Skok na mózg

Organy wybitnych ludzi przyciągają naukowców jak magnes. Aby z nimi obcować, niektórzy je po prostu kradną

Wszystko zaczęło się w 1860 roku, gdy niemiecki patolog Rudolph Wagner „wszedł w posiadanie” mózgu Karla Friedricha Gaussa, twórcy podstaw współczesnej matematyki. Wagner orzekł, że powierzchnia mózgu tego genialnego naukowca jest znacznie bardziej pofałdowana niż mózgi, które wcześniej widział. Od tamtej pory uczeni zaczęli prześcigać się w poszukiwaniu anatomicznych źródeł intelektu. Porównywali mózgi osób wybitnych, przeciętnych oraz społecznie nieprzydatnych. Wyniki analiz nie były jednoznaczne i tylko zaogniały spory w tej kwestii.

STRAŻNIK GENIUSZU

Albertowi Einsteinowi, który wiele zawdzięcza odkryciom Gaussa, również zarekwirowano mózg do badań. Gdy zmarł 18 kwietnia 1955 r. w szpitalu w Princeton, sekcję zwłok przeprowadził patolog Thomas Harvey. Wyjaśnił dziennikarzom, że przyczyną zgonu było „obrzmienie na aorcie, która ostatecznie pękła niczym zużyty przewód kanalizacyjny”.

„Times” podał, że ciało skremowano bez ceremonii pogrzebowej „po wyjęciu w celach naukowych, kluczowych organów, w tym mózgu, który wypracował teorię względności i uczynił możliwym przeprowadzenie reakcji nuklearnej”. Rodzina, która o tym fakcie dowiedziała się z gazety, była zbulwersowana – sądziła, że spalono nienaruszone zwłoki. Dr Harvey tłumaczył, że autopsja wiąże się z wyjęciem mózgu i w pewnych przypadkach – zakonserwowaniem go. Obiecał, że organ zostanie wykorzystany do celów naukowych, a raporty ukażą się wyłącznie w specjalistycznych czasopismach.

„Chodziło o mózg geniusza. Nie darowałbym sobie, gdybym go zostawił w zwłokach” – wyznał po latach. Nie łudził się, że wyjaśni fenomen intelektu Einsteina. Zbyt mało wiedział o neuropatologii, by dogłębnie zanalizować bezcenny organ. Chciał po prostu odegrać istotną rolę w ważnym przedsięwzięciu naukowym. Sfotografował więc mózg, poczynił szkice, a nawet zlecił namalowanie jego obrazu! Ponieważ nie dysponował mikrotomem, pozwalającym ciąć preparaty na cienkie skrawki, poszatkował go własnoręcznie na 240 części i zakonserwował.

To, co działo się z mózgiem Einsteina przez kolejne pół wieku, przypomina serial sensacyjno- kryminalny. Pewnego dnia… Harvey po prostu zniknął, a wraz z nim mózg laureata Nagrody Nobla. Życie lekarza pogrążyło się w zamęcie. Podróżował po Stanach Zjednoczonych, wożąc ze sobą bezcenny eksponat, który pojawiał się w dziwnych miejscach: „w skrzyni pod chłodziarką na piwo, w sypialnianej szafie, w prowincjonalnym miasteczku w Missouri albo w hermetycznych opakowaniach Tupperware” – pisze Carolyn Abraham w książce „Niezwykłe dzieje mózgu Einsteina”. „Pewnej zimowej nocy w 1966 roku mózg Einsteina przekroczył granicę kanadyjską w pobliżu wodospadu Niagara, zakonserwowany w dwóch pojemnikach z alkoholem, podzwaniając w bagażniku auta marki Dodge”. Zbierając materiały do książki dziennikarka ustaliła, że Harvey nie działał sam. W sprawę od początku zamieszany był główny wykonawca jego testamentu – Otto Nathan.

Mózg Ulrike Meinhof, współtwórczyni Frakcji Czerwonej Armii, został usunięty z ciała bez wiedzy rodziny i zwrócony dopiero po 26 latach. Bernhard Bogerts analizował jego strukturę, by odpowiedzieć na pytanie: dlaczego 36-letnia kobieta porzuciła swoje dzieci i karierę dziennikarską na rzecz krwawych zamachów terrorystycznych.

Thomas Harvey rzadko i niechętnie udostępniał naukowcom próbki do badań. W końcu w 1998 roku, mając 87 lat, zwrócił mózg Einsteina tam, gdzie sprawa miała swój początek – do szpitala Princeton. Nowym strażnikiem „relikwii” uczynił Elliota Kraussa, głównego patologa tej placówki. Nie ujawnił swoich emocji. „Po prostu postawił pudło na podłodze i wyszedł” – zdradził Krauss w rozmowie z Carolyn Abraham. Powiedział też, że zamierza uczynić z poszatkowanego organu fizyka coś na kształt zbioru bibliotecznego – wypożyczać go do przeprowadzenia analiz. Ale wiadomo, że nie na wszystkie prośby się zgadza.

SEJF Z OCZAMI

 

Podczas sekcji zwłok Einsteina zniknął nie tylko mózg. Henry Abrams, przyjaciel i okulista fizyka, za zgodą administratora szpitala wyjął z ciała… gałki oczne. „Całość zajęła mi jakieś 20 minut. Potrzebowałem tylko nożyczek i szczypiec” – przyznał w wywiadzie, którego udzielił dopiero w 1995 r. Od 40 lat przechowuje oczy Einsteina w depozycie bankowym w New Jersey. Odwiedza je kilka razy w roku, aby się upewnić, że pozostają w dobrym stanie. Nigdy nie zastanawiał się, po co je trzyma. Sam Einstein nie chciał, by ktoś czcił jego ciało, dlatego zażyczył sobie kremacji. Sprzeciwiał się kultowi jednostki. W 1921 r. w USA stwierdził: „Uważam obdarzanie nielicznych wybranych bezgranicznym podziwem i przypisywanie im nadludzkich mocy umysłowych i charakterologicznych za coś uderzająco niesprawiedliwego czy też niesmacznego. Taki los spotkał właśnie mnie”.

20 lat po śmierci Einsteina dokonano kolejnego naukowego przejęcia mózgu. Tym razem ofiarą padła dziennikarka Ulrike Meinhof, jedna z założycielek ultralewicowej organizacji terrorystycznej RAF. Po samobójczej śmierci w więzieniu w 1976 r., wyjęto jej mózg. Neurolog, który badał go podczas autopsji, zauważył w nim klamrę. Będąc w ciąży Ulrike miała silne bóle głowy i zaburzenia wzroku. Podczas operacji, którą przeprowadzono w 1962 r., okazało się, że ma tętniaka mózgu. Lekarze założyli więc specjalną klamrę, która miała zlikwidować ucisk.

Następnie przez pięć lat mózg terrorystki badał Bernhard Bogerts, psychiatra z University of Magdeburg. W 2002 r. oświadczył, że przyczyną zmian osobowości Ulrike Meinhof oraz jej zainteresowania terroryzmem była najprawdopodobniej choroba mózgu i jego uszkodzenie podczas operacji. Dopiero wtedy rodzina zmarłej dowiedziała się o zagarnięciu organu. Córki Ulrike wystąpiły do sądu i odzyskały mózg matki, po czym złożyły go w grobie.

CHORY, ALE WYBITNY

Mózgu nie ma natomiast w grobie Lenina, czyli w mauzoleum na pl. Czerwonym w Moskwie. Wbrew woli rodziny (i samego zmarłego) zwłoki wodza rewolucji październikowej zabalsamowano, a mózg zdeponowano w specjalnym laboratorium. W ciągu trzech lat wokół relikwii „wodza” utworzono moskiewski Instytut Badań Mózgu, którym pokierował słynny niemiecki neurolog prof. Oskar Vogt. Cel został odgórnie sprecyzowany: znaleźć przyczynę śmierci Lenina i źródło jego geniuszu.

Organ sfotografowano i poszatkowano na trzydzieści tysięcy fragmentów. Po kilku latach żmudnych badań profesor stwierdził, że w trzeciej warstwie kory mózgowej znalazł większe i liczniejsze komórki piramidalne, co powiązał ze szczególną umiejętnością skojarzeń, jaką przejawiał Lenin.

Serce Józefa Piłsudskiego spoczęło w grobie jego matki, a mózg przekazano do badań – tak jak sobie tego życzył. 70 lat temu preparat przepadł i do dziś nie został odnaleziony.

Jednak z opublikowaniem rezultatów pierwszych oględzin nie spieszono się. Okazało się bowiem, że mózg Lenina ważył zaledwie 1340 g – mniej niż średni mózg mężczyzny. Dziś wiadomo, że ciężar tego organu nie wpływa na jego sprawność, ale wówczas nie chciano takich rzeczy rozgłaszać. Mało tego, mózg Lenina okazał się zdegenerowany w wyniku arteriosklerozy, na którą cierpiał pod koniec życia. Stwardnienie naczyń blokowało dopływ krwi do mózgu, powodując obumieranie tkanek. Sprawa geniuszu poważnie się więc skomplikowała. Na pomoc przyszła ideologia. Chorobę uznano za efekt wytężonej pracy. „Ten człowiek spalił się wewnętrznie, swoją krew, swój mózg oddał klasie robotniczej bez reszty” – wyjaśnił Grigorij Zinowiew na posiedzeniu leningradzkiej rady deputowanych.

Moskiewski instytut rozwijał się, przybywało eksponatów. Były wśród nich mózgi: Gorkiego, Biełyja, Kujbyszewa, Krupskiej, Kirowa, Ciołkowskiego, Sacharowa, Stalina oraz Majakowskiego.

GEST MARSZAŁKA

Zachęcony tymi wynikami Józef Piłsudski już za życia przeznaczył swój mózg na cele naukowe. Gdy więc zmarł 12 maja 1935 roku, jego zwłoki zabalsamowano, a kluczowy organ włożono do formaliny.

Pałacu Belwederskim dn. 21 maja 1935 roku o godz. 3 po południu z rąk namiestnika Aleksandra Hrynkiewicza i przewiozłem go tego samego dnia w towarzystwie Stanisława Mozołowskiego do Wilna, gdzie umieszczony został w kierowanym przeze mnie Polskim Instytucie Badania Mózgu” – zanotował prof. Maksymilian Rose w książce „Mózg Józefa Piłsudskiego”. We wstępie gen. Stanisław Rouppert pisał o doniosłości tego wydarzenia. „Pierwszy raz zaszedł wypadek, że mózg człowieka genialnego oddano do wszechstronnego architektonicznego zbadania. Ma to dla rozwoju nauki o indywidualnych właściwościach mózgu i dla badań podłoża morfologicznego właściwości psychicznych bardzo doniosłe znaczenie”.

Prof. Rose sfotografował mózg, odciął pień wraz z móżdżkiem, rozdzielił półkule i zdjął oponę miękką. Wykonał odlewy (zazwyczaj robiono jeden, ale tym razem aż cztery). Dzięki zastosowaniu specjalnej techniki uzyskał wierne kopie i dalsze pomiary mógł prowadzić już na odlewach. Stwierdził, że mózg Marszałka był średniej wagi (1460 g), jedynie nieco dłuższy od przeciętnego, a lewa półkula o trzy centymetry szersza od prawej. Szczegółowo opisał architektonikę mózgu Piłsudskiego, lecz wstrzymał się od wysnuwania ostatecznych wniosków i zapowiadał kolejne publikacje. Przyznał jednak, że „każdy znawca przedmiotu już na podstawie badań makroskopowych zwróci uwagę na doskonały rozwój zakrętów tudzież cały szereg innych ważnych szczegółów morfologicznych”.

Niestety przedwczesna śmierć profesora w 1937 r. przerwała badania. Miały być kontynuowane za granicą przez prof. Vogta, tego który badał mózg Lenina, ale w pierwszych dniach wojny preparat zniknął z wileńskiego instytutu, a wraz z nim wszystkie odlewy oraz negatywy. Prawdopodobnie został zniszczony przez Rosjan albo gdzieś przez nich wywieziony.

WATA Z MÓZGU

Naukowcy łasili się nie tylko na mózgi wybitnych osobistości. „Gazeta Białostocka” z 9 marca 1914 roku opisała przypadek Holendra, który przybył do miasteczka Liége w Belgii. „Nazajutrz Corten padł na ulicy rażony apopleksją. Został przewieziony do szpitala miejskiego, gdzie zmarł. Rodzina zażądała wydania zwłok, ale lekarze, których zaciekawił niezwykły przypadek, poddali ciało sekcji bez zapytania o pozwolenie rodziny. Mózg nieboszczyka zainteresował tak bardzo jednego z lekarzy, że przywłaszczył go sobie, a czaszkę wypełnił watą. Kradzież mózgu pozostałaby w tajemnicy, gdyby nie fakt, że Corten ubezpieczył się na życie od nieszczęśliwych wypadków (…). Lekarz przysłany z towarzystwa ubezpieczeniowego oświadczył, że z powodu braku mózgu nie może stwierdzić przyczyny zgonu. Profanacja zwłok z powodu kradzieży i obawa utraty kwoty ubezpieczeniowej wywołała u rodziny stanowcze postanowienie odnalezienia mózgu zmarłego. Czy dokona tego – należy wątpić”.