Palimy się, wyciągnijcie nas stąd! – krzyk astronauty Rogera Chaffee był dobrze słyszalny w głośnikach, rozmieszczonych w centrum kontroli lotów na przylądku Canaveral. Naukowcy widzieli na monitorach, jak kabinę pojazdu Apollo 1 ogarniają płomienie. Roger Chaffee, Ed White bądź Gus Grissom (trudno ich odróżnić w ogniu, zmieszanym z gęstniejącym dymem) próbował otworzyć właz kapsuły. Z powodu różnicy ciśnień nie była to prosta operacja. A powietrze wewnątrz kabiny, składające się z czystego tlenu, było jak mieszanka piorunująca. Ogień ogarnął wszystko w kilka sekund. Obecni na zewnątrz inżynierowie usłyszeli jeszcze krzyk bólu jednego z członków załogi, zanim wysiadły mikrofony. Obsługa naziemna rzuciła się do ucieczki. W końcu Apollo stał gotowy do startu, a paliwo z rakietowych systemów mogło w każdej chwili eksplodować. Gdy po pięciu minutach udało się wejść do kabiny, w fotelach znaleziono trzy usmażone ciała w stopionych kombinezonach. Tak zakończył się naziemny test Apollo 1 przed pierwszym załogowym lotem w kierunku Księżyca. Był 27 stycznia 1967 r. Księżycowy wyścig wkraczał w decydującą fazę. Być może Amerykanie uniknęliby tragedii, gdyby wiedzieli, że w marcu 1961 r. radziecki kosmonauta Walentin Bondarenko spłonął żywcem w podobnych okolicznościach w pożarze kabiny, wypełnionej powietrzem o wzbogaconej zawartości tlenu. Moskwa przez 20 lat utrzymywała ten wypadek w kompletnej tajemnicy. Zwłaszcza przed Amerykanami.
Spod ciemnej gwiazdy
Ameryka była pod wrażeniem rosyjskiego programu kosmicznego, który u progu lat 60. wyprzedzał USA o lata świetlne. Do prac nad podbojem kosmosu Amerykanie skierowali swojego najlepszego specjalistę – sturmbannführera Wernera von Brauna, naturalizowanego nazistowskiego konstruktora rakiet V1 i V2. Po stworzeniu amerykańskiej potęgi w dziedzinie broni balistycznej von Braun został skierowany do produkcji rakiet nośnych, zdolnych zabrać pojazdy kosmiczne poza orbitę Ziemi. Po drugiej stronie żelaznej kurtyny rywalem von Brauna był Siergiej Korolew (Korolow) – konstruktor, który wysłał w kosmos Sputnika i Gagarina. W starciu z von Braunem Korolew nie miał jednak szans. Korzystał bowiem z przechwyconych przez Sowietów technologii, które Niemiec wymyślił jeszcze w latach 30. i 40. Poza tym, po odsunięciu Nikity Chruszczowa od władzy w 1964 r., parcie na podbój Księżyca przez ZSRR osłabło. Dwa lata później Korolew zmarł. Jego następcy nie byli w stanie stworzyć rakiety, zdolnej do wyniesienia ludzi na Księżyc.
Konstrukcja N1 okazała się klapą. Prototypy eksplodowały podczas próby odpalenia. ZSRR dotrzymała kroku USA tylko w bezzałogowych lotach. Jednak pojazd Łuna 15, mający zebrać próbki księżycowego gruntu i wrócić z nimi przed Amerykanami z Apollo 11, rozbił się na powierzchni Srebrnego Globu. Przez większą część lat 60. los rosyjskiego programu kosmicznego spoczywał w rękach agentów KGB, którzy podsycali przekonanie Amerykanów, że Moskwa jest godnym rywalem w wyścigu na Księżyc. Waszyngton albo dał się nabrać, albo tylko udawał. Niemniej na wysłanie swoich ludzi na Księżyc wyłożył astronomiczną wówczas kwotę ponad 25 mld dolarów.
Smarki na orbicie
Misja Apollo 7 miała przywrócić zaufanie w cały projekt, nadszarpnięte tragedią załogi Apollo 1. Jednak z tego lotu do historii przeszedł głównie katar astronautów. Misją dowodził Walter Schirra, jeden z największych jajcarzy w historii NASA. To on w 1965 r., jeszcze na pokładzie Gemini, wywołał panikę na Ziemi. „Uwaga Houston, widzimy niezidentyfikowany obiekt na orbicie biegunowej” – zameldował członek załogi Thomas Stafford, podczas gdy Schirra wyciągnął przemyconą na pokład harmonijkę ustną i zaczął grać „Jingle Bells”. Ostra reprymenda NASA nie przeszkodziła utalentowanemu astronaucie w locie Apollo. Tym razem nie było mu jednak do śmiechu. Schirra złapał katar, którym szybko zaraził pozostałych trzech członków załogi. Zakatarzeni astronauci stali się nieznośni dla obsługi naziemnej. Odmawiali wykonywania rozkazów, zrzędzili i uprzykrzali życie kontrolerom z Houston jak tylko mogli. „Katar w stanie nieważkości to zupełnie inna sprawa. Wydzielina nie spływa, tylko się gromadzi. Mocne dmuchanie w nieważkości po prostu rozsadza bębenki w uszach” – opowiadał potem Schirra. Jego ludzie nie chcieli też włączać kamer, transmitujących co dzieje się na pokładzie. Poszło głównie o to, że astronauci chcieli mieć trochę prywatności w czasie wypróżniania się (które w ciasnej kabinie, w warunkach nieważkości i w związku z koniecznością wyłuskiwania się z kombinezonów trwało około 45 minut). Amerykanie uznali misję Apollo 7 za sukces, jednak awantury z centrum kosztowały Waltera Schirrę i jego ludzi karierę. NASA nie pozwoliła im już brać udziału w misjach księżycowych. Sam Schirra po wylądowaniu odszedł z wojska. Dla żartownisiów nie było miejsca w prestiżowym wyścigu z komunistami. W podboju Księżyca przyszła kolej na bogobojnych chrześcijan, którzy mieli zdobywać Srebrny Glob nie dla zabawy, lecz w imię Boga i demokracji.
Dewocja na księżycu
„Na początku Bóg stworzył niebo i Ziemię” – w Boże Narodzenie 1968 r. te słowa z Biblii usłyszały miliony Amerykanów. Zasiedli przed telewizorami, by obejrzeć, jak wygląda nasza planeta z perspektywy Srebrnego Globu. Załoga Apollo 8 była pierwszą, która zapuściła się na orbitę Księżyca. Przed wylotem astronautów odwiedził Charles Lindbergh, który w 1927 r. jako pierwszy człowiek samotnie przeleciał Atlantyk. Opowiadał, jak za pomocą sznurka mierzył na globusie odległość między Nowym Jorkiem i Paryżem, żeby obliczyć, ile paliwa będzie potrzebował na lot. Była to jedna dziesiąta tego, ile skonstruowana przez von Brauna rakieta nośna Saturn V spalała w ciągu sekundy… Załoga Apollo 8 okrążyła Księżyc 10 razy, czytając dziesięć wersów z Księgi Rodzaju z podziałem na głosy. Dowódca Apollo 8 Frank Borman zakończył biblijny cytat bożonarodzeniowymi życzeniami i słowami: „Niech Bóg was wszystkich błogosławi na dobrej planecie Ziemia”. Słowa te padały jednak w szczególnych i – co tu kryć – niezbyt wygodnych dla załogi okolicznościach. Już po starcie Borman dostał biegunki i wymiotów, które zapaskudziły kabinę Apollo. Usuwanie zanieczyszczeń powiodło się tylko częściowo. W nieważkości wszystko rozprysnęło się w drobne, trudne do wyłapania kropelki, z którymi astronauci musieli sobie radzić na orbicie Księżyca.
Co więcej, bożonarodzeniowe życzenia z kosmosu oburzyły dyżurną ateistkę Ameryki Madalyn Murray O’Hair. Pozwała rząd USA za naruszenie pierwszej poprawki do konstytucji, gwarantującej wolność wyznania. Sąd Najwyższy odrzucił pozew, ale proces ciągnął się kilka lat, wymuszając na NASA zakazanie astronautom składania religijnych deklaracji na orbicie. Dlatego 20 lipca 1969 r. pilot i żarliwy prezbiterianin Buzz Aldrin zaraz po posadzeniu lądownika na powierzchni Księżyca przyjął komunię, ale w tajemnicy przed Houston. Jego dowódca Neil Armstrong też ważył słowa, stawiając stopę na Księżycu. Zamiast odwołań do Boga złożył neutralną światopoglądowo, za to głęboko humanistyczną deklarację: „To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”.
Lądownik Warhola
Następcy Armstronga i Aldrina na Księżycu unikali już tak pompatycznych słów. „Może dla Neila to był mały krok, ale dla mnie jest całkiem spory” – stwierdził Pete Conrad z Apollo 12 kilka miesięcy później. Założył się z Orianą Fallaci, że powie właśnie te słowa. Znana włoska dziennikarka twierdziła, że to NASA ustala, co mają mówić astronauci po wylądowaniu na Księżycu. Zakład opiewał na 500 dolarów, których Conrad nigdy od Fallaci nie odebrał. Conrad nie miał pojęcia, że jego księżycowy lądownik jest zarazem dziełem sztuki. Nowojorski artysta Forrest Myers umieścił na jednej z nóg pojazdu płytkę z rysunkami m.in. Andy’ego Warhola i Claesa Oldenburga. Zatytułował projekt Księżycowe Muzeum, ale mało brakowało, by nigdy nie doszło do jego realizacji. NASA odmówiła zgody, pomogli dopiero inżynierowie firmy Grumman, budujący lądownik. Powód niechęci NASA do współpracy z artystami był prosty: król pop-artu Warhol narysował penisa, a Oldenburg Myszkę Miki. To nie było godne pionierskiej misji, choć na usprawiedliwienie dla Warhola trzeba dodać, że załoga Apollo 12 przemyciła na Księżyc pomniejszone reprodukcje kilku okładek „Playboya”. A już wkrótce wywożenie na Srebrny Glob coraz to dziwniejszych rzeczy stało się nieformalną specjalnością misji NASA. Ten beztroski okres eksploracji Księżyca poprzedziły jednak dramatyczne wydarzenia.
Rachunek za holowanie
„Houston, mamy problem” – to zdanie wypowiedziane przez Jima Lovella z Apollo 13 rozpoczęło najbardziej dramatyczny epizod księżycowego wyścigu. 4 kwietnia 1970 r. w module serwisowym Apollo 13 wybuchł zbiornik z tlenem, niszcząc tę część pojazdu. Astronauci przenieśli się do modułu księżycowego, w którym (mimo braku zasilania, wody i ogrzewania!) po okrążeniu Księżyca wrócili bezpiecznie na Ziemię. Po wylądowaniu firma Grumman (konstruktor modułu księżycowego) wystawiła konkurentom z North American Rockwell, którzy zbudowali zdefektowany moduł, rachunek za holowanie wraku na Księżyc i z powrotem. Kwit opiewał na 312 421 dolarów i 24 centy. Zawierał przy tym 20-procentową zniżkę i obietnicę kolejnego dwuprocentowego upustu, jeśli Rockwell zapłaci gotówką. Ten odmówił zapłaty, przypominając, że podczas poprzednich trzech misji holował produkty Grummana na Księżyc za darmo. I tak zaczęła się zabawa z Księżycem. Stuart Roosa z załogi Apollo 14 zabrał ze sobą nasiona drzew, które po powrocie na Ziemię posadzono w różnych częściach USA lub oddano w prezencie (m.in. rządowi Brazylii i cesarzowi Japonii).
Dowódca tej misji Allan Shepard spełniał się na Księżycu sportowo. Używał szufli jako oszczepu, który w warunkach zmniejszonego ciążenia szybował na fantastyczne odległości. Shepard przemycił też na Srebrny Glob kij golfowy i dwie piłki, dając początek legendom o rzekomym wystrzeleniu piłek golfowych na orbitę. „Druga piłka leciała całe mile” – opowiadał o cudach księżycowej grawitacji. W rzeczywistości piłka poleciała jakieś trzysta metrów i opadła gdzieś w księżycowym pyle. W czasie gdy Shepard wypróbowywał swój kij, towarzyszący mu na Księżycu Edgar Mitchell łączył się telepatycznie z Ziemią. Mitchell, posiadacz doktoratu prestiżowego Massachusetts Institute of Technology, interesował się psychotroniką i zjawiskami paranormalnymi. W NASA mało kto podzielał jego pasję. „Tylko Werner von Braun traktował poważnie moje eksperymenty” – wspominał po tym, jak odszedł z NASA, by założyć Instytut Nauki Noetycznej oraz poświęcić się poszukiwaniu UFO. Namiętny golfista i naukowiec telepata nie zdziałali cudów na Księżycu. Shepard i Mitchell mieli zbadać jeden z pobliskich kraterów, ale pobłądzili i musieli wracać, nie wiedząc, że są zaledwie 30 metrów od jego krawędzi.
Kombinatorzy w łaziku
Po ich powrocie na Ziemię NASA zdecydowała, że na Księżyc polecą jeszcze tylko trzy misje Apollo. Zaczął się wyścig z czasem o to, kto jeszcze załapie się do historii podboju kosmosu. NASA nalegała, żeby na Srebrny Glob wysłać w końcu jakichś naukowców, a nie pilotów wojskowych, którzy będą grali tam w golfa. Armia broniła się przed tym pomysłem – zbyt wielu pilotów spędziło całe lata, przygotowując się do misji, by teraz ustępować miejsca jajogłowym. Zamiast tego postanowiono więc przeszkolić pilotów w geologii. David Scott i James Irwin z załogi Apollo 15 dostali nawet do dyspozycji księżycowy łazik. Jeździli nim po satelicie Ziemi w poszukiwaniu atrakcyjnych próbek geologicznych. Łazik, nazwany Lunar Roving Vehicle (w skrócie Lunar Rover), skonstruował polski inżynier Mieczysław Bekker, który jeszcze przed II wojną światową był w Polsce wysokiej klasy specjalistą od pojazdów gąsienicowych. Dzięki łazikowi Bekkera Irwin znalazł tzw. Skałę Rodzaju – kamień z czasów, gdy powstawały planety Układu Słonecznego. Jednakże astronauci nie radzili sobie ani z geologicznym ekwipunkiem, ani z poszukiwaniami, prowadzonymi bez przerwy przez ponad 18 godzin.
„Żałuję, że nie mogę na chwilę usiąść i pobawić się tymi kamieniami, są takie błyszczące” – mówił Scott, kompletnie wykończony. Po powrocie na orbitę księżycową wraz z Irwinem przez całą dobę odpoczywali, nie robiąc nic poza udzielaniem wywiadów. Kilkudniowa wycieczka po Księżycu skończyła się skandalem. Okazało się, że astronauci mieli ze sobą około 400 kopert ze znaczkami pocztowymi. W tym sto od zamożnych niemieckich filatelistów, za które Amerykanie zainkasowali po 7 tys. dolarów. Po wylądowaniu Scott wysłał je na aukcję do Niemiec, gdzie schodziły średnio po 1500 dolarów za sztukę. NASA wstrzymała aukcję i skonfiskowała pozostałe pamiątkowe koperty, które astronauci mieli dla siebie. Alfred Worden dostał zakaz lotów w kosmos, a Irwin odszedł z NASA i szukał Arki Noego w górach Ararat. Tylko Scott, zaangażowany już wówczas w konstrukcję modułu dokującego do nowych misji, zachował posadę. Zarówno on, jak i Irwin mieli potem na Ziemi poważne kłopoty ze zdrowiem. Niedobór elektrolitów, utraconych w czasie wyczerpującego pobytu na Księżycu, wywołał nieuleczalne zmiany w ich sercach.
Ostatni spacer
NASA zadecydowała, że od tej chwili astronauci będą dostawać wzbogacone napoje. Ale wkrótce uczestnicy misji Apollo zaczęli je przeklinać. „Przez te pieprzone 12 dni zjadłem więcej cytrusów niż przez ostatnie 20 lat. Już nigdy nie wezmę ich do ust” – skarżył się John Young, członek załogi Apollo 16, faszerowany sokami pomarańczowymi, wzbogaconymi potasem. Young sporo się na Księżycu namęczył, urządzając sobie z Charlesem Duke’em zawody w skokach i pozując do zdjęć. Obaj grali też z powodzeniem w piłkę księżycowymi głazami wielkości przerośniętej dyni. W czasie harców Young przewrócił się, próbując podnieść plastikową torebkę z próbkami skał. Zresztą upadki zdarzały się nagminnie. Zwłaszcza w początkowej fazie misji, gdy astronauci używali sztywnych kombinezonów, uniemożliwiających zginanie się w pasie. Najgroźniejszy upadek zaliczył jednak podczas ostatniej misji Harrison Schmitt – astronauta, a jednocześnie wykształcony geolog, który został włączony do załogi Apollo 17 na wyraźne żądanie szefostwa NASA. Schmitt wyrżnął hełmem w skrzynkę z narzędziami, którą próbował podnieść. Stracił równowagę. Przez dłuższą chwilę miotał się na czworakach, próbując wrócić do pionu, co wywołało złośliwe uwagi niechętnej mu kontroli naziemnej.
Ale chwilę później znów hulał po Księżycu. Wraz z dowódcą Eugene’em Cernanem podskakiwał i śpiewał piosenkę „Spacerowałem sobie po Księżycu”. Obaj mieli świadomość, że są ostatnimi na długie lata ludźmi, którzy mają szansę na księżycową przechadzkę. Lot Apollo 17 z grudnia 1972 r. zakończył pierwszy rozdział eksploracji Srebrnego Globu. NASA zdała sobie sprawę, że Rosjanie nie są w stanie podbić Księżyca, a Kongres USA zakwestionował miliardy na partyjki golfa w kosmosie. „Jeszcze tu wrócimy” – powiedział Cernan, otrzepując buty z księżycowego pyłu i wchodząc na pokład lądownika, który miał go zabrać z powrotem na Ziemię. Nie wiadomo, czy miał na myśli ludzkość, czy tylko Jankesów. Jeśli Amerykanów – to raczej się mylił. Wszystko wskazuje, że w XXI wieku wyścig na Księżyc wygrają raczej Chińczycy.
KOSMOS KROK PO KROKU
4 października 1957: Związek Radziecki wystrzeliwuje pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika 1.
29 lipca 1958: w USA zostaje powołana agencja kosmiczna NASA.
12 kwietnia 1961: pierwszy załogowy lot w kosmos – Jurija Gagarina na
pokładzie Wostoka 1.
16 czerwca 1963: pierwsza kobieta w kosmosie – radziecka kosmonautka Walentyna Tiereszkowa.
18 marca 1965: pierwszy spacer w przestrzeni kosmicznej – kosmonauty Aleksieja Leonowa.
20 lipca 1969: ludzie stawiają stopę na Księżycu za sprawą amerykańskiej misji Apollo 11.
19 kwietnia 1971: ZSRR umieszcza na orbicie pierwszą stację – Salut 1.
20 lipca 1976: po 10-miesięcznej podróży na Marsie ląduje amerykańska
sonda kosmiczna Viking 1.
27 czerwca 1978: w kosmos poleciał pierwszy Polak Mirosław Hermaszewski
24 grudnia 1979: wystrzelenie pierwszej europejskiej rakiety Ariane
12 kwietnia 1981: pierwszy lot amerykańskiego wahadłowca Columbia.
19 lutego 1986: Związek Radziecki umieszcza na orbicie Mir załogową
stację kosmiczną.
30 kwietnia 2001: pierwszy kosmiczny turysta – Amerykanin Dennis Tito
na pokładzie rosyjskiego Sojuza.
15 października 2003: Chiny jako trzeci kraj na świecie przeprowadziły załogowy lot kosmiczny statkiem Shenzhou 5.
14 stycznia 2004: prezydent USA George W. Bush zapowiada kolejne
załogowe misje na Księżyc ok. 2020 r., a następnie na Marsa.
2025 ?: pierwszy Chińczyk na Księżycu.
2025 ?: pierwszy Japończyk na Księżycu.
2033 ?: europejska załogowa misja na Marsa we współpracy z USA lub Rosją.