Do rzeczonego przelotu w pobliżu Merkurego doszło 1 grudnia. O ile jednak podczas poprzedniego przelotu sonda zbliżyła się do planety na odległość zaledwie 165 kilometrów, o tyle teraz była aż 200 razy dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że i ten przelot był okazją do zmniejszenia prędkości sondy na drodze do wejścia na orbitę wokół planety pod koniec 2026 roku.
Za każdym razem, kiedy sonda przelatuje w pobliżu Merkurego, naukowcy wykorzystują kamery nawigacyjne zainstalowane na jej pokładzie do wykonania zdjęć planety, która jest celem całej misji. Dzięki większej odległości podczas przelotu sondzie udało się uchwycić całą tarczę Merkurego w kadrze.
Czytaj także: Merkury oberwał właśnie gigantycznym rozbłyskiem ze Słońca. Mogły pojawić się ultrafioletowe zorze polarne
Co jednak niezwykle ciekawe, tym razem inżynierowie postanowili uruchomić zainstalowany na pokładzie sondy instrument MERTIS (Mercury Radiometer and Thermal Infrared Spectrometer), którego zadaniem jest wykonywanie pomiarów temperatury i składu chemicznego powierzchni planety. Kiedy sonda wejdzie już na docelową orbitę badawczą, instrument ten ma realną szansę na zrewolucjonizowanie naszej wiedzy o tym wciąż mało poznanym globie.
Merkury jest blisko, ale wysłanie do niego sondy jest piekielnie trudne.
Sondy kosmiczne wysyłane do Marsa są w stanie dotrzeć do celu misji w ciągu kilku miesięcy. Choć Merkury znajduje się w podobnej odległości od Ziemi, to podróż do niego jest wielokrotnie trudniejsza. Wystarczy tutaj nadmienić, że do takiej misji potrzeba mniej więcej tyle paliwa ile na dotarcie do Plutona, kiedyś najodleglejszej planety Układu Słonecznego. Wynika to z tego, że sonda opadająca w kierunku Słońca nabiera energii i prędkości. To problem, bowiem po dolocie do Merkurego prędkość jest na tyle wysoka, że słaba grawitacja najmniejszej planety Układu Słonecznego nie ma szansy jej przechwycić na orbitę wokół siebie. Z tego też powodu naukowcy projektują trajektorię lotu sondy kosmicznej tak, aby przelatywała ona wielokrotnie w pobliżu Ziemi, Wenus czy Merkurego i podczas każdego przelotu mogła oddawać tym planetom nieco swojej energii.
Czytaj także: Pierwsza planeta od Słońca pozuje jako kometa. Skąd Merkury ma warkocz?
Sonda BepiColombo wystartowała z Ziemi już w 2018 roku. Pierwotnie zakładano, że wejdzie ona na orbitę wokół Merkurego w grudniu 2025 roku. Ze względu jednak na usterkę jednego z silników, cały plan misji się wydłużył i aktualnie wejście na orbitę planowane jest na listopad 2026 roku.
Mogłoby się wydawać, że rok opóźnienia to sporo. Warto jednak pamiętać, że japońska sonda Akatsuki, która doświadczyła usterki jednego z silników podczas wejścia na orbitę wokół Wenus, musiała na kolejną próbę podejścia czekać aż 5 lat. Wystarczy tutaj dodać, że po 5-letnim oczekiwaniu, naukowcy prawidłowo wprowadzili ją na orbitę i zrealizowała ona swoją misję wzorowo. Zważając na to, że na pokładzie sondy — a właściwie dwóch sond składających się na BepiColombo — znajduje się aż 16 instrumentów naukowych, jest na co czekać.