Spektakularne szklano-metalowe sklepienie londyńskiego British Museum robi wrażenie zawieszonego w powietrzu wbrew działaniu grawitacji. W cieniu tego misternego dzieła inżynierów i architektów spoczywają jedne z największych skarbów ludzkości. To dzieła lokalnych artystów, ich geniuszu i szacunku dla miejscowej tradycji. Gromadzone przez stulecia – jako łupy kupców, uczonych, awanturników i podróżników z wypraw do odległych krajów – trafiły pod jeden dach w połowie XVIII w., kiedy powstawała placówka.
Od dziesięcioleci trwa spór o to, czy te skarby powinny wrócić tam, skąd pochodzą. Dla jednych to moralny obowiązek, dla muzealników – dziedzictwo kulturowe całej ludzkości, które lepiej można chronić w zamożnych krajach. Temperaturę dyskusji podniósł były premier Grecji Antonis Samaras, który uznał za „obraźliwy” fakt, że w angielskiej placówce wciąż znajdują się skarby zabrane z Aten. Chodziło mu o kolekcję marmurowych rzeźb wywiezionych z Partenonu w początku XIX w. przez Thomasa Bruce’a, hrabiego Elgin, w czasach kiedy Grecja była pod okupacją turecką. Grecja od lat bezskutecznie zabiega o zwrot „marmurów Elgina”.
Oprócz Greków w kolejce z żądaniami stoją Rapanujczycy, czyli mieszkańcy (obecnie chilijskiej) Wyspy Wielkanocnej na Pacyfiku. Jeden z ich świętych posągów moai zwany Hoa Hakananai’a też znajduje się w londyńskiej kolekcji. O zwrot swoich zabytków zabiegają również australijscy Aborygeni, Turcy, Egipcjanie i kilka krajów afrykańskich.
Dotychczas największe europejskie muzea broniły się rękami i nogami przed takimi pomysłami. Jednak ta postawa zaczyna się zmieniać.
KORONA AFRYKAŃSKICH KRÓLÓW
Amba to używana na terenie dzisiejszej Etiopii nazwa gór o płaskim wierzchołku i bardzo stromych, niemal pionowych zboczach. Na wierzchołku jednej z takich gór swoją bazę założył w połowie XIX w. Kassa Haile Giorgis – pochodzący z ubogiej szlachty watażka z ambicjami politycznymi. W 1855 r. podporządkował sobie większość kraju, obronił go przed atakami z Egiptu i ogłosił się cesarzem Etiopii, przyjmując imię Teodora II. Rządził do 13 kwietnia 1868 r., kiedy pod murami jego fortecy Mekdeli stanęła pięciotysięczna armia brytyjska. Oblężony Teodor w obliczu pewnej klęski zrejterował i popełnił samobójstwo, strzelając sobie w usta z pistoletu, który niegdyś dostał w prezencie od królowej Wiktorii. Anglicy zajęli Mekdelę i skoncentrowali się na zagrabieniu skarbów, które król zgromadził za życia. Według historyków dóbr tych było tyle, że do ich transportu z gór do portu na wybrzeżu Morza Czerwonego Brytyjczycy potrzebowali karawany złożonej z 15 słoni i 200 mułów.
Najwspanialszym łupem były regalia – złota trzypiętrowa korona z wygrawerowanymi przedstawieniami apostołów i ewangelistów, stroje koronacyjne króla i królowej, a także osiem krzyży używanych podczas procesji, kielichy liturgiczne, biżuteria i co najmniej 350 ręcznie pisanych tekstów z historii Etiopii oraz grafik. Wszystkie te obiekty trafiły do Anglii – regalia do Muzeum Wiktorii i Alberta, manuskrypty do British Museum.
HISTORIA CO STRACILIŚMY POD CZAS POTOPU – NASZE ZABYTKI U SZWEDÓW
Polskie skarby wielokrotnie wpadały w ręce najeźdźców, ale jeden kraj zgromadził wyjątkowo wiele łupów
W czasie wojen polsko-szwedzkich,- które trwały praktycznie przez cały XVII w. – a zwłaszcza podczas potopu szwedzkiego w latach 1655–60 – z naszego kraju wywieziono mnóstwo cennych przedmiotów. Szwedzi splądrowali co najmniej 17 archiwów i 67 bibliotek, m.in. w Braniewie, Poznaniu, Warszawie, Toruniu, Bydgoszczy, Malborku, Grudziądzu, Gnieźnie, Lublinie, Jarosławiu, Wilnie, Sandomierzu, Radomiu i Krakowie.
Wywieźli tysiące ksiąg z bibliotek królewskich, kościelnych i magnackich – w tym tak ważne dla naszej historii jak Statut Łaskiego ze spisem praw i obowiązków szlachty i oryginałem „Bogurodzicy”, dzieła Kopernika, dzieła naukowe, mszały, psałterze, a nawet rysowane panoramy polskich miast. Zabrali także dwie zbroje i miecz koronacyjny króla Władysława IV, miecze i szable Jana Kazimierza, Zygmunta Augusta, Jana Zamoyskiego, ołtarz, ambonę i chrzcielnicę z Oliwy, a nawet dzwon z katedry w Toruniu. I tysiące innych zabytków.
Niestety, zgodnie z prawem wszystkie te rzeczy należą dziś do Szwedów. Zrzekliśmy się dochodzenia praw do nich w Traktacie Oliwskim, który kończył potop szwedzki. Do Polski wróciło nie wiele – kilka oddanych po dobroci skrzyń ksiąg z królewskiej biblioteki. Ostatni zwrot nastąpił w 1974 r., kiedy szwedzki premier Olof Palme przywiózł do
Warszawy tzw. rolkę sztokholmską. Wyjątkowy 16-metrowej długości obraz pędzla nieznanego artysty przedstawia wjazd orszaku ślubnego Jana III Wazy do Krakowa. Przechowywany jest na Zamku Królewskim w Warszawie.
Etiopia nigdy nie pogodziła się z tą stratą. W 2008 roku zażądała zwrotu zagrabionych dzieł. Tajne negocjacje trwały aż 10 lat. I po raz pierwszy brytyjskie muzeum ustąpiło!
Tristram Hunt, dyrektor Muzeum Wiktorii i Alberta, postanowił, że 20 zabytków z kolekcji wróci do Etiopii na 150-lecie bitwy o Mekdelę. Jednak jest tu pewien haczyk. Regalia
wracają do Afryki nie jako zwrot własności, lecz – co bardzo ważne dla prawników – jako długoterminowe wypożyczenie. Etiopska korona w etiopskim muzeum będzie pokazywana jako własność Wielkiej Brytanii. – Jesteśmy zachwyceni tym nowym partnerstwem pomiędzy Etiopią i Muzeum Wiktorii i Alberta i liczymy na dalszą współpracę przy
obopólnych korzyściach – powiedział etiopski ambasador w Londynie Hailemichael Aberra Afework, ogłaszając porozumienie. Co dokładnie miał na myśli i co na tym zyskują Anglicy – możemy się tylko domyślać.
ODDANE, SKRADZIONE, ZNISZCZONE
Jeszcze dalej chcą pójść Francuzi. Prezydent Emmanuel Macron podczas wizyty w listopadzie 2017 r. w Wagadugu, stolicy Burkina Faso (dawnej francuskiej kolonii Górna Wolta) powiedział, że nie potrafi zaakceptować faktu, że tak wiele spuścizny kulturowej krajów Afryki jest przechowywane we Francji. I zapowiedział, że w ciągu pięciu lat chciałby dokonać zwrotów zagrabionych zabytków.
SZTUKA ZAGINIONE DZIEŁA – CZEGO WCIĄŻ SZUKAMY?
Najcenniejsze i wciąż nieodzyskane zabytki zrabowane z Polski podczas II wojny światowej:
– „Portret młodzieńca” Rafaela zrabowany z Muzeum Czartoryskich w Krakowie,
– 25 rysunków Albrechra Dürera, kolekcja zrabowana z Zakładu Ossolińskich we Lwowie,
– Madonna Wieluńska, srebrny relikwiarz zrabowany z kościoła w Wieluniu,
– „Chrystus upadający pod krzyżem”, obraz Petera Paula Rubensa zrabowany z Muzeum Narodowego w Warszawie,
– „Abdykacja Jana Kazimierza” Jana Matejki, szkic do obrazu zrabowany z kolekcji Stefana Steinhagena,
– „Wyjazd na polowanie”, obraz Józefa Brandta zrabowany z Muzeum Śląskiego w Katowicach,
– „Król Stanisław August ogląda Zamek Warszawski po pożarze w roku 1765” autorstwa Canaletto, zrabowany z Muzeum Narodowego w Warszawie,
– „Madonna z Dzieciątkiem”, obraz Lucasa Cranacha Starszego, zrabowany z Lądka Zdroju,
– „Ecce Homo”, obraz Antona van Dycka zrabowany z warszawskiej kolekcji Stanisława Jackowskiego.
W środowiskach muzealników zawrzało. Dotychczas władze kategorycznie odrzucały wszelkie roszczenia i przypominały, że dzieła sztuki w nowych krajach dawnej Francuskiej
Afryki Zachodniej nie byłyby bezpieczne, podczas gdy Paryż opiekuje się nimi w imieniu nas wszystkich. W tym drugim stwierdzeniu jest zresztą trochę racji. Pierwszych zwrotów dzieł sztuki do Afryki dokonali w 1973 r. Belgowie, krytykowani przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ przez Mobutu Sese Seko, ekstrawaganckiego prezydenta Zairu (obecnie Demokratyczna Republika Kongo). Szybko spakowali 144 zabytkowe obiekty i po cichu odesłali je do swojej dawnej afrykańskiej kolonii. „Niemal wszystkie zabytki zostały ukradzione i bardzo szybko wróciły do Europy – na czarny rynek dzieł sztuki” – pisał w „The Economist” Guido Gryseels, dyrektor belgijskiego Muzeum Afrykańskiego, które dokonało zwrotu.
Prezydent Macron tym przykładem się jednak nie przejął. Zamówił raport na temat sztuki afrykańskiej we francuskich zbiorach. W 108-stronicowym dokumencie ogłoszonym pod koniec ubiegłego roku francuska historyk sztuki Bénédicte Savoy i pochodzący z Senegalu pisarz i ekonomista Felwine Sarr mówią o sposobach zdobywania zabytków przez kolonialną Francję, używając określeń takich jak „złodziejstwo, plądrowanie, rabunki, oszustwa i zgoda na wywóz wyrażana pod przymusem”.
Dokument ten może mieć daleko idące konsekwencje. Szacuje się, że aż 90–95 procent dzieł sztuki afrykańskiej znajduje się dziś poza Afryką! Francja ma w swoich zbiorach
około 90 tys. obiektów, z czego lwią część, czyli 70 tys., w jednym miejscu – w paryskim muzeum Quai Branly. „Nie chodzi oczywiście teraz o zwrot wszystkiego, ale o zachowanie zdrowej proporcji pomiędzy muzeami w Europie i Afryce” – mówiła w wywiadzie dla „New York Timesa” Bénédicte Savoy. Francuzi szykują zwrot do Ghany kilkudziesięciu rzeźb z kolekcji Luwru. W ich ślady idą Niemcy i oddają Namibii 500-letni kamienny krzyż, choć akurat ten zabytek trudno uznać za wytwór sztuki afrykańskiej.
Był bowiem znakiem nawigacyjnym ustawionym przez żeglarzy z Portugalii.
MUZEUM W BARAKACH
Podobnych inicjatyw przybywa. Ponadstuletnie kości Aborygenów zostały niedawno zwrócone przez waszyngtońskie Smithsonian Institution do Australii. Wcześniej na podobny ruch zdecydowały się dwa muzea brytyjskie i szpital z Berlina, które także miały w swojej kolekcji kości pierwszych Australijczyków. Niemcy zwrócili też szczątki kanadyjskich Indian. Kilka europejskich muzeów zgodziło się na „bezterminowe wypożyczenie” licznych zabytków do Nigerii, która planuje na 2021 r. otwarcie Muzeum Królewskiego upamiętniającego m.in. czasy świetności leżącego na jej terytorium Królestwa Beninu, splądrowanego przez Anglików i Francuzów.
Włosi oddali Egiptowi jeden obelisk, a Anglicy Kanadyjczykom plemienne maski. Ciekawe były losy kultowego totemu z Zimbabwe (dawna Rodezja). Osiem kamiennych rzeźb przedstawiających drapieżnego ptaka znajdującego się w herbie kraju stało w tzw. Wielkim Zimbabwe – potężnym i wciąż dość tajemniczym kompleksie kamiennych świątyń i warowni z XII–XV w. Wykute w miękkim szarozielonym kamieniu 30-centymetrowe ptaki o ludzkich kończynach siedziały na metrowej wysokości kolumnach. Siedem zostało zabranych stamtąd do RPA na początku XX w. przez brytyjskiego kolonizatora Cecyla Rhodesa. Sześć wróciło na miejsce – RPA oddała je w 1981 r. Siódmy wciąż zdobi prywatną sypialnię Rhodesa w przerobionym na muzeum jego domu w RPA.
Poza krajem długo pozostawał jeden ptak, który w 1907 r. z Zimbabwe trafił do Berlina z niemieckim misjonarzem. Spędził tam prawie 40 lat, aż razem z wieloma innymi zabytkami upadającej III Rzeszy został zrabowany przez Armię Radziecką i przewieziony do Leningradu. Do Niemiec wrócił z Rosji pod koniec zimnej wojny. A w 2003 r.
został wysłany w drogę powrotną do domu po wyjątkowo intensywnych wysiłkach dyplomatycznych. W Zimbabwe przypisuje mu się moc niemal magiczną. Jednak nie wszystkie kraje Afryki są w równym stopniu zainteresowane odzyskiwaniem swej własności.
Tanzania, dawna niemiecka kolonia, odmówiła przyjęcia 20 tys. zabytków, które chcieli jej zwrócić niemieccy posłowie z Partii Zielonych. W wydanym oświadczeniu Afrykanie ogłosili, że nie mają gdzie ich przechowywać. Wielkie muzea w Afryce subsaharyjskiej dopiero zaczynają powstawać. W Wagadugu, gdzie Macron ogłosił, że Francja będzie zwracać zagrabione zabytki, muzeum składa się z pięciu budynków, opisywanych jako zarośnięte trawą baraki. Zabytków w nich jest tak mało, że zmieściłyby się w jednym pokoju.
TECHNOLOGIE JAK ODZYSKUJE SIĘ DZIEŁA SZTUKI – APLIKACJA DLA DETEKTYWÓW
Całkiem sprawnie idzie nam odzyskiwanie dzieł sztuki zagrabionych w czasie II wojny światowej Ministerstwo Kul tury i Dziedzictwa – Narodowego monitoruje m.in. aukcje i antykwariaty sprawdzając, czy nie wypłynie w nich coś z polskiego katalogu strat. Dzięki temu dało się odzyskać już kilkaset obiektów, w tym dzieła takich artystów jak Chełmiński, Kossak, Gierymski, Brandt, Fałat, Gerson czy Matejko. Rejestr przedmiotów odnalezionych i wciąż poszukiwanych prowadzony jest na stronie www.dzielautracone.gov.pl.
Powstała także aplikacja Art Sherlock, która po zrobieniu zdjęcia komórką porównuje obraz z tą bazą. Dzięki temu niedawno udało się odnaleźć zaginiony obraz Pietera de Ringa „Martwa Natura” z 1650 r. Przez kilkadziesiąt lat wisiał na ścianie w jednym z berlińskich muzeów.
Kongo, po wpadce z pierwszymi zabytkami zwróconymi przez Belgów, swoje wielkie muzeum dopiero buduje (za pieniądze od zaprzyjaźnionych biznesmenów z Korei
Południowej). Do tego dochodzi jeszcze problem bezpieczeństwa. W Mali terroryści z grup sympatyzujących z tzw. państwem islamskim splądrowali muzea w Timbuktu i Gao. Próbowali m.in. spalić zabytkowe księgi. Jednak bibliotekarze przechytrzyli wandali, podkładając im do spalenia bezwartościowe pozycje. Nawet w Egipcie, który ma rozbudowaną sieć opieki nad swoimi bezcennymi zabytkami, w czasie Arabskiej Wiosny doszło do włamania do Muzeum Egipskiego w centrum Kairu. Napastnicy na szczęście ukradli tylko kilka niezbyt wartościowych obiektów z holu wejściowego. Najgorzej los obszedł się z muzeami w Iraku i Syrii. W czasie amerykańskiej „wojny z terroryzmem” i syryjskiej wojny domowej zostały one kompletnie splądrowane. Zabytki trafiły na czarny rynek antykwaryczny lub zostały zniszczone przez fanatyków.
MORALNOŚĆ CZY BIZNES?
Przez lwią część naszej historii obowiązywało prawo łupu. Z podbitego terytorium wolno było wywieźć wszystko i kolonizatorzy skwapliwie z tego korzystali. Zmieniło się to dopiero po II wojnie światowej, dzięki konwencji haskiej o ochronie dóbr kultury podczas konfliktów zbrojnych z 1954 r. Dopiero wtedy jednoznacznie zabroniono rabunku. – Żadne państwo czy uczestnik konfliktu zbrojnego nie ma teraz prawa niszczyć, uszkadzać, plądrować lub grabić tereny okupowane – mówi prof. Kamil Zeidler, prawnik, ekspert w dziedzinie międzynarodowej restytucji zabytków z Uniwersytetu Gdańskiego.
Eksperci mówią, że kwestia zwrotów dóbr kultury jest zawieszona w przestrzeni między moralnością, polityką, prawem i ekonomią. Każdy z tych wierzchołków czworokąta ciągnie sprawę w swoją stronę i nieoczekiwanie może ją rozstrzygnąć. Zdarzały się zwroty zupełnie nieuzasadnione prawnie, ale zdarzały się też sytuacje, kiedy ewidentnie prawo mówiło o tym, że należy coś oddać, a i tak to nie nastąpiło. Niedawne gesty dobrej woli w kierunku Afryki mogą mieć podłoże biznesowe. Na Czarnym Lądzie intensywną ekspansję gospodarczą prowadzą Chińczycy, więc kraje europejskie próbują zyskać sympatię rządzących. Ale zdarzają się także i wielkie porywy serca, takie jak decyzja muzeum Kon-Tiki w Oslo.
Postanowiło ono zwrócić na Rapa Nui tysiące zabytków zabranych stamtąd w latach 50. ubiegłego wieku przez archeologa-samouka Thora Heyerdahla. – Wszystkie one powinny znaleźć się tam, skąd pochodzi ich kultura. Tam, gdzie przynależą sercem, a skąd zabrał je mój ojciec – mówił niedawno Thor Heyerdahl junior syn wielkiego żeglarza i odkrywcy podczas skromnej ceremonii. Czy oznacza to, że i British Museum odda marmury Elgina do Partenonu? Raczej nie, jeśli w grę nie będzie wchodził jakiś poważny biznes. Na porywy serca nie ma co liczyć.
Marcin Jamkowski – jeden z organizatorów wyprawy, która wydobyła z Wisły 20 ton marmurów króla Jana Kazimierza zrabowanych w 1656 r. przez Szwedów.
Współautor książki i filmu dokumentalnego „Uratowane z potopu”