Najsłynniejszy pocałunek na trwałe odmienił losy świata. „Kogokolwiek pocałuję, on to jest, chwytajcie go” – powiedział rzymskim żołnierzom Judasz Iskariota, jeden z dwunastu apostołów. Zaprowadził potem Rzymian do Ogrodu Oliwnego i pocałunkiem wydał Jezusa na ukrzyżowanie. Pomimo tych złych skojarzeń pocałunek nie zniknął z chrześcijaństwa. Michael Penn z Uniwersytetu Pensylwanii w wydanej kilka lat temu książce „Kissing Christians: Ritual and Community in the Late Ancient Church” wspomina o tym, jak w swoich listach (do Tessaloniczan, Rzymian i Koryntian) św. Paweł prosi o „pozdrowienie braci świętym pocałunkiem”. Penn dowodzi, że we wczesnej erze Kościoła całowano się często; pocałunek towarzyszył nie tylko obrzędom liturgicznym, ale i spotkaniom znajomych. Całowanie w usta mogło oznaczać wymianę ducha między całującymi się. Kiedy pocałunek chrześcijański stracił na znaczeniu? Penn nie podaje konkretnej daty, wskazuje jednak na okres reformacji, która sceptycznie odnosiła się do niektórych rytuałów.
Swoje miejsce w historii mają też słynne pocałunki ziemi składane przez Jana Pawła II podczas licznych pielgrzymek. Co ciekawe, pierwszy raz zrobił to trzydzieści lat przed tym jak został wybrany papieżem, w 1948 roku. „Pamiętam, że w pewnym momencie, gdy przekraczałem granicę parafii w Niegowici, uklęknąłem i ucałowałem ziemię. Nauczyłem się tego gestu chyba od świętego Jana Marii Vianneya” – wspominał w książce „Dar i Tajemnica”. Powtarzał ten gest później wielokrotnie, jednak zawsze największe wrażenie robiło całowanie przez papieża ojczystej ziemi tuż po tym, jak na niej wylądował. Lotniska i dworce były świadkami nie tylko tak wzruszających scen.Przywódcy bratnich krajów demokracji ludowej przez wiele lat najczęściej właśnie w portach lotniczych lub na dworcach odprawiali swoisty teatr, budzący raczej uśmiech. Rzucali się sobie w ramiona i bez ceregieli nie tylko ściskali się w specyficzny sposób określany „misiaczkami”, ale i nie żałowali sobie ust.
Polityczna namiętność
Najsłynniejsza scena pocałunku polityków to z pewnością ta odmalowana przez Dmitrija Vrubla, nazwana „Brother Kiss”, czyli braterski pocałunek. Trudno dociec, kto w niej bardziej wpija się w usta, Leonid Breżniew Erichowi Honeckerowi czy odwrotnie. Jedno jest pewne, żadna inna para komunistycznych przywódców tak namiętnie się nie całowała jak wodzowie ZSRR i NRD. Nawet polski I sekretarz KC PZPR Edward Gierek, choć i on „niedźwiedzich” pocałunków nie unikał, takiego stopnia egzaltacji nie osiągnął. Co ciekawe, tak jak chrześcijaństwo nie odrzuciło pocałunku po Judaszu, tak i w krajach postkomunistycznych był on wciąż popularny mimo zmian ustrojowych. Adam Michnik w 2003 roku, uradowany z pozytywnego wyniku referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, gdy tylko pokazano rezultaty głosowania, rzucił się do całowania ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. To właśnie radość jest najczęstszą przyczyną spontanicznych pocałunków.
Oto Times Square w Nowym Jorku, rok 1945. Marynarz całuje młodą kobietę. Słynna scena symbolizująca zakończenie wojny i triumf USA nad Japonią. 27 sierpnia na swojej okładce umieścił ją magazyn „Life” i tak weszła do popkultury. Do dziś nie milkną spory, czy całująca się para pozowała autorowi zdjęcia Alfredowi Eisenstaedtowi, czy też pocałunek był zupełnie spontaniczny.
Angielski styl
Spontaniczności nie brakuje sportowcom. Zdobyte trofeum najlepiej ucałować zaraz po otrzymaniu. Można też ucałować to, czym się gra (rzuca, w czym się biega), emblemat kraju lub klubu czy zapewniający zwycięstwo talizman. Wystarczy nawet najdrobniejszy powód do radości, a usta już są gotowe. Sportowcy mogliby brać przykład z angielskiej rodziny królewskiej. Jej członkowie są mniej ekspresyjni. Dowodem zdjęcie z 1981 roku. Książę Karol całuje świeżo poślubioną Dianę Spencer. Namiętności nie widać. Angielska poprawność. Nie to co u Breżniewa.