparta jest w dużej mierze na introspekcji. Stanfordzka encyklopedia filozofii stawia kilka warunków, jakie powinna spełnić introspekcja filozoficzna, jeśli ma być źródłem wiarygodnej wiedzy dla współczesnego filozofa umysłu:
Musi ograniczać się do umysłu i powstrzymywać od sądów na temat tego, co fizyczne.
Musimy przyjąć, że odkrycia introspekcji dotyczą tylko naszego umysłu, a nie ludzkiego umysłu w ogóle.
Że dotyczą one tylko umysłu w danej chwili.
Introspekcja ma być bezpośrednia i toczyć się w chwili obecnej.
Ma dotyczyć zastanych stanów świadomości, a nie wytworzonych specjalnie za pomocą technik mentalnych (tym introspekcja filozoficzna różni się od wielu rodzajów medytacji).
Wymaga pewnego zorganizowanego wysiłku, nie jest swobodnym puszczeniem strumienia świadomości.
Ale w filozofii rozumianej jako „medycyna duszy”, jaką jest filozofia dostrojenia do procesu życia, nie chodzi o formułowanie prawd dotyczących ludzkiego umysłu. W tej szkole używamy introspekcji, żeby dostrzec zależność między stanami umysłu a stanami ciała. Zobaczyć dynamikę emocji, odfiltrować urojenia, które wpoiła nam kultura, zobaczyć błędy myślenia i odkryć, które myśli szczególnie mocno napinają nasze ciało, odcinają nas od swobodnego działania w danej sytuacji i zapychają zmysły powtarzającymi się obrazami wyobraźni.
Dlatego na zajęciach proponuję zacząć od czegoś prostego. Od zamknięcia oczu i wyodrębnienia ze strumienia świadomości obserwatora. Nie istnieje on w żadnym konkretnym miejscu w przestrzeni. Jego definicja jest prosta – jest tym, co widzi i dokonuje refleksji. A potem z zaciekawieniem, bez czekania na jakiś konkretny rezultat, obserwowania wszystkiego, co tym obserwatorem nie jest. Konkluzje są zawsze indywidualne. Można je zapisywać, choć jest duża szansa, że znaczenie zapisanych słów z czasem zblednie.
To jedna z wielu możliwych instrukcji introspekcji. Ważniejsze niż procedura jest podejście do obserwacji. Introspekcja tylko wtedy ma sens, jeśli nie jest traktowana jako technika, lecz jako naturalny stan ludzkiego umysłu. Czasem skłania się on ku złości, czasem ku zachwytowi, czasem ku introspekcyjnej obserwacji. Tak jak w medytacji, podejście do introspekcji jako do techniki, która ma przynieść rezultaty, jest najlepszą receptą na rozczarowanie i brak odkryć na końcu sesji.
Oto konkluzja introspekcyjna z osiemnastego wieku – z czasów, kiedy ten sposób dociekań był powszechny, przynajmniej wśród filozofów. Szkocki myśliciel David Hume, wyprzedzając o dwa i pół wieku odkrycia neuropsychologii, pisał: „Jeżeli jakaś impresja daje początek idei naszego ja, to impresja ta musi pozostawać nieprzerwanie i niezmiennie ta sama w ciągu całego toku naszego życia; albowiem przyjmuje się, iż nasze ja istnieje właśnie w ten sposób. Lecz nie ma impresji stałej i niezmiennej. Przykrość i przyjemność, smutek i radość, wzruszenie i doznania zmysłowe następują po sobie kolejno i nigdy nie istnieją wszystkie w jednym i tym samym czasie. Niemożliwe jest więc, by z jednej spośród tych impresji czy też z jakiejś innej wywodziła się idea naszego ja; a wobec tego nie ma w ogóle takiej idei”.
Całkiem nowe pytania
Obserwacja siebie wyrywa z utartych torów myślenia. Bywa, że jest wstępem do dociekań filozoficznych, bo prowokuje dziwaczne pytania, tak dziwaczne, że nie ma ich nawet w najbardziej obszernym zbiorze ludzkich myśli – internecie. Oto jedno z nich, które przyszło do mnie w pewną chłodną, choć letnią noc: „Czy dreszcz, który właśnie poczułem, jest mój, czy nie mój?”.
Język codzienny wskazywałby na pierwszą możliwość. Mówimy: „mam dreszcze”. Ja, a nie nikt inny albo przyroda. Ale w jakim sensie ten dreszcz jest mój? Posiadam go? Nie, bo dawno minął. I minąłby nawet, gdybym chciał go koniecznie zatrzymać. Stworzyłem go? Nie, bo powstał dzięki czynnikom niezależnym ode mnie, jak temperatura powietrza i siła wiatru.
Skoro dreszcz nie jest mój, choć się tak wydaje, to może inne prawdy, które wyznajemy tylko dlatego, że codziennie używamy takiego, a nie innego języka, też nie wytrzymują podobnej analizy? A co jeśli myśli nie są wcale moje? Czy mogę je kontrolować? Czy na pewno jestem ich twórcą, czy może tylko zainstalowano je w mojej głowie? A co z emocjami? I najważniejsze pytanie (to, na które Hume odpowiedział negatywnie): czy jest jakaś jaźń, pojedyncze źródło, które jest trwałym podmiotem myślenia i odczuwania emocji?
Możliwe, że w twojej głowie, czytelniku, pojawiło się właśnie pytanie, które zdarza mi się słyszeć od studentów psychologii na tym etapie rozmowy o introspekcji: po co mi ta cała wiedza? To pewnie przesada, ale introspekcja jest odpowiednikiem wyboru tej pigułki, która w filmie „Matrix” wyrywała człowieka z serii doznań wytworzonych przez maszyny i wrzucała z powrotem do rzeczywistości.
Ten film to jeden z ostatnich znanych prawie wszystkim wytworów popkultury, który ma jakiś ładunek filozoficzny, bo zadaje pytanie: co istnieje obiektywnie? „Czy miałeś kiedyś sen tak rzeczywisty, że wydał ci się życiem?” – pyta Morfeusz. Gdybyś obudził się z tego snu, jak rozpoznałbyś różnicę między nim a rzeczywistością?
Każde małe odkrycie dokonane dzięki introspekcji przewyższy najwznioślejsze inwokacje mistrzów duchowych i książkowych autorytetów. Pobije je bezpośredniością. Uniezależni nas choć trochę od poglądów wdrukowywanych przez innych, wzmocni w oporze przed reklamową manipulacją. Dzięki niemu inaczej będziemy czytać książki i artykuły prasowe, także psychologiczne. Nie będziemy musieli brać ich na wiarę, bezkrytycznie uznawać, że opierają się twardo na prawidłowo przeprowadzonych badaniach, które autor obiektywnie naświetlił. Będziemy mogli porównać prawdy z tych książek z prawdami, które sami odkryliśmy w sobie. Stworzymy własny układ odniesienia. W erze produkowania słów dla jednego celu – liczby sprzedanych egzemplarzy – taki układ odniesienia to bardzo przydatna rzecz.
Za mało? Niedawno austriaccy naukowcy Frank Jakel i Cornell Schreiber sprawdzili zależności między metodą introspekcji a postępem nauki w dziedzinie badań nad rozwiązywaniem problemów. Jest to jedna z dziedzin, która od lat się nie rozwija. Zdaniem Austriaków analiza konkretnych badań pokazuje, że ten brak postępu spowodowany jest zarzuceniem procedury introspekcji w praktyce naukowej i jej krytyce we współczesnych podręcznikach.
W niektórych amerykańskich podejściach do coachingu skierowanego dla liderów biznesu introspekcja staje się punktem wyjścia. Według tych szkół obiektywna, precyzyjna obserwacja siebie prowadzi do dojrzałości emocjonalnej. A ta przydaje się na przykład w chwilach podejmowania trudnych decyzji. Lider powinien być świadomy swoich podświadomych przesądów. Tylko introspekcja może wyeliminować tzw. ego-bias, egotyczne zniekształcenie, które nie pozwala trzeźwo ocenić sytuacji, a potem skutecznie działać.
Ponad introspekcję
Introspekcja w tradycjach filozoficznych nie jest sztuką dla sztuki. Jest podstawą świadomego życia. Niemiecki filozof Johann Gottlieb Fichte opisuje taką obserwację w „Powołaniu człowieka”: „Chwytam pędzącą przed siebie przyrodę w jej locie, zatrzymuję na krótką chwilę, obejmuję wzrokiem ten właśnie moment i zastanawiam się nad nim”. I dalej: „Oto z ziemi wyrósł kwiat, a ja na podstawie tego wnoszę o istnieniu kształtującej siły w przyrodzie (…) siłę tę mogę opisać tylko przez jej działanie”.
Dzięki obserwacji przyrody Fichte dochodzi do pewnego wniosku, który dla nas może być prawdziwy lub nie, ale dla niego jest pewny. Nie podlega argumentacji, bo filozof zobaczył i poczuł, a nie wydedukował definicję, według której jaźń „to myśląca przyroda we mnie”. Co mu z tego?
Po pierwsze osiąga rodzaj wewnętrznego, w miarę trwałego spokoju, który chroni go przed codziennym neurotycznym rozchwianiem. Nie musi już obsesyjnie bać się, że jego świadomość kiedyś zgaśnie ani niewolniczo budować wokół niej zasieków. To odkrycie jest dla niego terapeutyczne.
Po drugie Fichte wie teraz, że wysiłki, których celem jest tylko dobro jego samego, są puste. Nie przyniosą rezultatów, nie dadzą zaspokojenia. Bo natura świadomości jest uniwersalna. Tylko nieegoistyczne działanie jest z nią zgodne. Życie nie jest podróżą z punktu nieszczęścia do punktu wiecznej szczęśliwości. Jest byciem w zgodzie z wielkim projektem natury, którego częścią jest świadomość. Na końcu takich filozoficznych dociekań – widać to wyraźnie w filozofii Fichtego – jest nieegoistyczne działanie dla dobra innych. Bez niego niemożliwa jest ani trwała zmiana, ani skuteczne poszukiwanie szczęścia.
Obejrzyj obserwatora
1. Znajdź spokojne miejsce – łóżko, fotel, wygodne krzesło, kawałek trawnika, ścianę, o którą możesz się oprzeć – i pozwól swojemu ciału, żeby samo wybrało dla siebie najlepszą pozycję. Niech rozłoży się płasko na podłodze, jeśli ma na to ochotę.
2. Zamknij oczy. Poczuj ciężar ciała, jego nacisk na różne powierzchnie. Poczuj nacisk siły grawitacji na twoje ciało, dotyk powietrza na twarzy, ciepło lub zimno w różnych częściach ciała.
3. Teraz przenieś uwagę na to, co obserwuje. Spróbuj wyodrębnić obserwatora ze swojego strumienia świadomości. Czy jest gdzieś zlokalizowany? Jeśli nie ma go w żadnym konkretnym miejscu, to czym się charakteryzuje?
4. Obserwuj relację między myślami a doznaniami w ciele. Jak moje myśli rezonują w ciele? Czy powodują jakieś napięcia? Jeśli tak, to gdzie? Czy myślom towarzyszy poczucie ciężkości albo lekkości? A może poczucie ruchu w ciele?
5. Czy myśli odczuwane w ciele wzlatują? Czy spadają? Czy chcą układać się w jakieś historie?
6. Jakie myśli mają tendencję do • przeradzania się w dłuższe opowieści? Które myśli przywołują wspomnienia w postaci obrazów?
7. Co się dzieje, kiedy przechodzę • uwagą z opowieści w głowie i obrazów do doznań w ciele?