Czujny funkcjonariusz kontrwywiadu PRL, kontrolując przesyłki pocztowe do placówek dyplomatycznych, trafił na list od artystki Danuty Nabel-Bochenek do ambasadora USA, który go zaintrygował. Sprawę przesłał do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. „W dokumencie tym Nabel-Bochenek składa gratulacje ambasadorowi oraz informuje go, że jest ona inicjatorem budowy pomnika ku czci kosmonautów amerykańskich, jaki został wzniesiony w Krakowie. Przesłała również zdjęcie tegoż pomnika” – informowali krakowskich kolegów agenci kontrwywiadu z Warszawy. Inspektorzy III wydziału odpowiedzialni za „ochronę środowisk twórczych i naukowych” w Krakowie przystąpili do akcji 30 lipca 1969 r. Otrzymali polecenie natychmiastowego ustalenia „inspiratorów i inicjatorów postawienia pomnika na cześć pierwszego człowieka na Księżycu”. Choć na monumencie zapisano jedynie nazwiska twórców i datę – 20 lipca 1969 r., bez wyrażania intencji, w jakiej został wzniesiony, kierownictwo MSW nie uwierzyło, że powstał bez udziału określonych „ośrodków antykomunistycznej propagandy”. Agenci wywiadu dowiedzieli się o prowokacji z listu do ambasadora USA, a tymczasem w dniu odsłonięcia pomnika, czyli 21 lipca 1969 r., o wydarzeniu informowała „Gazeta Krakowska”. Była to zaledwie kilkuzdaniowa notka zepchnięta na ostatnią stronę gazety obok repertuaru kin i teatrów. Redakcyjna stażystka Henryka Rosiek napisała: „Z ogromnym entuzjazmem i wysiłkiem twórczym powstał na stadionie KS »Bronowianka« 6 m wysokości pomnik ku czci pierwszego człowieka na Srebrnym Globie. Monument został wzniesiony z okazji 25-lecia Polski Ludowej. Całość zaprojektowała Danuta Nabel-Bochenkowa i wykonała wspólnie z Kazimierzem Łaskawskim”.
Agenci SB zestawili fakty: „Z dotychczasowego rozeznania wynika, że wykonawcy pomnika Łaskawski i Nabel-Bochenkowa, już poza zarządem KS »Bronowianka«, pod wpływem lądowania kosmonautów na Księżycu, zadecydowali poświęcić tę rzeźbę na ich cześć, co znalazło odbicie w »Gazecie Krakowskiej«”.
SB WKRACZA DO AKCJI
Pod koniec lipca dziennikarze „Gazety Krakowskiej” odpowiedzialni za oddanie do druku informacji o pomniku zostają wezwani do redaktora naczelnego Czesława Czubały. Henryka Rosiek dowiaduje się, że jest „politycznie mało rozgarnięta, młoda i głupia”. Za karę przez kilka miesięcy ma robić korektę tekstów, zamiast je pisać. Kierowniczkę działu miejskiego Halinę Zawrzykraj zesłano do „działu łączności z czytelnikami”. Później wylądowała w krakowskim ośrodku telewizyjnym, gdzie znalazł się dla niej etat… stolarza. Dopiero wiele miesięcy później dostała zgodę na pisanie i redagowanie informacji. Z pracą w „Gazecie Krakowskiej” pożegnał się dyżurujący w nocy z 20 na 21 lipca redaktor Jerzy Bittner. Zarzucono mu brak czujności, bo przecież – jak oceniono w Komitecie Wojewódzkim PZPR – jako członek partii powinien wiedzieć, że jubileuszu 25-lecia Polski Ludowej nie wolno łączyć z propagowaniem amerykańskich spacerów po Księżycu. Bittnerowi udało się znaleźć etat w Wydawnictwie Artystyczno-Graficznym, gdzie doczekał emerytury. W „Gazecie Krakowskiej” ukazywały się jego artykuły, ale pod pseudonimem.W następnej kolejności SB zajęło się prezesem KS „Bronowianka” Mieczysławem Stachurą, który dokonał odsłonięcia pomnika. Wkrótce musiał odejść z pracy na AGH i został odwołany z funkcji prezesa klubu. Tajniacy dotarli też do 12 spośród kilkudziesięciu osób obecnych na uroczystości odsłonięcia. Namierzyli m.in. reportera Macieja Sochora z PAP i Jerzego Pieśniakiewicza z „Dziennika Polskiego” i zarekwirowali im niewywołane rolki filmowe. Krzysztofa K., byłego pracownika spółdzielni „Fotos”, który zdjęcia pomnika wywołał – zatrzymali, zanim zdążył je wywieźć do Ameryki, tak jak planował. Pracownicy Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk mieli zadbać o to, aby ani w prasie, ani w radiu czy telewizji nie ukazało się ani jedno zdanie o pomniku. Jednak mimo starań, zdjęcia znalazły się za granicą, m.in. jedno ukazało się w „New York Timesie” 22 lipca 1969 r. Ale „Dziennikowi Polskiemu”, który chciał zamieścić fotografię rzeźby wraz z podpisem, nie udało się tego zrobić na skutek interwencji Komitetu Dzielnicowego PZPR Zwierzyniec.W tym samym czasie zaczęła się nagonka na Kazimierza Łaskawskiego – współautora pomnika, a zarazem jednego z sekretarzy w strukturach partyjnych w Starym Teatrze. Jego szef, dyrektor administracyjny w ST powiedział inspektorowi III Wydziału Krakowskiej SB: „Czuję się moralnie winny za wynikłe w tej sprawie skutki polityczne” i podkreślił, że Łaskawski jest załamany. W teatrze esbecy uruchomili „kontakt operacyjny”. Jeden z pracowników ma obserwować Łaskawskiego oraz wciągać go w rozmowy o kosmosie i Ameryce. A przy okazji dowiedzieć się, czy ktoś nie namówił go lub nie zapłacił mu za prowokację. Ale po dwóch tygodniach agent zawiadomił, że Łaskawski: „jest wystraszony, załamany i nie podejmuje rozmowy na temat pomnika”. Dekorator zostaje usunięty z PZPR, nie otrzymuje nagród i podwyżek. Zatrudnia się w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie.
SB poprzez dwóch agentów o pseudonimach Kwiatkowski i Krakus stara się także wyciągnąć informacje od Danuty Nabel-Bochenkowej. Praca tajniaków nie przynosi żadnych rezultatów. Także komisja powołana z inicjatywy KD PZPR Zwierzyniec nie potwierdza podejrzeń, „aby inicjatywa budowy pomnika wypłynęła z określonego wyrachowania politycznego”.
A WSZYSTKO Z MIŁOŚCI
W jednym z meldunków trafiają do Warszawy „sylwetki osób zaangażowanych w nielegalną budowę pomnika: Łaskawski Kazimierz, s. Józefa i Antoniny, ur. 12. VII 1916 w Jaworznie, narodowość i obywatelstwo: polskie, wykształcenie: średnie, zawód wykonywany: malarz, członek PZPR, zatrudniony w Starym Teatrze jako kierownik pracowni malarskiej, rozwiedziony, zam. Kraków, ul. Na Błonie 31. Mieszka wspólnie z Nabel-Bochenkową (…) Od 1951 jest członkiem PZPR. Pełnił przez kilka kadencji funkcję II sekretarza, a także członka egzekutywy. W miejscu pracy cieszy się pozytywną opinią. Bierze czynny udział w pracy społeczno-politycznej. Wykonał dla klubu [»Bronowianka«] wiele plansz i dekoracji z okazji świąt państwowych”. Łaskawski malował wielkie portrety przywódców proletariatu, które aktorzy nosili w pochodach pierwszomajowych. „On był wprawdzie partyjny i sekretarz, ale wyjątkowo przyzwoity człowiek” – tak wiele lat później ocenił kolegę stolarz Andrzej Skoś, pracujący również w Starym Teatrze w Krakowie. „W domu rodzinnym nigdy nie było atmosfery komunizowania” – wyjaśniają córki Łaskawskiego. „Jak mogła być, skoro w czasie okupacji Sowieci wywieźli ojca aż za Ural i zatrudniali jako pastucha. Gdy tylko zezwolono na repatriację, to ruszył do Polski. Podbojem kosmosu nigdy się nie pasjonował”.
„Danusia wymyśliła ten pomnik, nie mam wątpliwości. Była dla Kazika dobrym duchem, inspirowała stale do czegoś nowego, ciągnęła w górę intelektualnie i wprost zarażała romantyzmem” – wspomina Anna Szymańska-Kos, która poznała Danutę Bochenkową w czasie realizacji „Kurki wodnej”. On miał za sobą pobyt na Syberii, jej matka zginęła w Ravensbrück. Kazik był dla niej ciepły i serdeczny, ona imponowała mu talentem, chociaż nie skończyła krakowskiej ASP. „Kazik zbierał pochwały jako dekorator teatralny, Danusia malowała obrazy. Oboje wykonywali też witraże”. W 1971 r. artyści wystąpili o paszporty, żeby wyjechać do USA, ale ich nie dostali. Trzy lata później zmarł Łaskawski. Danuta Bochenek doczekała upadku komunizmu. Zmarła w 1993 r.
A pomnik? Jesienią 1969 r. został zabrany ze stadionu. W esbeckich dokumentach nie ma meldunku o wywózce ani dalszych losach monumentu. Pozostało jedynie zdjęcie Marka Mietelskiego, który sfotografował go w drugiej połowie września, oraz archiwalne egzemplarze „New York Timesa” z 22 lipca.