Jeszcze do niedawna obiekty wchodzące w atmosferę Ziemi z przestrzeni kosmicznej kojarzyły się jedynie z rojami meteorów, które regularnie obserwujemy na nocnym niebie lub też — w wersji ekstremalnej — z planetoidami, które uderzając w Ziemię, całkowicie zmieniają jej florę i faunę. Nikt jednak nie spogląda w niebo z obawą, że skała z kosmosu spadnie mu prosto na głowę.
To wszystko jednak nie zmienia faktu, że codziennie na Ziemię spada kilkadziesiąt ton skał i pyłu kosmicznego. Jeżeli jednak rozłożymy tę wartość na całą powierzchnię Ziemi, uwzględnimy fakt, że ponad 70 proc. tej powierzchni to morza i oceany, a i na lądzie większość powierzchni to obszary niezamieszkane, okaże się, że zasadniczo raczej na głowę nam nic nie spadnie. Nie ma się czego obawiać.
Czytaj także: O północy potężny śmieć kosmiczny rozświetlił niebo. Fenomenalne nagranie
Być może właśnie dlatego każda informacja o tym, że jakiś fragment kosmicznej skały lub też statku kosmicznego, rakiety czy satelity wszedł w atmosferę, przetrwał lot przez nią i uderzył w powierzchnię Ziemi, natychmiast zwraca uwagę mediów. Do najnowszego zdarzenia tego typu doszło w Kanadzie.
Znajdujesz śmieć kosmiczny na swojej ziemi. Co robisz?
Jak donoszą kanadyjskie media, farmer Barry Sawchuk z prowincji Saskatchewan odkrył sporych rozmiarów fragment statku lub rakiety kosmicznej podczas pracy na swojej farmie w okolicach miejscowości Ituna w prowincji Saskatchewan. Dwumetrowej szerokości, czterdziestokilogramowy fragment opalonego metalu pierwotnie wziął on za jakiś złom. Dopiero gdy farmer uważniej przyjrzał się swojemu znalezisku, okazało się, że nie przypomina to niczego, co znamy z życia codziennego. Sawchuk przyznał, że dopiero liczne warstwy kompozytów sprawiły, że zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest to fragment czegoś, co zostało wyniesione wcześniej na orbitę okołoziemską.
Wkrótce informacja o znalezisku trafiła do astronomów, którzy postanowili sprawdzić, czy da się miejsce i czas znalezienia nietypowego obiektu przypisać do jakiegoś obiektu wystrzelonego na orbitę. Analiza wykazała, że może to być fragment rakiety Falcon 9 wystrzelonej w lutym na orbitę przez SpaceX.
Farmer, który odkrył na swojej ziemi fragment rakiety kosmicznej, przekonuje, że jeżeli będzie mógł, to planuje sprzedać go na aukcji, a środki pozyskane w ten sposób przekaże na rzecz budowy lodowiska hokejowego w swojej miejscowości. Trzeba przyznać, że jest to bardzo zdroworozsądkowe podejście do takiego nietypowego zdarzenia. Nie wiadomo jednak, czy wcześniej SpaceX lub Kanadyjska Agencja Kosmiczna nie postanowią się do niego zgłosić celem odebrania cennego znaleziska.
Czytaj także: Kosmiczne śmieci groźne nie tylko dla rakiet. Coraz bardziej zanieczyszczają światło nocnego nieba
Warto jednak w tej sytuacji spojrzeć szerzej na cały problem. Jeszcze nigdy ludzkość nie wystrzeliwała rakiet w takim tempie jak obecnie. Sam SpaceX od początku roku zaliczył już 90 startów swoich rakiet. Liczba startów w Indiach i Chinach także bardzo szybko rośnie. Na orbitę trafia znacznie więcej rakiet i satelitów niż kiedykolwiek w przeszłości. Co więcej, plany wskazują na to, że tempo wzrostu tej aktywności nie będzie malało przez najbliższe lata. Skoro zatem na orbitę będzie latało więcej rakiet wynoszących tysiące satelitów, to siłą rzeczy coraz więcej takich śmieci kosmicznych będzie wracało na powierzchnię Ziemi.
Może się zatem okazać, że za kilka czy kilkanaście lat co tydzień będziemy czytać o tym, że w lesie, na polu, czy w ogródku przed domem ktoś znalazł fragment satelity, czy rakiety. Zważając na to, że nie sposób ustalić, w którym dokładnie miejscu śmieć kosmiczny zahaczy o stale zmieniające swoją wysokość gęstsze warstwy atmosfery, nie ma możliwości sprawienia, aby takie obiekty spadały tylko na tereny niezamieszkałe. Powstaje zatem pytanie jak sektor kosmiczny planuje chronić ludność na gęsto zamieszkanych obszarach, gdzie każdy taki spadający z kosmosu śmieć kosmiczny może wyrządzić poważne szkody.