Karlowe Wary – najsłynniejsze z czeskich uzdrowisk i zarazem miejsce, w którym nakręcono lwią część pewnego filmu z roku 2006. Dodajmy: filmu przełomowego, gdyż otwierającego zupełnie nowy (czytaj: bardziej realistyczny i szorstki) rozdział w długiej historii ekranizacji przygód Jamesa Bonda, w którego to po raz pierwszy wcielił się Daniel Craig.
Zgodnie ze scenariuszem “Casino Royale”: kluczowa dla fabuły akcja toczy się w Czarnogórze. Zgodnie z tym, co widzą nasze oczy: chodzi tutaj właśnie o Karlowe Wary (a także oddalone od nich o zaledwie kilkanaście kilometrów miasteczko Loket).
W tym uzdrowisku nazwanym na cześć króla Karola IV każdy miłośnik Bonda może doświadczyć niejednego déjà vu, czy to widząc neorenesansową Kolumnadę Młyńską (we wspomnianym filmie zagrała dworzec kolejowy), czy też dom zdrojowy Łaźnie I (oto tytułowe kasyno właśnie!). Gdzie spędzę noc? Oczywiście w tym samym miejscu, co Vesper Lynd i komandor porucznik Bond, czyli w działającym już od roku 1701 Grandhotelu Pupp, w filmie przemianowanym na Hotel Splendide.
Jednak najbliższe dni wypełnione będą nie tylko emocjami kinofilskimi, lecz także ciężką pracą, w tym przypadku rozumianą jako testowanie flagowca Škody. Czy świat zza kierownicy Superba może prezentować się ekscytująco niczym w filmach o Agencie 007? Czy można znaleźć jakiekolwiek punkty styczne między Jamesem Bondem, a czeską limuzyną z segmentu D? Śpieszę z odpowiedziami.
Elegancja ponadczasowa
W tym przypadku nie ma mowy o przesadnej ekstrawagancji i krzykliwości. Wszystko zgodnie z przepisem następującym: należy wziąć na tapet styl może i zachowawczy, lecz zarazem taki, który prezentuje się schludnie dziś, a w przyszłości nie zacznie trącać myszką. Następnie dołóżmy do tego garść przemyślanych smaczków, dzięki którym całość nie będzie nudna.
Czy opisałem właśnie ekranowy sznyt Daniela Craiga, czy może projekt nadwozia Škody? Chodziło mi zarówno o jedno, jak i o drugie. James Bond po prostu nie może przypominać przestylizowanego influencera modowego tudzież członka boysbandu. Natomiast Superb z założenia nie jest poligonem doświadczalnym dla dizajnerów, tak więc nie mógł przeobrazić się w samochód szokujący np. pod względem proporcji nadwozia. Na szczęście uniknięto podobnego błędu, a efektem jest samochód, który już na pierwszy rzut oka kojarzy się z klasycznymi sedanami (choć tak naprawdę jest liftbackiem) oraz z poprzednimi generacjami tego modelu.
Jednak (tutaj pada kolejne “na szczęście”) dzięki rozmaitym zabiegom stylistycznym – takim jak np. ostre przetłoczenia karoserii, efektownie narysowane reflektory LED Matrix i ośmiokątny grill – całość prezentuje się naprawdę świeżo i dynamicznie. Ewolucja zamiast rewolucji. Tradycjonalista, który potrafi iść z duchem czasu.
Czytaj też: Test Skoda Enyaq Coupe RS – tłusta zielona strzała
Słabość do nowoczesnych technologii
James Bond ma swojego Q, czyli kwatermistrza wydziału naukowo-rozwojowego brytyjskiego wywiadu, który dostarcza słynnemu szpiegowi zapierające dech w piersiach gadżety (choć, zaznaczmy gwoli formalności, że w “Casino Royale” ta postać się nie pojawiła). Natomiast Škoda może korzystać z talentów całego grona wizjonerskich inżynierów, czy to zatrudnionych przez ową markę, czy też działających w ramach Grupy Volkswagen.
Dzięki temu Superb jest pojazdem wręcz naszpikowanym rozwiązaniami z naprawdę wysokiej półki technologicznej. Można tutaj znaleźć m.in. wspomniane już fenomenalne, złożone z trzydziestu sześciu segmentów świetlnych reflektory LED Matrix, a także bardzo dopracowane elementy wpływające na bezpieczeństwo jazdy (np. asystent pasa ruchu, kontrola odstępu z funkcją awaryjnego hamowania, tempomat adaptacyjny i funkcja rozpoznawania znaków drogowych).
Nie zabrakło także kokpitu wirtualnego, udanego systemu Infotainment i rozmaitych “sprytnych” patentów, takich jak nowe, wyposażone w wyświetlacze pokrętła Smart Dials (dzięki nim wygoda obsługi klimatyzacji oraz wentylowania/ chłodzenia foteli weszła na zupełnie nowy poziom) bądź też – tutaj coś dla pedantów – czyścik do wyświetlaczy.
Czytaj też: Test Skoda Kodiaq – SUV dla dużej rodziny
Wzorowa kondycja
James Bond – zawsze, nawet pod muchą lub pod krawatem, nawet w eleganckim obuwiu – musi być ponadprzeciętnie sprawny i nie może łapać zadyszki. Podobnie jest ze Škodą Superb: niezależnie od wersji silnikowej mamy do czynienia z samochodem, który naprawdę sprawnie przemieszcza się z punktu A do punktu B, na komendy wydawane przy pomocy pedału przyspieszenia reagując bez opieszałości.
Podczas wypadu do Czech mogłem poprowadzić cztery wersje silnikowe, zasilane zarówno olejem napędowym (2.0 TDI w odmianach 150 KM/ 360 Nm i napęd na oś przednią oraz 193 KM/ 400 Nm i napęd na wszystkie koła), jak i benzyną (1.5 TSI w układzie miękkiej hybrydy, przenoszące na przód 150 KM/ 250 Nm oraz 2.0 TSI, czyli czteronapędowca generującego 265 KM i 400 Nm).
Wrażenia z jazdy? Oczywiście nie zamierzam w tym miejscu konfabulować, że Superb jest konstrukcją, która serwuje nam doznania ekstremalnie sportowe. Jednak połączenie dobrze zestrojonego zawieszenia (to udany kompromis między komfortem jazdy a odpowiednią sztywnością w zakrętach), precyzyjnego układu kierowniczego, siedmioprzełożeniowego automatu DSG i udanych jednostek napędowych sprawia, iż jazda tym wozem nie wywołuje u kierowcy ziewania.
Czy odczuwam jakiś niedosyt? Tak. W limuzynach nie znajdziemy najciekawszego moim zdaniem napędu, czyli 204-konnej hybrydy plug-in, która pozwala przejechać nawet 130 kilometrów na samym prądzie. Ten układ zarezerwowano bowiem dla nadwozia kombi. Doprecyzujmy: nie znajdziemy na razie, gdyż (co można było podsłuchać w kuluarach karlowarskich) Škoda zmieniła zdanie i w przyszłym roku takie właśnie hybrydowe liftbacki wejdą do sprzedaży.
Luksus przez naprawdę duże “L”
Nie zna życia, kto nie służył w marynarce. Natomiast używaniu słowa luksus w kontekście Škody dziwi się tylko ten, kto nie miał do czynienia z Superbem. Twoje skojarzenia dotyczące czeskiej marki ograniczają się do poczciwej (czytaj: bardzo przystępnej cenowo) Felicii, którą przed paroma dekadami jeździł wujek? A może do pierwszej generacji Fabii, którą posiadał znajomy taksówkarz? Jeżeli tak, zdecydowanie polecam wizytę w najbliższym salonie i wsunięcie się do Superba.
Nowoczesny (choć zarazem uporządkowany i funkcjonalny) projekt kokpitu. Naprawdę wygodne fotele (jeżeli sobie zażyczysz, wyposażone w funkcję masażu) i równie komfortowa kanapa. Zaskakująco duża ilość miejsca i z przodu, i z tyłu. Bardzo dobre wygłuszenie kabiny. Pedantycznie spasowane elementy wnętrza, które wykonano ze świetnej jakości materiałów – zachwycających zwłaszcza w przypadku najbogatszej wersji wyposażenia, czyli Laurin & Klement.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nawet wybredny, mający wysokie wymagania i rozsmakowany w luksusie szkocki szlachic (np. James Bond) nie narzekałby, że przejażdżka Superbem uwłacza jego godności.
Fenomen globalny już od dziesięcioleci
Każdy z filmów o przygodach Agenta 007 – począwszy od roku 1962, czyli od momentu premiery “Doktora No” – to wielki sukces kinowy, a postać brytyjskiego szpiega jest kultowa dla mieszkańców niemal każdego zakamarka naszej planety.
Škoda Superb? Może pochwalić się jeszcze dłuższym rodowodem, gdyż jej korzenie sięgają roku 1934, w którym to zadebiutował model 640 Superb. Od roku 2001, gdy pojawiło się pierwsze z czterech “nowożytnych” wcieleń owego modelu, wyprodukowano już ponad 1,6 miliona egzemplarzy.
Nadmienię, że chodzi tutaj o światowca i kosmopolitę, który podbił całe mnóstwo rynków z rozmaitych stron świata. Nie można tutaj zapominać o Polsce, czyli miejscu, w którym od roku 2015 sprzedano ponad 30,1 tysiąca Superbów w wersji liftback, co zapewniło naszemu krajowi drugą (po Turcji) lokatę w Europie i pozwoliło wyprzedzić o włos nawet Czechy.
Czytaj też: Test Mercedes-AMG GLE 53 Coupe 4MATIC+ – luksus i osiągi w ciele słonia
Ginący gatunek
Wszystko płynie, a świat – jak to świat – przechodzi nieustanne zmiany. W efekcie coraz częściej możemy słyszeć opinie głoszące, iż James Bond to relikt przeszłości, który nie pasuje do współczesnych realiów. Powinien, jak chcieliby niektórzy, zniknąć z popkultury, zostać skazany na zapomnienie, aby jego miejsce zajęło tzw. nowe.
Z podobnymi problemami zmagają się samochody takie jak Superb. Przecież ludzkość na dobre rozkochała się w SUV-ach i żadne znaki na niebie oraz na ziemi nie wskazują, aby ów stan rzeczy miał się zmienić. Efektem jest powolne wymieranie samochodów z nadwoziami trójbryłowymi (choć dotyczy to również kombi).
Nie ukrywam, że smuci mnie ów fakt, tak więc naprawdę gorąco kibicuję Škodzie w tworzeniu coraz lepszych odsłon Superba. Dlaczego? Wierzę, że dzięki konstrukcjom tak udanym i dopracowanym, co samochody, które opisywałem powyżej, limuzyny nigdy nie znikną z kin… Przepraszam: z salonów sprzedaży.