Już wkrótce podstawowym sprzętem amerykańskiego żołnierza, niemal równie ważnym jak karabin, ma być smartfon. Za jego pośrednictwem wojownik XXI wieku będzie otrzymywał rozkazy, przekazywał meldunki, a nawet zamawiał zwiadowcze zdjęcia satelitarne (które, dzięki specjalnej flotylli satelitów, otrzyma w ciągu godziny). Same karabiny też mocno się zmienią. Testy broni z samonaprowadzającymi pociskami, które z każdego piechura uczynią strzelca wyborowego, już trwają. Nowoczesne technologie rodem z filmów science fiction wkraczają masowo do wojska – przynajmniej amerykańskiego. Dysproporcja w uzbrojeniu pomiędzy armią USA a jej przeciwnikami, już dziś wielka, stanie się gigantyczna.
Strzelać celnie każdy może
Testowany w Afganistanie XM25, popularny „Punisher”, to nieduży inteligentny granatnik samopowtarzalny. Pozwala zaprogramować pocisk tak, aby eksplodował po pokonaniu wyznaczonej odległości. W ten sposób można np. zasypać odłamkami wroga, który chowa się za rogiem budynku lub murem. Wystarczy, że granat wybuchnie tuż za nim lub nad jego głową. Strzelanie z tej broni jest przy tym niezwykle proste, trzeba tylko dalmierzem laserowym określić odległość od celu i nacisnąć spust. Termowizyjny celownik z zoomem pozwoli natomiast znaleźć przeciwnika w ciemności lub ukrytego w buszu.
– To prawdziwa rewolucja w uzbrojeniu. Amerykanie mówią o nim „game changer”, tzn. że jest na tyle nowatorski, iż zmienia reguły gry – opowiada Remigiusz Wilk, redaktor naczelny magazynu „Broń i amunicja”.
Podobne technologie próbuje się wprowadzać do pocisków karabinowych. To trudne, bo są one dużo mniejsze od granatów i szybciej lecą. Mimo tych przeszkód amerykański instytut Sandia National Laboratories zaprezentował niedawno karabinowy pocisk wyposażony w czujnik optyczny, procesor i sterowane elektromagnetycznie lotki. Dzięki tym dodatkom samoczynnie nakierowuje się na oświetlony laserem cel, sprawdzając i modyfikując tor lotu 30 razy na sekundę. Według zapewnień konstruktorów, z odległości 1 km pocisk ma trafiać z dokładnością 20 cm. Z dzisiejszej broni jest to osiągalne tylko dla strzelców wyborowych. A ich jest niewielu. – Wyszkolenie i utrzymywanie sprawności snajpera jest bardzo drogie. Aby zachował umiejętności, musi oddać dwa tysiące strzałów w ciągu roku. Sterowane pociski pozwolą uzyskać podobną celność każdemu żołnierzowi – mówi Remigiusz Wilk.
Niewidzialny i opancerzony
Dzisiejsze kamizelki i pozostałe elementy zabezpieczające ciało są ciężkie i nie chronią przed wszystkimi pociskami. Na horyzoncie widać już zupełnie nowe rozwiązanie w postaci płynnego pancerza. Pod wpływem uderzenia zawieszone w cieczy mikroskopijne cząstki ustawiają się tak, że zawiesina natychmiast twardnieje i pochłania energię kuli czy odłamka, aby po chwili wrócić do pierwotnego stanu. Firma BAE Systems, która dostarcza wyposażenie również amerykańskiej armii, zaprezentowała niedawno prototyp pancerza łączący taką ciecz z kevlarem. Efektem było zmniejszenie grubości osłony o 45 proc.
Równie ważne jest ukrycie żołnierza. Kolejnym „game changerem” może być aktywny kamuflaż, nad którym pracują różne ośrodki badawcze. Na giętkich ekranach będzie wyświetlał obraz otoczenia, chowając żołnierza przed wrogiem.
– Oczywiście taki system poprawiłby maskowanie, jego opracowanie nie jest jednak łatwe. Ekran musiałby cały czas pracować i być odporny na niszczące czynniki zewnętrze – zastrzega Michał Sitarski z magazynu „Nowa Technika Wojskowa”.
Pentagon na linii
Najlepiej jednak byłoby uniknąć zagrożenia i tak przeprowadzić akcję, aby jak najrzadziej strzelać. Do tego potrzebna jest doskonała świadomość sytuacyjna. Mogą ją zapewnić takie systemy jak wprowadzany właśnie Nett Warrior. Żołnierz może na smartfonie oglądać mapy, położenie swoje i kolegów czy niebezpieczne obiekty, np. podejrzany samochód sfotografowany przez bezzałogowy samolot. Kiedy napotka wroga lub ładunek wybuchowy, informację o tym łatwo przekazuje innym. W razie potrzeby, poprzez strukturę dowodzenia, ważne informacje mogą wędrować aż do poziomu Pentagonu i z powrotem, do szeregowego piechura. Ważna jest odpowiednia selekcja informacji.
Podstawą działania takich systemów jak Nett Warrior jest szybkie i niezawodne źródło informacji. W projekcie SeeMe amerykańska agencja badawcza DARPA planuje wysłać na niską orbitę kilkadziesiąt niedrogich satelitów. Ich zadaniem będzie dostarczenie żołnierzowi obrazu dowolnego obszaru w ciągu maksymalnie 90 minut. Wystarczy, że w swoim smartfonie naciśnie on odpowiedni przycisk.
Dostęp do informacji może ułatwić jeszcze wynalazek firmy Innovega, którym zainteresowała się US Army. Składa się on ze specjalnych okularów i soczewek kontaktowych. Miniaturowe rzutniki w oprawkach wyświetlają obraz na szkłach okularów, a kontaktowe soczewki pozwalają ostro widzieć cyfrowy i naturalny obraz jednocześnie.
Szkielety z tytanu
Osobiste wyposażenie waży średnio 50 kg, czasami dużo więcej. Zważywszy na konieczność odbywania długich marszów i prowadzenia walki, obecny ciężar jest stanowczo zbyt duży (za wartość optymalną uznaje się 25 kg). Z pomocą mogą przyjść egzoszkielety, czyli zakładane na ciało dodatkowe mechaniczne kości i mięśnie. – Szkielety wspomagane pozwalają nieść więcej ładunku i dodatkowo można je obudować osłonami balistycznymi, chroniącymi żołnierza – mówi red. Sitarski. Jednym z takich urządzeń jest opracowany przez firmę Lockheed Martin system HULC, który wspomaga nogi i kręgosłup. Lekkiej konstrukcji z tytanu użytkownik praktycznie nie zauważa. Z obciążeniem 90 kg można chodzić, biegać, klękać i czołgać się. Dodatkowe elementy pozwalają podnosić ciężkie przedmioty.
Szpital polowy w czipie
Już wkrótce dowództwo będzie na bieżąco monitorować stan zdrowia żołnierzy i w razie konieczności szybko reagować. Blast Gauge to testowane przez amerykańską piechotę nieduże urządzenie, które montuje się przy hełmie w okolicach podstawy czaszki. Jeśli żołnierz znajdzie się w strefie wybuchu, gadżet zarejestruje takie parametry jak ciśnienie i przyspieszenia działające na głowę. Zebrane informacje pozwolą lepiej ocenić stan rannego. To dopiero początek diagnostycznych przyrządów. DARPA właśnie ogłosiła rozpoczęcie projektu o nazwie In vivo Nanoplatforms for Diagnostics, którego celem jest opracowanie wszczepianych do organizmu czipów z opartymi na nanotechnologii sensorami. Wykrywając różnego rodzaju molekuły, będą one w stanie rozpoznać infekcję czy przemęczenie. Czipy kolejnej generacji mają uwalniać odpowiednie leki.
W Arizona State University przy współpracy z DARPA prowadzone są prace nad hełmem, który pobudza wybrane obszary za pomocą ultradźwięków. Jego głównym zadaniem ma być zmniejszenie skutków urazów głowy, ale potrafi również wpływać na stan psychiczny, np. zwiększyć czujność albo pomóc zrelaksować się przed snem.
Potrzebne kilowaty
Znaczna część nowoczesnego wyposażenia musi być zasilana prądem. Niestety, obecne baterie nie są ani lekkie, ani zbyt pojemne. Skalę problemu może unaocznić urządzenie testowane w Fort Irwin National Training Center: wykorzystując energię wiatrową i słoneczną, pozwala zasilać jednocześnie trzy laptopy, a przewozi się je w dwóch ważących po 31 kg walizkach.
Wiele firm i instytutów badawczych głowi się, jak dostarczyć żołnierzom energię. BAE Systems pracuje nad łączeniem składników baterii z materiałami konstrukcyjnymi. W ten sposób będą mogły powstać akumulatory, zintegrowane z obudowami urządzeń elektronicznych i innymi elementami wyposażenia. Badaczom z MIT udało się opracować technikę rozpylania baterii na różne powierzchnie i wszywania ich w tkaniny. To jednak może okazać się kroplą w morzu. Potrzebne będą więc nowe typy akumulatorów albo takie rozwiązania jak Squad Mission Support System (SMSS) – autonomiczny pojazd, który jako część systemu Nett Warrior podąża za żołnierzami, wioząc ich ekwipunek i pełniąc funkcję jeżdżącej ładowarki.
Niedźwiedź do pomocy
Oprócz samobieżnych pojazdów żołnierzom piechoty będą towarzyszyły roboty najróżniejszego zastosowania. Legged Squad Support System (LS3) kroczy za właścicielem na czterech nogach, rozpoznając przeszkody i ludzi. Może przejść prawie 40 km na jednym tankowaniu, niosąc 200 kg ekwipunku.
Scout XT firmy ReconRobotics to z kolei mały, półkilogramowy robocik z kamerą, którego można zdalnie wprowadzić do budynku czy jaskini, by sprawdzić, co znajduje się wewnątrz. Mały skaut potrafi widzieć w zupełnych ciemnościach i wytrzyma upadek z 10 metrów.
Jeśli żołnierz zostanie ranny, z pomocą przyjdzie mu BEAR, czyli Battlefield Extraction-Assist Robot. „Niedźwiedź” jeździ na dwóch gąsienicach i ma ramiona zaprojektowane z myślą o podnoszeniu rannych żołnierzy i wywożeniu ich w bezpieczne miejsce.
Roboty na polu bitwy
– Robotyzacja pola walki będzie postępowała. Budowane są różne urządzenia, od małych 5-centymetrowych robotów z kamerami po pojazdy latające i roboty transportowe – opowiada Sitarski.
Nasuwa się więc pytanie – czy nie mogłyby po prostu walczyć roboty? Odpowiedź już całkiem niedługo może okazać się twierdząca. W programie DARPA o nazwie Avatar ma powstać dwunożny, częściowo samodzielny robot zastępujący żołnierza. Szkoda tylko, że ten robot zapewne nie będzie walczył z innymi maszynami, ale zabijał ludzi.