“Gospodarka załamie się całkowicie w 1992 r., gdy wyschną szyby naftowe”. Trefne prognozy ekonomiczne

„Dzięki autorom prognoz ekonomicznych lepsze samopoczucie mają autorzy prognoz pogody” – pokpiwał prof. ekonomii Burton Malkiel. Słusznie, bo chociaż wszyscy wiedzą, że gospodarka rozwija się cyklicznie, jeszcze nigdy nie udało się przewidzieć – kiedy, gdzie, w jakiej branży rozpocznie się kolejny kryzys i jakie osiągnie rozmiary

KRACH OSTATECZNY

Do 1981 r. zostaną wyczerpane światowe zasoby złota. W 1985 r. skończy się wydobycie srebra i rtęci, dwa lata później znikną złoża cyny, po nich cynku. Gospodarka załamie się całkowicie w 1992 r., gdy wyschną szyby naftowe. W 1994 r. ludzkość wydobędzie z ziemi resztki ołowiu i miedzi, a w kilka miesięcy zużyje ostatnie zapasy gazu. Potem będzie już wegetować jak w średniowieczu. Ta ponura i absurdalna wizja nie zrodziła się w umyśle pisarza science fiction czy przywódcy apokaliptycznej sekty. Powstała w gabinetach poważnych naukowców i w roku 1972 została zaprezentowana jako tzw. raport Klubu Rzymskiego. Wydana w formie książkowej wywołała ogromne poruszenie, otrzymała prestiżową Nagrodę Księgarzy Niemieckich, dała początek licznym ruchom ekologicznym. Autorom przepowiadającym totalny kataklizm nawet nie zaświtała myśl, że niespełna rok po publikacji ich dzieła wybuchnie kryzys naftowy, który rzeczywiście wstrząśnie światem, ale w zupełnie inny sposób, niż to sobie wyobrażali.
 

ZAGADKA BUFFETTA

Najbogatszego człowieka świata, który zdobył majątek głównie dzięki umiejętnym i długoterminowym inwestycjom na giełdzie, jeden z akcjonariuszy zapytał, jaki powinien być optymalny czas przechowywania papierów wartościowych. „Wieczność” – odpowiedział Warren Buffett. I zrewanżował się zagadką, pytając, jaki roczny zysk powinny przynosić akcje kupione za 250 dolarów, by po stu latach osiągnęły wartość 50 milionów? Padła odpowiedź, że co najmniej kilkaset procent. Tymczasem z prostego rachunku wynika, że jest to zaledwie 13%! Jeśli więc ktoś chciałby sprawić miłą niespodziankę swoim praprawnukom, powinien zainwestować nieduże pieniądze w akcje jakieś solidnej firmy i ukryć je tak głęboko, by zostały odnalezione dopiero w następnym wieku.
 

DWA MIESIĄCE I PO STRACHU

4 marca 1929 r. nowo wybrany prezydent USA Herbert Hoover wygłosił inauguracyjne przemówienie. Oceniając sytuację amerykańskiej gospodarki, oświadczył: „Osiągnęliśmy wyższy poziom dobrobytu i bezpieczeństwa niż jakikolwiek naród w historii świata (…). Jesteśmy bliscy ostatecznego zwycięstwa nad biedą i bezrobociem”. Siedem miesięcy później doszło do krachu na nowojorskiej giełdzie i rozpoczął się kryzys, który miliony Amerykanów skazał na biedę i bezrobocie. Mimo tak kompromitującej pomyłki Hoover nadal nie tracił optymizmu. W marcu 1930 r. zapowiedział, że „w ciągu 60 dni Ameryka upora się ze skutkami zapaści”. Tymczasem zapaść jeszcze się pogłębiła, 12 milionów ludzi straciło pracę, doszło do zamieszek i marszów głodowych. Hoover przegrał następne wybory, jego następca Franklin Delano Roosevelt przeprowadził radykalne reformy, a gospodarka amerykańska wróciła do poziomu sprzed kryzysu dopiero po ośmiu latach.
 

PROGNOZA NA GAZIE

Prezes rosyjskiego koncernu Gazprom Aleksiej Miller zapowiedział przed niespełna dwoma laty, że wartość kapitałowa jego firmy osiągnie w niedalekiej przyszłości bilion dolarów. Ta astronomiczna liczba dałaby Gazpromowi pierwsze miejsce na listach największych koncernów świata. W czasie gdy snuł tę wizję, wartość koncernu rosła w tempie 10% miesięcznie i przekroczyła 350 miliardów dol. Prognoza wydawała się więc realna. Na jej podstawie władze Rosji dzieliły już gigantyczne zyski, które miały wpłynąć do budżetu, zapowiadając m.in. gruntowną przebudowę i unowocześnienie armii. Tymczasem ceny ropy, wywindowane przez spekulantów do poziomu 150 dolarów za baryłkę, gwałtownie spadły do niespełna 40 dol. W ślad za ropą taniał gaz. I wartość Gazpromu, zamiast zbliżyć się do biliona, skurczyła się poniżej 100 miliardów. Koncern widzący się już w roli lidera światowego biznesu wypadł w rankingach poza pierwszą trzydziestkę.
 

POLSKA 2000

Swoich proroków miał także reżim komunistyczny w PRL. Zgodnie z wymogami ustroju działali kolektywnie – jako Komitet Badań i Prognoz PAN „Polska 2000”. Nie przewidzieli żadnego kryzysu, ani wydarzeń grudnia ’70, ani sierpnia ’80, ani upadku dyktatury. Z proroctw powołanego w 1969 r. Komitetu wynikało natomiast, że socjalistyczna Polska będzie się rozwijała harmonijnie, przeganiając pod koniec XX wieku pod względem poziomu życia Wielką Brytanię i zbliżając się do standardów Francji czy Niemiec. Każda rodzina miała do tego czasu otrzymać własne mieszkanie oświetlane prądem z dziesięciu elektrowni jądrowych i jeździć na wakacje własnym samochodem po 1600 km autostrad. U schyłku rządów Edwarda Gierka przepowiadano, że w ostatniej dekadzie tysiąclecia dochód narodowy i tak już zamożnej Polski Ludowej ulegnie podwojeniu. Trochę się w tych proroctwach pomylono, gdyż zamiast wzrostu o 100% nastąpił spadek o 6%.
 

 

 

POWIEDZIELI:

„Fundamenty naszej gospodarki są zdrowe. Mamy niską inflację i ustabilizowany rynek pracy, przedsiębiorstwa osiągają solidne zyski, eksport rośnie. Istnieje co prawda pewien niepokój na rynku mieszkaniowym i związanych z nim kredytów, ale nie są to raczej problemy, które mogą się rozszerzyć na całą gospodarkę. (…) Jestem więc optymistą„ – prezydent George W. Bush na konferencji prasowej 19 września 2007 r.

„Panie prezydencie, czy bessa na rynku nieruchomości może doprowadzić gospodarkę do recesji?” – zapytał dziennikarz n„a konferencji prasowej 15 lipca 2008 r. O tym trzeba by porozmawiać z jakimś ekonomistą. Ja nim nie jestem, ale wierzę, że rośniemy„ – odpowiedział George W. Bush.

„Bardzo mocny i trwały wzrost jest już blisko. Musimy poczekać jeszcze kilka dni, zanim się w pełni ujawni. Róbcie więc swoje i nie traćcie wiary „ – Richard Band, wydawca fachowego magazynu „Profitable Investing Letter” (Zyskowne inwestowanie), w artykule wstępnym z 27 marca 2008 r.

„Najgorsze jest za nami „ – sekretarz skarbu USA Henry Paulson w maju 2008 r.

„Spodziewam się pewnych trudności (…), ale nie przewiduję żadnych poważnych problemów z aktywami wielkich banków i instytucji finansowych „ – Ben Bernanke, szef FED (amerykański odpowiednik naszego NBP), w oświadczeniu z 28 lutego 2008 r.

Siedem miesięcy później upadł największy amerykański holding finansowy Washington Mutual, wyceniany rok wcześniej na 320 miliardów dolarów i sprzedany przez syndyka jako masa upadłościowa za niespełna 2 miliardy. W tym samym czasie jego los podzielił gigant bankowy Lehman Brothers, którego długi przekroczyły 45 miliardów dol., a akcje straciły 95% wartości.

„Według mojego rozeznania, fundamenty Fannie Mae i Freddie Mac są silne i nie grozi im załamanie. W dobrej kondycji idą naprzód „ – senator Barney Frank, szef amerykańskiej Izby Finansowej, 14 lipca 2008 r.

„Nie mamy w planach przekazywania żadnych pieniędzy tym instytucjom „ – sekretarz skarbu Henry Paulson 10 sierpnia 2008 r. Do końca roku rząd, ratując przed upadkiem obie firmy – wpompował w nie prawie 200 mld dol.